Nordic Cycling dz.3

dziś plan szwędaczkowy. W założeniach – mniej kilometrów, co nie oznacza mniej czasu na rowerze:) Co już pierwszy odcinek Bergen-Puttbus udowadnia.

(niemniej lepsze ścieżkowe odcinki też będą:))

Pierwszy pobyt na Rugii, jednodniowy – coś trzeba wybrać. Obstawiam wschodnie wybrzeże, obiecujące sporą różnorodność: nadmorskie rowerowe szlaki i przejazdy przez szeroko reklamowane NAJBARDZIEJ ELEGANCKIE KURORTY. Jedno i drugie kusi – nadmorskie dukty no to wiadomo, a nie tak już oczywiste “zwiedzanie” zagranicznych kurortów zawsze mnie ciekawi z perspektywy miejscówek ocenianych (i wycenianych) jako mega luksusowe przez booking i porównanie jak się ma luksus niemiecki do polskiego i czy rzeczywiście 2x doskonalszy skoro mniej więcej tyle razy droższy? Wiadomo, że ja “hotelara” jestem i wszystkie wyprawki również pod kątem interesującym noclegowo są  planowane. Fajna traska + fajna noclegówka, wtedy jestem happy:) I jeśli – czysto pragmatycznie – wypasione śniadania załatwiają kwestię jedzenia aż do kolacji:))
Więc gdy mogę booking na żywo zweryfikować to weryfikuję:))))  
Osiągnąwszy Puttbus – (ścieżka jw: trochę enduro trochę asfaltu, ale jazda nią chyba lepsza niż jezdnią, gdzie asfalt wyglądał na niezły ale ruch na spory) kieruję się w stronę wybrzeża (port jachtowy). 

Tu początek ma nadmorski szlak rowerowy do Sellin – pierwszego adresu na mojej kurortowej liście.

Szlak jest długimi odcinkami szutrowy, ale jedzie się doskonale, jest równo i dość twardo, żadnych korzeni czy łach piachu. Są też urokliwe punkty widokowe wyposażone w kontemplacyjne ławeczki, a szutr przeplatany komfortowymi odcinkami asfaltowymi – nie sposób się zmęczyć. Morze na wyciągnięcie ręki, piękny las bądź fajne nadmorskie chaszcze. Alternatywą (krótszą) do Sellin jest jazda z Puttbus drogą główną – nie zróbcie tego błędu. Szkoda przegapić naprawdę piękne widoki. Do pełni zniechęcenia – upierdliwa kostkowa ścieżka jest przy tej jezdni (przynajmniej od strony Puttbus).
Do Sellin wiedzie na ostatnich kilometrach niezły asfaltowy dukcik wzdłuż tej właśnie drogi – po zatoczeniu nadmorskiego łuku szlak doprowadza do jezdni, niemal na wysokości drogi do zameczku myśliwskiego (jagdschloss), który może by mnie i skusił gdyby dojazd łbami kocimi nie był zainfekowany (do zameczku będzie wiodła droga jeszcze z innej strony, skręt “od góry”, ze szlaku Sellin-Binz wyglądał nieco ciekawiej, wtedy jednak miałam już nieco dość enduro eksploracji…).
Tak więc Sellin. Na sporej leży górze! Na pierwszy apetyt biorę pięciogwiazdkowy hotel Romantik – uuu, niezła wtopa. Typ świdermajer, drewniaczek, takie zdobionka jak w otwockich międzywojennych willach. Nad morzem to on oczywiście jest,  ale widok ma na deptak. Dość prowincjonalny zresztą. Po raz kolejny niemieckie pięć gwiazdek okazuje się pomyłką. Tak zresztą jak większość gwiazdek czterech.
Całe Sellin wygląda mniej więcej tak jak budynek przy molo,

po prostu romantik:)))
Krótka inspekcja w Sellin mi w zupełności wystarczy, nie moje jest to miejsce. 
Niemniej wjazd do miasteczka przynosi nader cenne odkrycie – szlak rowerowy do Binz, którego nie ma na żadnej mapie. Ani na mojej wyśmienitej papierowej mapie Rugii i Meklemburgii (freytag&berndt), na której wszystkie niby są ścieżki, ani na mapach gugla, ani na rowerowych propozycjach gugla. Liczyłam się z tym, że do Binz trzeba będzie dygać z powrotem kilka kilometrów drogą, jaką wjechałam do Sellin (jeszcze za tym skrętem do zameczku się cofając jest jezdnia do Binz). A tu – surprise! W dodatku z nieoczekiwaną atrakcją:))

