poranek bardzo piękny, w porannym słońcu jezioro w Międzychodzie bardzo atrakcyjnie się zaprezentowało:)
Co prawda początkowe kilometry najpierw 160 do drogi 24 i potem 4km krajówką do najprzyjemniejszych nie należały, ale za to skręcik na Pszczew całkiem zacny
i naprawdę nic nie zwiastowało tego koszmaru, który czaił się w ramach drogi na Trzciel. Dżizas.
Takie piękne rejony. Chaszczory. Las. Jeziorka różne fajne – Chłop, Wędromierz a nawet Wielkie
a droga długimi kilometrami po prostu koszmar. W dodatku ruch wcale nie mały, a co z przeciwka jedzie to zjazd w ryty szutr.
Osiągnięty Trzciel nadzwyczajnie mnie ucieszył:)))
a i droga do Zbąszynia okazała się bardzo bardzo OK.
Sam Zbąszyń też okazał się przyjemnym miejscem, co mnie ucieszyło tym bardziej, że zamierzam tu jeszcze niebawem wrócić:))) A tymczasem… oj jak mi się należała mała chwila relaksu:)))
Wyjazd ze Zbąszynia w stronę Wolsztyna nieoczekiwanie przyjemny,
sam Wolsztyn dość okropny a i wyjazd z niego drogą 305 też bez rewelacji, ostatnie kilometry przed Boszkowem ścieżkowe, marniutkie.
Za to widoczki pocztówkowe fajniutkie, oj fajniutkie:)))
- DST 114.49km
- Czas 05:58
- VAVG 19.19km/h
mapka ze stravy jest tutaj