całe przedpołudnie przeznaczyłam na spacer po Wrocławiu, i jakże warto było.
Jeśli Świdnica słusznie jest nazywana małym Wrocławiem, to nazywanie Wrocławia Wenecją Północy jest pomyłką. Żadna tam Wenecja, za to skojarzenia z piękną Kopenhagą są oczywistością. Odniesień do duńskiej stolicy całe mnóstwo, kilka bardzo wprost. Takie można zestawić pary:
i
a tu? kto kogo kopiował?
OK, wyjazd przez Biskupin szałowy nie był – ale też miał zaskakujące momenty.
I kładki odrzańskie fajne:))
No i tak dla kontrastu przejazd przez Jelcz-Laskowice. Nie chcecie wiedzieć:(((
Za Jelczem całe pasmo duktów lokalnych o różnym poziomie degradacji nawierzchni, szału generalnie nie było, ale zieleni dużo, lasy, chaszcze i ruch bardzo mały.
Niemniej polecałabym próbę znalezienia innego szlaku, bo trochę biło po nadgarstkach:((
Poprawia się jakieś 20km przez Opolem dopiero, ładny asfalt, jeszcze ładniejszy las i TAAAAAKI okaz!
Przed samym Opolem niezła ścieżka,
ale już w granicach miasta dramat, ścieżki niby asfaltowe ale poryte przejazdami z bruku, z wielkich kocich łbów.
Na zdjęciach centrum wygląda fajnie,
ale jazda słaba, dużo bruku i słabego asfaltu co nie zachęciło do eksploracji.
Niemniej doskonałe sushi w doskonałej lokalizacji (SEII Sushi) udało się upolować:)))
- DST 115.96km
- Teren 2.60km
- Czas 06:06
- VAVG 19.01km/h
mapka ze stravy jest tutaj