Go West 2021 – dz.2

poranne dokładne przestudiowanie mapy skonsultowane z wujkiem guglem obnażyło nędzę szans przeprawy z Czarnego w stronę Drawska przez poligonowe rejony. Fajnie wspominam ubiegłoroczne rajdy z hammerami podczas wyprawki Daleki Zachód 2020 ale tym razem powtórki nie było. Cały wielki obszar poniżej Czarnego to dukty nie asfaltowe – tak przynajmniej  z map wynikało. Jedyna dostępna opcja to przejazd ze Szczecinka przez Borne Sulinowo – tam  w 2020 też byłam no i akurat najmniej ciekawy był to odcinek. Chciałam jechać dołem, przez Jastrowie, Szczecinek omijając ale to jakiś wielki kawał pod 150km się robił – takie zabawy to nie w mój dzień urodzinowy, na który pobyt w jednej z ulubionych moich miejscówek jest zarezerwowany:)))
Przyszło zatem wykonać sprint do Szczecinka, w iście rekordowym tempie dworca i podwózki do Szczecinka dopadając (traską mocno naokoło wojewódzką 201 a potem już krajówką – ale skrócik z Czarnego tuż za hotelem się rozpoczynający totalnie rozkopany:))) 
Skoro już w pociągu się znalazłszy decyzja o luziku urodzinowym została podjęta i wysiadłam dopiero pod Czaplinkiem celem nad znane już (z roku 2020, a jakże) fajne czaplinieckie jezioro udania się. Które to jezioro wyposażone jest w położoną w bezpośredniej bliskości stację O z zamrażarkami pełnymi lodów M:))))

Tak i zrobiło się południe, najwyższa pora ruchy nieco zagęszczać bo traska co prawda uległa skróceniu ale za to chmury burzowe prognozowane na wieczór wyraźnego doznały przyspieszenia.
Wyjazd z Czaplinka drogą 177 na Mierosławiec wybitnie nie zachęcający, po 3km uległ totalnemu przeobrażeniu nowiutki asfalcik ukazując.

Po skręcie na Wierzchowo odcinek już nie tak asfaltowo atrakcyjny,

ale za to las absolutnie przepiękny a ruch bardzo mały.  
Za Osiekiem Drawskim zaliczam zonk, próbuję skrętu na Bonin i przeprawy skrócikiem do Lubieszewa zanęcona gigantyczną ciężarówą, która też się tam pcha. Tymczasem po kilometrze asfalt (i tak wyjątkowo nędzny) kończy się w piachach, pozostaje wycof po tej nędzy pod sporawą górkę.  Trochę pada. Gnam do Złocieńca, tu asfalt doskonały. Chmury nie mogą się zdecydować – wypuszczać wodę czy nie – przeczekuję tę niepewność na kolejnej stacji O.
Objazd przez Złocieniec bardzo się opłacił, bo 10km odcinek Złocieniec-Lubieszewo to trasa doskonała.

Żeby w pełni jej doskonałość docenić w tym właśnie kierunku należy ją pokonywać – zaczyna się i kończy dłuuuuuuugim, fantastycznym zjazdem, cały czas las albo chaszczory, cudo (mmm, w 2020 jechałam tędy w odwrotnym kierunku i AŻ TAK nie podobało mi się:)))
Coś tam znowu zaczyna kropić, akurat trafia się świetna nowiutka wiata w środku pięknego lasu, parkuję na dłużej bo miejscówka super:) No ale jak tylko opad na chwilę odpuszcza pędzę dalej bo groza przedburzowa narasta.

Piękne ostatnie kilometry Lubieszewo-Linowno gnam już ile sił, które wiatr – nazwijmy go NIESPRZYJAJĄCY – dość skutecznie mi odbiera. Niemniej przed burzą zdążam, niebieski bezpiecznie schowany a mój taras 

jest głęboki i ma daszek:)))
Urodzinowy wieczór udaje się wspaniale,

Hotel MClub po raz kolejny staje na wysokości zadania. Trochę ich też pandemia dotknęła, nie udało się rozpocząć budowy strefy SPA, ale to co jest – jest jakości przedniej. Uwielbiam tu być:)))

  • DST 91.29km
  • Czas 04:31
  • VAVG 20.21km/h

mapka ze stravy jest tutaj   

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *