po weekendowym odpoczynku czyli lajtowych 60-70 kilometrowych dystansach, jak również nędznym rowerowo poniedziałku był duży apetyt na coś większego. Myślałam nawet o dwudniówce, ale ostatecznie wybrałam opcję “raz a dobrze”:)) Wyjazd udał się wyśmienicie, chociaż po prawdzie to kilometrowo miało być jeszcze lepiej ale wiatr trochę pokrzyżował mi plany. Miał skręcać – nie skręcił. Za to przewidywaną moc (dużą) oczywiście utrzymał. No cóż – wiadomo, wiatr tak ma. Pogoda w ogóle płatała niezłe figle, będzie to widać na zdjęciach. Są jak składanka z kilku różnych wypraw. Niebo od błękitu po czarne, nisko zawieszone chmury. Z których nawet kilka razy drobny deszczyk się trafił…
Zapowiedź tego, jak to dziś będzie czekała już na początku wyprawy – w Iławie.
Zdjęcia zrobiłam w odstępie kilku minut…:)
Znad Jezioraka ruszam moją ulubioną (które wokół Iławy nie są ulubione???) drogą przez Tynwałd
i Samborowo.
Słońce towarzyszy mi przez dłuższy czas, także podczas przejazdu przez Liwę do Miłomłyna
i dopiero na odcinku rowerowej autostrady z Miłomłyna do Ostródy pojawiły się zaskakujące czarne i deszczonośne akcenty.
“Autostradowych” odcinków będzie dzisiaj więcej, ale słońca już nie. Wyjdzie jeszcze na chwilę, żeby umilić mi popas nad jeziorem Tabórz (droga Ostróda-Łukta)
i przejazd bezapelacyjnie najpiękniejszą drogą, jaką znam – moim od lat absolutnym numerem 1. PRZED dębową aleją w Sztynorcie. I PRZED szosą wzdłuż jeziora Niegocin. Łukta – Podlejki przez Worliny wzdłuż jeziora Isąg. Uwielbiam:))
Ciekawe, czy oprócz niewątpliwych walorów asfaltowo-krajobrazowych worlińskiej trasy jakiś wpływ na ranking ma cukiernia w Łukcie, która jest na samym jej początku. A którą odwiedzam zawsze. Unosząc nader smakowite łupy. Dziś jest to solidna, PODWÓJNA porcja (no dla mnie i dla niebieskiego przecież:))) kruchego z rabarbarem. Prosto z pieca. Jeszcze ciepłe. Bardzo mi się przyda za 2-3 godzinki.
Z Podlejek jadę do Olsztynka. Co za niespodzianka, zniknęły ryte dziury za Biesalem!
To pozwala mieć nadzieję, że może… A nie, niestety. Nowe jest tylko na kilkuset metrach. Następnych 5 kilometrów pozostało żałosne:(
Ale potem sytuacja nie jest już tak dramatyczna i przypominam sobie, dlaczego lubię tędy jeździć (chociaż w tę stronę jest BARDZIEJ pod górkę…)
W Olsztynku na Orlenku przeczekuję kolejny mały opad. Pada krótko i już ruszam na spotkanie z autostradowym odcinkiem mega. Tu wiatr powinien zacząć pomagać, ale najwyraźniej nie zorientował się, że to już. Na odkrytych i miejscami mocno eksponowanych pagórach trzeba było popracować bardziej niż zakładałam. A i średnia nie zachwycająca. Za to trasa – FANTASTYCZNA!
Równo 50km rowerowej autostrady – czyli serwisówek po śladzie dawnej “siódemki”, mniej więcej wzdłuż nowej dwupasmówki. Pierwszych 25 znam na pamięć – odcinek Olsztynek-Rączki eksploatuję w sezonie wielokrotnie. Za to od Rączek do Nidzicy jest nowe – jak widać na zdjęciach drogowcy nie bardzo okiełznali materię. Przed Nidzicą serwisówka dostaje znienacka status drogi wojewódzkiej a po kilkuset metrach nowy wojewódzki numerek. Zamek ze stoickim spokojem znosi te wybryki:)) BTW strasznie dawno nie byłam w zamku na obiadku. Trzeba będzie to przy najbliższej okazji nadrobić.
Za Nidzicą serwisówki odzyskują swój status serwisówek. Po świetnej jakości i w dodatku pustym asfalcie jedzie się fantastycznie aż do Napierek. Nawet to złośliwe wietrzysko udaje mi się ignorować, chociaż robi co może żeby przyjemności nieco uszczknąć i zabawę popsuć. Nic z tego. Rewelacyjnie jest!
Dwupasmówka kończy się chwilę za Napierkami, kończą się więc też serwisówki. Skręcam w boczny asfalcik do Iłowa, który okazuje się być nader fajnym wyborem.
A z Iłowa jeszcze kilka kilometrów po hopeczkach do Mławy. W końcu z wiatrem:))
do tej wycieczki jest mapa
- DST 194.55km
- Czas 09:24
- VAVG 20.70km/h