sukces(ik)

odkąd się dowiedziałam, że mój prywatny GURU biega sobie przed snem dla relaksu minut CZTERDZIEŚCI, tkwiła we mnie ta informacja stając się mocnym motywatorem biegowych treningów. Bo są dyscypliny, w których nigdy nie zbliżę się do GURU nawet na odległość zasięgu wzroku, ale te czterdzieści minut nie wyglądało przerażająco źle. Żeby tak kiedyś pobiec tyle co GURU… kołatało się marzenie kiedy wypluwałam płuca na kolejnych ćwiczebnych podbiegach.
Dziś mijają dwa miesiące od wypadku. Dobry dzień, żeby sobie udowodnić, że najgorsze już za mną i że nie był to czas zupełnie stracony. Tak dobrze poszło mi na treningu w piątek, że mimo dramatycznych warunków pogodowych (wichura masakryczna) postanowiłam sprawdzić dziś na co mnie stać. Bez kontrolowania czasu biegłam do momentu…kiedy mi się chciało:) wyszło minut 45 a sił starczyło jeszcze na serię interwałów.  Uważam ten trening za gigantyczny sukces, o którym nawet nie marzyłam rozpoczynając człapanie kilka tygodni temu. Wielkie podziękowania należą się ROSSOWI za to, że tak cierpliwie człapał przez cały ten czas ze mną (co przy Jego formie musiało być dla Niego wściekle nudne). I GURU. Za to, że jest:))

2 thoughts on “sukces(ik)

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *