improwizacja południowo-wschodnia dz.3

no i stało się, niewinny jak się wydawało tytuł południowo-wschodniego cyklu okazał się samosprawdzającą się przepowiednią. Niniejszym zarzekam się, że next time kilka razy się zastanowię, zanim hasłem IMPROWIZACJA wycieczki planowane opatrzę…:)
Jakiegoś wyrafinowanego planu na trzeci i ostatni dzień wypadziku nie było, ot do Lublina doczłapać, po Lublinie się pokręcić, ICka których popołudniami sporo w kierunku Wawy podąża złowić i dzień z miłymi wspomnieniami zakończyć. I co do wspomnień to pełna zgoda, ale Lublina w nich nie za wiele. Pojawi się za to… Radom. Gdyż.
Początkowo wszystko zgodnie z planem, początkowe kilometry cofka po wczorajszym śladzie do Melibdorzyc, a potem już nowe odcinki 19.

Baardzo przyjemna jazda, góreczki sporawe, asfalcik świetny… I tylko ten wiatr niby-to-sprzyjający jakoś tak nie bardzo sprzyja. Oooo, raczej bokiem-w-nos zawiewa!
Zapada zatem decyzja, żeby sobie życie nieco ułatwić, do Lublina truchłem lokalnym z Kraśnika podjechać, akurat jakoś tak niebawem będzie. Żeby też przez Kraśnik cały do dworca nie dygać co jakoś bardzo naokoło się wydaje korzystam z guglowskiej podpowiedzi, POTWIERDZONEJ przez lokalny język co przez wrodzoną życzliwość nie wspomnę gdzie ów zamieszkuje.
Tiaaaaa.

Na środku piaskownicy się znalazłszy uznałam że jak przepełznę to gorzej już nie będzie więc do dzieła, idziemy!
Tiaaaaa.

Okazuje się, że jednak łatwiej ciągnąć niebieskiego przez pole puste niż przez pole kukurydzy. Żesz. Przebrnęliśmy. Straty niewielkie były.
Zaraz za kukurydzą objawił się nówka asfalcik. Rzeczywistość drogowa w tym kraju nie przestaje mnie zaskakiwać.

Ze sporego zapasu czasowego do odjazdu truchła tymczasem wiele już nie zostało, więc asfalcik z tym większym zachwytem został powitany.
Truchło nadciągnęło z nader mikrym spóźnieniem, super.
Mniej super, że znienacka pół miejsca rowerowego nie zostało w żadnym z popołudniowych ICków Lublin-Wawa. Perspektywa jechania dwoma kolejnymi truchłami do Wawy (do Dęblina i Dębin-Wawa) mało kusząca, a tu wiatr złośliwie na sile przybiera do mocnego kierunku zachodniego dokładając niemile widzianą składową północną. Się nie chce mi z nim na serwisówkach walczyć. No to co? Improwizujemy!
Kierunek Nałęczów, żeby nowy plan czasowo zapiąć krótka podwózka nadarzającym się z Lublina truchłem – do Łopatek. 

A z Łopatek dzida pięknymi asfaltami z wiatrem prosto w plecy

prosto do….?
PROMU!

Akurat podpłynął:)))
Promów w okolicy Kazimierza dostatek, w niewielkim, kilkukilometrowym odstępie kursują aż dwa. Stan wody niski ale przeprawa możliwa. Wybieram prom powyżej Kazimierza, co oszczędza mi turystycznego szału. Super.
Droga do i z promu tradycyjnie masakra, tu góra wyłożona trelinkami, mordęga. Za to dalej już fajnie, trochę asfaltu spękanego ale jest i nówka.

Nieoczekiwanym bonusem staje się zamek w Janowcu
(a raczej to, co z niego zostało).

Trafiam świetną drogę przez Janowice, Przyłęk i Mierziączkę (też nazwa…)

do Zwolenia.

Krajowa 12 to niestety rzeźnia, 

dramatyczna ścieżka opatrzona oczywiście zakazami ciągnie sią kilometrami ale wreszcie się kończy, asfalt na jezdni super ale o poboczu nie ma mowy a ruch sporawy. Liczyłam na więcej. Zysk taki z nieprzyjemnej jazdy, że wiatr w plecki wykorzystuję na maksa i 30km do Radomia szybko mija.
Po tej jeździe krajówką nie mam już ochoty na wjazd do miasta i truchła do Wawki oczekuję na przedmieściowej stacji, wygodnie koło przygotowalni sushi usytuowanej.

Na ICka z Radomia też miejsc nie było, szał jakiś. Za to truchło – luźniutkie.
Wyroby z Tamashi Sushi – rewelacja. Warto było do Radomia zjechać:)))

  • DST 139.20km
  • Teren 2.20km
  • Czas 06:22
  • VAVG 21.86km/h

mapki dziś z cyklu którędy NIE jechać, 
część pierwsza do Kraśnika tu
a część druga do Radomia tu

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *