piosenki nie było, chociaż cisnęły się na usta WYRAZY. Niektóre nawet na świat szaro-buro-ponury się wydostały. Gdyż – szlag by to i jasna cholera – kolejne drałowanie z kapcia spotkało mnie w nagrodę za odważne wyjście w ten smętny i jakże nierowerowy dzień. Wszystko oczywiście przez przymus jazdy po ścieżkach, które do jazdy generalnie słabo się nadają a już teraz zwłaszcza – światła żadnego, liści za to ubitych w błotną breję warstwa gruba, a pod breją szkło. Tym razem grubas nadział się tak beznadziejnie, że żadne super dętki szans nie miały żadnych.
Na najbliższe dni wróże zapowiadają koszmarny koszmar, wichury na zmianę z ulewami. Podobno jednak pod koniec tygodnia (ciekawe czy to z fusów czy może raczej wahadełko…) ma się poprawić. I mam ja na ten czas pewien sekretny plan. Jest na co czekać:)
- DST 16.12km
- Czas 00:47
- VAVG 20.58km/h