Niestety świetny asfalcik szybko się kończy a równiutki początkowo leśny dukt zmienia się w kierunku nieciekawym. Pagórowo, kamyczkowo, na podjazdach/zjazdach dziurawo/trelinkowo (znaczy płyty z dziurami).  No i na tym właśnie końcowym odcinku ten skręt do zameczku – no nieeeee…. 
Mimo warunków trudnych dla rowerzysty na oponach cienkich, sztywnej ramie i objuczonego walizką to i tak wybór tej drogi polecam bardziej niż wspomnianą opcję alternatywną. Przejazd jak przez KPN, las piękny. Jednak co za dużo to wiadomo co, z ulgą witam pojawienie się Binz i wyjazd na asfalcik:)))

Binz robi wrażenie znacznie lepsze niż Sellin, przede wszystkim bruku nie ma:) Bardzo fajna promenadka, centralne deptakowe rondo z molo wyposażone w klony sopockiego sheratonu, najwyższa cenowa półka w Binz, pokoje standard po 1200 za noc (w maju!!!) W przeciwieństwie do Sellin wyglądają dość fajnie i nieco bardziej nowocześnie i mogę zrozumieć, że ktoś chce tu właśnie wydać swoją kasę (chociaż na pewno nie będę to ja:)))
Ale serniczek w wypasionej promenadkowej knajpce Z WIDOKIEM wciągnę. Taniej niż za pokój a i widok pewnie lepszy:))))
(dla porównania – sopocki Sheraton czy Marriott w maju pokój standard poniżej 600PLN).
Jako, że Binz przyjemniejsze poświęcam mu nieco więcej czasu, głównie wlokąc się promenadką jak wszyscy tutejsi wczasowicze, nieco przy okazji zaniżając wiekową średnią:))
Wreszcie jednak mi się nudzi i przypominam sobie po co mam ze sobą rower (promenadka tylko na piechotę). Odbijam w stronę docelowego noclegowo Sassnitz (przez Prora) – tu droga prosta, łatwa i przyjemna,

cały czas świetna asfaltowa ścieżka.
Miejsce noclegowe właściwie nie w Sassnitz a w Neu Mukran, przed Sassnitz kilka kilometrów. Wybrane jako najbliższe terminala promowego, który będzie mi potrzebny wcześnie rano jutro. Miejscówka “przymusowa”, dużego wyboru tu nie ma – bardzo przyjemnie zaskakuje.

Budynek hotelowy taki sobie, ale świetne są położone na jego zapleczu bungalowy. Nowiutkie, czyściutkie, każdy z tarasem, zero problemu z zabraniem roweru. 
Zdecydowanie polecam zainteresowanym noclegiem jak najbliżej promowej przeprawy.
Nie dajcie się tylko zwieść informacji, że to miejscówka NAD MORZEM. Morze owszem jest, ale syf straszny, plaży zero, chaszcze, zdechłe glony i jakieś nasmarowane odpady. Terminal tuż obok.
Inspekcja noclegu to jednak nie koniec dzisiejszej wycieczki. Popołudnie przechodzi w wieczór a tu jeszcze Sassnitz kusi, a przede wszystkim NationalPark Jasmund.
O ile Sassnitz okazuje się okropne, zapyziały port, wyludnione uliczki i jedna fajnie wyglądająca knajpa z pełnym na pierwszy rzut oka obłożeniem (w porcie wszystko zamknięte) to wjazd do Parku i pierwsze rozpoznanie wygląda bardzo obiecująco.

Nie mam już czasu na dłuższe eksploracje ani ochoty na kolejne enduro – niemniej na pewno warto było tu zajrzeć. 
Jutro zaczynam od przeprawy morskiej. Są emocje!

  • DST 76.76km
  • Teren 18.50km
  • Czas 05:05
  • VAVG 15.10km/h

mapka ze stravy jest tutaj

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *