Malbork tour cz.1

wiatr północno-zachodni do wyprawek w ulubione moje rejony zachęca. Uwielbiam ten moment po starcie nowego “dalekobieżnego” sezonu, kiedy wracam na znane trasy, w znane miejsca – za którymi całą długą zimę tęskniłam. Zawsze jest to też ten czas, kiedy pojawia się narastający głód nowego – więc dziś żeby tęsknotę wraz z głodem zaspokoić pojechałam trasą, którą nie dość że nie jechałam dawno to jeszcze wplotłam w nią zupełnie nowe elementy. Niezbyt zresztą – przyznajmy to od razu – fortunnie…
Początek w Malborku, gdzie od czasu ostatniej mojej sprzed kilku lat wizyty zakończył się korzystnie remont dworca (fajne duże windy).

Otoczenie głównej malborskiej atrakcji też się przyjemnie uporządkowało i tylko ścieżka na wylotówce do Iławy (515) jak była dziadowska tak i dziadowska pozostała.

Sama natomiast 515, której remont sprzed lat kilku (dziesięciu???) pamiętam jakoś specjalnie się nie posunęła, ruch też jak był tak i pozostał niewielki – co cieszy, zwłaszcza że zakrętów i pagórów jest tu sporo. Śmigam więc przyjemnie do Dzierzgonia, gdzie w lewo odbijam, w 527 do Olsztyna (przez Pasłęk), która w Dzierzgoniu właśnie ma swój początek.
527 sprzed kilku lat wspominam źle, więc dziś widoczną zmianę witam z ulgą…

przechodzącą w niedowierzanie….
oj chyba odzipnę…

siły zbiorę, żeby z niespotykanym doprawdy standardem drogi tej WOJEWÓDZKIEJ się zmierzyć (podczas 20 minut postoju nie jechało ŻADNE auto, jest to jakiś bonus tej nawierzchni:)))
No poprawia się wreszcie po 6 km, asfalcik piękny nówka, starczyło też na wielokilometrową ścieżkę (która jednak pozostała dla mnie terra incognita).
Tak i dobiwszy do Rychlików, gdzie oczekiwany skrócik przez Borzyny znęcił asfalcikiem cudo.

I podążyłam nim niepomna pułapek i niebezpieczeństw w piachu utknięcia, które nie dały długo na siebie czekać.

Oj. Długo było. Prawie 3km. Ale przynajmniej było ładnie:)))
Koniec bruku nastąpił w Śliwicach, gdzie wyjazd na 526 do Pasłęka się ujawnił. Tak i 10km do ronda przy Lotosie i do wjazdu na serwisówki S7 przyjemnie bardzo upłynęło.

Więc dziś serwisówek kawałek do Małdyt ponownie zaliczyłam,

ze smakowitą wizytą w Kłobuku. Oczywiście:)))

Po Kłobuku następuje zwrot akcji. Skręt w lewo do Morąga.

Asfalt nówka, jak jechałam tędy gdańską trzysetkę w lipcu 2018 to właśnie po remoncie był oddawany. Bardzo ładna droga, fajne podgórki, piękna zieleń. Niestety ruch spory, pobocza zero, rozglądać się za bardzo nie można. Morąg wita po kilkunastu kilometrach (13?) powstałą przy okazji remontu ścieżką i fajnym ryneczkiem (sprzed remontu:)))

Niestety pradawna ścieżka na wyjeździe z miasta w kierunku Łukty remontu nie zaznała i nawet nie próbujcie na nią wjeżdżać.
16km do Łukty to jedna z pierwszych tras jakie poznałam w olsztyńskim dobrą dekadę temu i jak koleinami była zwichrowana tak i jest do tej pory. Ruch jest, pobocza nie ma a i tak ją lubię przyczyny tej sympatii nie znajdując. Jakoś zawsze mi tu w plecy wieje a mimo podjazdów jest z górki:))) 

Nie bez znaczenia jest też zapewne bliskość cudownej Cukierni w Łukcie:))) Chociaż dziś… ZDRADA!!!
Jeżdżąc wcześniej przez Łuktę zauważyłam zmianę – niepozorny lokal pt wileńska wypiękniał, bielą się zachęcającą pokrył, stoliki fajne wystawił i nazwą nową LAWENDOWĄ zachęca. Zapamiętałam:)))

A mnie się tak chłodniczek w ten dzień piekielnie gorący marzy… I JEST oto, cudownie gęsty, micha wielka, ziemniaczki obok na talerzyku… Oooo. (przy stoliku obok mruczą inni zachwyceni knedle pożerając:))) . I chociaż rezygnacja z wizyty w Cukierni trudno przyszła to przynajmniej warto było:)))
Upojenie chłodnikiem to przystawka do prawdziwie wielkiej uczty, która czeka za Łuktą. 11km odcinek Łukta-Podlejki przez Worliny, najpiękniejszy dukt ever, od lat niepodzielnie na szczycie mojej rankingowej listy. Wygrywa nawet z Puszczą Piską. Wygrywa ze WSZYSTKIM. Zdjęcia mogłabym tam robić co 100 metrów:)))

W Podlejkach trzeba się szybko z rozmarzenia wybudzić, wyjazd na wąziutką oTIRowaną szesnastkę bez pobocza daje szybkie orzeźwienie. Szczęśliwie po 3km pobocze ujawnia się i – KIEDYŚ – dawało gładki bezproblemowy dojazd prosto nad jezioro Ukiel. Ale teraz – nie. Teraz na wysokości Kudyp jest węzeł obwodnicy. Tzw węzeł południowy. I… zonk. Nagle pojawia się ścieżka wypas Z LEWEJ strony a rowerzysta wjeżdża prosto na znak zakazu dalszej jazdy prosto. I stoi jak jełop na poboczu Z PRAWEJ, auta śmigają z każdej strony, żadnej śluzy, nawet głupiej zebry nie namalowali. Więc DLA BEZPIECZNEGO PRZEJAZDU przedrzeć się trzeba przez dwa pasy krajówki, co za kicha.
Ścieżka jak autostrada w tym miejscu takiej szerokości zupełnie bez sensu,

kompletne jakiś nieporozumienie, w połowie akurat po zjeździe zaczyna się odcinek terenowy (piaszczysty szutr), potem znowu autostrada i.. – wypad pod prąd na krajówkę znowu bez żadnej opcji przedarcia się na prawo (jak widać – podwójna ciągła, wysepki…, dygać trzeba na piechotę do skrzyżowania albo ryzykować wyjazd na dzika). Zatem jak rozumiem szesnastka została przewidziana jako droga jednokierunkowa dla rowerów. Moda ostatnio na takie rozwiązania. W NDM w okolicach mostu też jest taki przykład błyskotliwego projektowania.
Nad jeziorem Ukiel jak zwykle tłumy. Ale nie wszędzie:)))

  • DST 156.88km
  • Teren 2.90km
  • Czas 07:53
  • VAVG 19.90km/h

mapka ze stravy jest tutaj   

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *