Lubeka
jest super! Eklektyzm pełnowymiarowy.
Czego tu nie ma! Kościoły imponujące gotyckim rozmachem i całe mnóstwo konstrukcji arcyzabawnych, jak budynek słynnej cukierni Niederegger (bo Lubeka to miasto marcepanów, a ta cukiernia słynie z nich już ponoć drugie stulecie – chociaż dziś w witrynce pyszności mnóstwo różnych było a marcepanów akurat najmniej – co dla mnie akurat bez żalu:))
A w lubeckim bonusie jeszcze urocza promenadka:))
Promenadka wyprowadza na przedmieścia, całkiem przyjemna mieścinka Bad Schwartau
(co to niby Bad, ale bez tradycyjnego dojczlandowego nadęcia)
Z Badu traskę mam bardzo obiecującą zaplanowaną przez Plon (“o” z takimi kropkami, gdzie one na klawiaturze laptopa są????), wody tam sporo, jeziorka jakieś, przesmyki, widoczki pocztówkowe obiecują… Tymczasem wodę mogę dostać już zaraz, już za momencik i to całkiem blisko, ledwie za Bad wyjechawszy chmurze czarnej jadę naprzeciw i po ciepłym przedpołudniu w kilka minut zostaje jedynie ciepłe wspomnienie.
ODWRÓT!
Gnam do Schwartau na łeb na szyję, wicher huraganowy – dobrze chociaż że w plecy! a ziąb robi się dramatyczny. Dopadam stacji – pamiętałam że jest, pojęcia nie mam czy będzie dziś coś jeździć ale Schleswik staje na wysokości, oto i truchło nadjeżdża.
Niemniej nie wsiadam. Biletu w niemieckim pociągu już nie zakupisz.
Siedzę pod wiatą, lać zaczyna potężnie a zimno jest jak w styczniu. 6 stopni!
Zgrabiałymi paluszkami odpalam DB Navigator, międlę te pociągi, wreszcie się udaje – jest bilet. Jest i następne truchło, w samą porę bo już wpadam w dygot.
Truchło (do Kilonii) jedzie przez ten Plon, zaklinam jak polski wróż te deszcze i oto na moment chmury się rozstępują, wysiadam i jest:)))
Bardzo przyjemne miejsce,
trafiam na cudowną kawiarnię, pyszności, pyszności… I ciepło:)))
Przerwa w ulewie trwa mniej niż godzinę, wracam jeszcze na sucho na stację – truchła do Kilonii jeżdżą co pół godziny (jeśli jeżdżą). Jest farcik, kolejny jest o czasie i w strugach deszczu dowozi mnie na imponujący dworzec.
W Kilonii nie widzę za wiele, w amoku wodnym dopadam hotelu i tylko za kilka godzin wytaczam się na krótki bezrowerowy spacer. Najciekawsza w mieście promenada Kiellinie okazuje się poza walking dystansem i zostaje w moich planach na następny raz. Jest tak zimno, że czuję że mózg mi zamarza. Brrrrrr
- DST 26.95km
- Czas 01:35
- VAVG 17.02km/h