prognozowane na początek października dni z dwudziestką plus na termometrze zachęciły mnie, żeby wypadzik jeszcze jakiś uknuć.
I oto
w pochmurny, ale ciepły poniedziałkowy poranek wysiadam na dworcu w Pszczynie.
Przy czym “wysiadam” niedokładnie oddaje stan rzeczy. Wyskakuję! A pomocny współpasażer zrzuca mi (na mnie???) rowerek. Nie jest to przyjazny peron. Dodatkowo straszą też “schody do nieba” – te szczęśliwie udaje się ominąć, guzik odpowiedni wcisnąwszy można doczekać rozsunięcia bramki przy przejściu przez tory ” w parterze”.
Dobre i to.
Pszczyna nie została wybrana przypadkowo. Bo tu właśnie jest zamek Daisy von Pless (“Magnat”? Pamiętacie?) no i rzut beretem do zapory Goczłkowickiej, gdzie ślad WTRu można złowić. Tiaaaaa. Powiem tak:
Zamek
nie zawiódł:))))
Do zapory
prowadzi bardzo wygodna ścieżka, raz tylko przez jezdnię na drugą stronę przechodząca, co można wybaczyć – zwłaszcza widząc taki informacyjny system :
No i gdzieś tu właśnie ślad WTRu powinien się pojawić…
O! Jest!
Że co? Zjazd niewygodny? No proszę nie marudzić! Proszę się cieszyć z dojazdu na asfalt! Proszę spojrzeć czego doświadczyli jadący z drugiej strony!
Asfaltu niestety za dużo z tej strony też nie było. Szczęśliwie przez wjazdem na wał udało mi się ustalić, że jest tam szutr łamany na błotko. Bo jak nie pada to szutr a jak pada to kałuże. Ostatnio padało….
Tak i w ramach kary za próbę jazdy szlakiem przyjemnym i bezpiecznym wywala mnie na krajową 7
która tak wyglądała przez ten jeden krótki moment kiedy przejechałam na żółtoczerwonym a cała banda TIRów na światłach została.
No nic to, jadę nienerwowo, przecież już tu zaraz znowu ślad WTRu będzie.
Mówisz – masz!
No dobra, jest objazd. Droga 993.
Szału może nie ma, ale w sumie – byle do Jawiszowic. No tam to już na pewno. Na bank. Wszędzie napisane. Od Jawiszowic super WTR. Jadę!
Zonk. Jawiszowice i Brzeszce jedna masakra. Kostkowe ścieżki wzdłuż drogi głównej, wszystkie próby zjechania na WTR bez sukcesu. Budowa obwodnicy Oświęcimia. Rozryte wszystko totalnie. Glina, błoto. Info o braku przejazdu brak.
Dobra, jadę dalej 933 do Oświęcimia. Po drodze miejscowość Rajsko, ale wcale rajsko nie jest, męcząca dość telepka w sporym ruchu bez pobocza. No ale już niedaleko.
W Oświęcimiu to już na pewno!
Otóż istotnie. Początek może nieszczególny,
ale polepsza się.
I jest ślad WTR!
Tia………
Znowu zjeżdżam na główną. Podobno jak tylko przejadę przez most to będzie już NAPRAWDĘ fajnie. Jest most.
Super!
Na liczniku 60km, z czego WTR przejechałam może 5. No ale na drogowskazie do Krakowa też 60 – już się cieszę jak sobie teraz wygodnie pomknę… Tak, wiem, że już wiecie.
Ja też wiem zaraz po tym jak spotykam jadącego z naprzeciwka gościa który na tym suchutkim asfalcie straszy kołami uglinionymi w stopniu niepokojącym.
Nooo – gość mówi – da radę się przedrzeć. Ale jest glina i jakiś w jego ocenie straszny podjazd. Kłopot, że nie bardzo pamięta gdzie, w necie coś piszą o tej glinie, raz że Kamień, raz że Okleśna. Następny radzi, żeby uciekać już w Miętkowie, bo wygodny dojazd do wojewódzkiej. Jeszcze jeden coś o jakimś promie wspomina, ale że to naokoło i też terenowe odcinki. Co za męka. Wybieram wariant najbardziej oczywisty czyli ten Miętków.
Wreszcie trafia mi się kilka kilometrów fajnego – chociaż nie najnowszego – spokojnego asfaltu. Fajnie. Za to droga 780 – dramat. Ruch straszny. Hałas. Rany.
(chociaż atrakcyjnie się zaczyna…)
Kilometry dłużą się na maksa. Wreszcie dopadam węzła Kryspinów, odbicie w stronę autostrady – i jest odrobina wytchnienia.
Końcówkę ratuje mi życzliwie przygodnie napotkany Krzysztof, sprawnie przeprowadzając przez ścieżkowe przedkrakowskie meandry prosto na pocztówkowe atrakcje wyprowadzając. Krzysztof – dzięki!
Tak i na 120km trasy jazdę WTR zaliczam w postaci 10 km do Miętkowa i kilka km przed Krakowem. O co chodzi z tymi zachwytami????????
- DST 135.67km
- Czas 06:35
- VAVG 20.61km/h
mapka ze stravy jest tutaj
PS. Dziś złamię swoją zasadę TPR – Tylko Pozytywnych Rekomendacji. O miejscówkach, gdzie jadło się słabo albo spało niewygodnie nie piszę. Albo raczej NIE PISAŁAM. Do teraz.
Gdyż do Krakowa przybywszy pod zarezerwowany adres hotelu Hilton Double Tree na Grzegórzkach się udawszy po dniu dość męczącym klamkę pocałowałam. Gdyż polityka hotelu stanowi – rowerów nie wpuszczamy. Pan w recepcji poinformował, że rower może zanocować przed hotelem. Na ulicy do stojaka przypięty. I w dupie tam, że to rower nie taki zwykły, że 350,000km i inne takie tam. Że skoro może mieszkać w hotelu pies to czemu nie rower. (Czemu???????)
W dupie programy lojalnościowe, Hilton Honors, i że w tych Hiltonach najróżniejszych już z niebieskim tyle razy bez problemu nocowaliśmy. W tym nie. I bez dyskusji. Obiecałam Panu, że Hotel na blogu się ze swoją postawą znajdzie – zatem oto jest. Zwłaszcza że Sam Pan Dyrektor Hotelu przepis antyrowerowy potwierdził. Łaskawie oferując niebieskiemu na przyszłość nocleg w bagażowni. Jeśli będzie miejsce. A jeśli nie – tak, przed hotelem. Senkju. Bardzo miło zanocowałam u konkurencji.