miejska mordęga

pierwszy raz od czasów niepamiętnych wyszło na chwil kilka słońce, co niestety temperatury nie podniosło, wietrzysko potężne mrozem zawiewało i poranek nader był nieprzyjemny.  Zarówno temperaturę jak i ciśnienie podnosi mi natomiast ilość szkła na tych pier….. ścieżkach,  żesz do diabła jechać trzeba slalomem bo porozbijanych odłamków mnóstwo wszędzie – ledwo odebrałam rower z serwisu (opona po sobotnim przecięciu do wymiany) a już o włos byłam od powtórki. W innym zupełnie miejscu, rzecz jasna. Szlag mnie trafia, że muszę się telepać po tym dziadostwie zamiast śmigać sobie gładziutkim asfalcikiem bez szklanych pułapek. 
Dziś odpaliłam pierwszy raz po letniej przerwie srebrnego, przy okazji wizyty w serwisie wreszcie znalazłam czas na eksperyment z ustawieniami siodło/kierownica – zmiana niewielka, wręcz powiedzieć można kosmetyczna a efekt super. Za mało przejechałam, żeby uznać, że jest to efekt WOW, niemniej rokowania są obiecujące:))
Wróże nadal utrzymują, że pod koniec tygodnia wreszcie się wypada i nastanie czas słońca i błękitu. Co stawia moje plany wypadu do WIELKOPOLSKI w zupełnie nowym, jakże atrakcyjnym świetle:)))

  • DST 34.47km
  • Czas 01:32
  • VAVG 22.48km/h

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *