Poranek przyniósł odkrycie – Kołobrzeg można polubić również za dnia. Bo przed sezonem to zupełnie inne miejsce niż to paskudztwo, jakie widziałam latem 2020. Całkiem miłe:))
O ile Kołobrzeg z lipca zapamiętałam źle, to nadmorska leśna ASFALTOWA ścieżka zostawiła same dobre wrażenia. Ruszam więc znanym śladem,
licząc na więcej “promenadkowych” atrakcji. Gdyż w 2020 nad morzem jechałam tylko do Mrzeżyna, odbijając w interior do Trzebiatowa. A tu na mapach szlak leśny kusi, tabliczki zachęcają do skorzystania z wielokilometrowej ścieżki do Pogorzelicy – która istotnie początek ma zacny…
…lecz krótki, w kocie łby przechodząc. Wobec łbów kocich skręt w alternatywny dukt leśny istotę ścieżki i szlaku stanowiący wykonany został bez większego wahania.
Dukt ciągnie się 11km. JEDENAŚCIE.
Nie byłoby nawet tak bardzo źle, gdyby nie “ulepszenia” w postaci kamulców.
Las piękny, piachu niewiele, ale nie jest to najlepsza propozycja na cienkie opony. I nawet psioczyć na zły wybór nie bardzo jest sens, bo opcja szosowa przez Trzebiatów tak bardzo naokoło, że już chyba to enduro szybsze. Niemniej męka:(
W Pogorzelicy olewając już dalsze zanęty ścieżek skręcam do głównej 102, która nieco się tu już przybliża i odkrywam znienacka TO:
Reaktywowana kolejka kursuje między Gryficami a Trzęsaczem (w całkiem rozsądnym “takcie”, co 2h mniej więcej), a ścieżkowe zaplecze i peronowa infrastruktura bardzo fajne. Po drugiej stronie torów prześwituje bajorko (Liwia Łuża), są przejścia. W lipcu panuje tu pewnie niezły koszmar, ale maj oferuje cały ten bajer na wyłączność:)))
W Niechorzu przyjemność się kończy (nie była długa…), niby ścieżka dalej prowadzi ale droga do niej rozryta, zupełny brak przejazdu, po chaszczach próbowałam się przebić ale bez większego zapału – tak i trafiam ostatecznie na 102.
102….Mmmm, morze – nomen omen – wspomnień, między rokiem 2005 a 2010 to były rejony moich stałych rowerowych wypraw i pierwszych poważniejszych eksploracji, poważnego też wyrzekania na wszechobecne kostkowe ścieżkowe dziadostwo. Takiego asfaltowego wypasu to tu nie było:)))
Trzęsacz natomiast
zawsze był fajny:)) Miejscowość jednouliczkowa, kurortowej masakry pozbawiona, już 15 lat temu schludna i czyściutka. Jeszcze trochę wyładniała:))
Nie wyładniała natomiast infrastruktura rowerowa za Trzęsaczem, jak dziś pamiętam tę koślawą kostkę – jaka była taka jest, tylko koślawość jej się zwiększyła. Do Pustkowa jakoś się telepię – trochę z sentymentu – ale szybko uciekam na 102, którą na odcinku do Łukęcina jedzie się doskonale. świetnym szerokim poboczem,
potem jest kilka nieco słabszych odcinków – droga jeszcze przed remontem – a potem nagle pojawia się naprawdę super ścieżka (chociaż mogliby ją trochę pozamiatać), która ciągnie się długimi kilometrami BEZ PRZEJAZDÓW i bezpiecznie jak nie w Polsce a przez kilometry kolejne ciągnie się budowa dalszego ciągu. Przed Międzyzdrojami jazda znowu po absolutnie doskonałym asfalcie – więc tych kilka pagórów jakie tam cyklistę oczekują dużo frajdy sprawia. Jak i gofr na wypasie po osiągnięciu Międzyzdrojów pozyskany:))
Korzystając z “przedsezonu” zaliczam promenadkę również w Międzyzdrojach,
jeszcze trochę błądzenia po chaszczach i już szybki końcowy rajd “trójeczką” – piękny asfalcik z pięknym poboczem. I literackim odniesieniem:)))
Promenadka w Świnoujściu będzie już jutro:)))
- DST 118.48km
- Teren 11.30km
- Czas 05:55
- VAVG 20.02km/h
mapka ze stravy jest tutaj