na dalszym zachodzie powęszyć dz.4

na początek dnia gugel przygotował niespodziankę. Atrakcyjny skrócik na cypel jeziora Kierskiego. Cóż było robić, skorzystałam:))

Niespodzianek – jak się wkrótce okaże – został przygotowany cały worek. Co i rusz jakieś atrakcje były proponowane…
Na razie jednak ze skrótu skorzystawszy jadę odkrytą podczas czerwcowej wyprawki nadjeziorną fajną ścieżką, na północ.

Plan na dziś bardzo ambitny, gugel w realizacji już od samego początku nie bardzo pomaga. Do Biedruska wysyła mnie przez poligony – co odkryłam w samą porę żeby wtopie zapobiec – skoro zaś nie udało się skierować mnie na poligon to chociaż drogę przez Złotniki ciekawą proponuje.

Ujechawszy się po piachu i kamulcach dojeżdżam do pięknego asfaltu, którym nigdy się nie dowiem czemu droga moja nie została wytyczona.

To Biedrusko to sobie tak sprytnie wymyśliłam, żeby się przez cały Poznań nie (c)hetać, górką centrum ominąć. Tak i wszystko pięknie zgodnie z planem, z piachów złotnikowskich się uwolniwszy wpadłam co prawda w szał podmiejskiego ruchu w Suchym Lesie – ale to krótko było i wspomnień złych nie zostawiło, ścieżek tam szczęśliwie życie utrudniających nie naprodukowali:)
W ulicę Meteorytową skręciwszy w mig skok do Radojewa i już drogowskazy na Biedrusko – 8km. No to myślę dobra nasza, zwłaszcza że zacnej jakości infrastruktura się objawiła, 

zachęcająca aby Biedrusko nawiedzić. Nawiedzam zatem, u lokalsów napotkanych potwierdzam że przejazd przez poligon trwale zamknięty – no ale jest most na Warcie w Bolechowie, już drugi brzeg wita i teraz tylko tym drugim bokiem ciut w dół mi potrzeba i już tam jakieś dróżki lokalne gugel podsuwa jako idealny dojazd do Swarzędza.
Tia.

Jedno Wam powiem. Drogi 196 we wdzięcznej pamięci nie zachowam, co więcej nie przewiduję żeby dostała swoją szansą kiedykolwiek w najbliższej dającej się przewidzieć przyszłości. Najpierw telepka tym brukiem co powyżej, no myślę trudno, do Owińsk niedaleko, co mi tam. W Owińskach plan był na Mielno skręcać. Mielno widać czy nadmorskie czy wielkopolskie jeden syf, lokalny dziadek powiedział tylko oj pani, co tam za tarka, nie próbuj pani tam. Howgh. Kolejna opcja na Kicin – już prawie byłam w skręcie kiedy nagle 196 wyprodukowała taką ułudę luksusu,

że dałam się zwieść. Po kilometrze luksus szlag trafił, nic nie zostało oprócz dziurawego chodnika i jezdni bez pobocza za to z TIRami. Dżizas. 
Skręcam wreszcie na ten Kicin, ziemia obiecana, co to przez nią droga do Swarzędza o nazwie Swarzędzka ma prowadzić. Ledwie z koszmaru 196 na gładki asfalt się wydostawszy (ulica Szkolna) doświadczam, że tu remont poszedł po całości. 

A mówią, że tacy gospodarni w tej Wielkopolsce…
Gospodarni czy nie, na żartach się znają!

Gugel też poczucie humoru po raz kolejny pokazuje, ubaw normalnie po same pachy.

A gospodarni swoje, jak tylko z piachu się wygrzebiesz od razu opcja full wypas do dyspozycji.

Kilka następnych kilometrów – nędza Swarzędza. Z pozytywów – fajna cukiernia przy ulicy Grudzińskiego (Grzyczka się nazywa chyba), pączki pyszniutkie ale nader mikre – że akurat tu musieli zademonstrować  tę oszczędność wielkopolską:))
Plan na dziś taki: na początek włóczęga ekploracyjna – zrealizowana z naddatkiem, etap II nadrabianie czasu zmitrężonego czyli sprint 92 – to będzie teraz, etap III – luzacka jazda w miarę przewidywalną trasą – to na koniec.
Czyli etap II. To do jego realizacji potrzebny mi był Swarzędz. Pamiętam jak super mi się jechało  w ubiegłym roku 92 od Kutna do Konina, więc chętnie sprawdzę dalszy odcinek.
W Swarzędzu zjazd na 92 łatwy, zakazu dla rowerów nie ma ale wygląda inaczej niż od strony Kutna. 

Dwupasmówka, ale bez pobocza. Bleeee. Bardzo fajny asfalcik ale duży ruch, sporo ciężarówek i brak pobocza nieprzyjemny. Dopiero za skrzyżowaniem z S5 sytuacja się polepsza, nadal dwupasmówka ale już z poboczem.  Skoro pojawiło się pobocze, to pojawia się też coś w rodzaju serwisówki,

na chwilę jak widać. 
Za S5 ruch nieco mniejszy ale i tak pokaźny. Kutno-Konin niemal bez TIRów, tu ciężarówy w dużym wyborze. Niestety pojawiają się przewężenia i nie ma takiego luziku jak w Kutnie. Nawierzchnia już przed Wrześnią też robi się momentami kłopotliwa,

wkurzają mnie też te pojawiające się znikąd i zanikające serwisówki, olewam je ale i tak niektóre świry trąbią, chociaż oprócz zakazu wjazdu dla pojazdów zaprzęgowych na całym odcinku nie ma żadnych ograniczeń. Podsumowując – czas nadrobić i średnią poprawić się owszem dało bardzo ładnie ale frajdy dużej nie było. Może za Wrześnią jest lepiej ale tego już nie miałam okazji sprawdzić bo przed Wrześnią w prawo odbijam – teraz będzie etap III.

442 przez Pyzdry i Kołaczkowo aż do Kalisza. Nudy nie było, chociaż to z górą 70 km. Dużo zieleni, sporo niezłego asfaltu i jeszcze stoiska z czereśniami w owocowym zagłębiu koło Pyzdr. No i najważniejsze – oprócz JEDNEGO odcinka zupełny brak ścieżek. Są owszem takie scieżkopodobne chodniczki, ale wszędzie są oznaczone jako droga dla pieszych z DOPUSZCZONYM ruchem rowerowym. Widać jednak można:))
Kalisz wita ścieżkami z różnych epok.

ale co tam ścieżki. Oto co ma do zaproponowania wieczorny Kalisz!

Hilton zaadaptował na swoje hotelowe cele dawną fabrykę fortepianów (tak piszą, ale Calisia to bardziej z takimi małymi pianinkami mi się kojarzy…) Z wielkim sukcesem zaadaptował. A na dziedzińcu –  rewelacyjny klimatyczny food court:))

  • DST 176.96km
  • Teren 5.10km
  • Czas 08:05
  • VAVG 21.89km/h

mapka ze stravy jest tutaj

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *