w górki wyprawka 2023 dz. 1

górek rowerowo zaznałam niewiele, tyle co tam w jeleniogórskim chwilę się pokręciłam. I tak już kolejną jesień temat powraca, że może na test jakiś poważniejszy warto by się wystawić a w nagrodę widoczkami napaść:)))
Różne były rozważane opcje, ostatecznie wiatr podpowiedział, że najlepszym miejscem startu

będzie Rzeszów:)))

(do którego planowałam rowerem gdzieś z Tarnobrzega jechać, ale akurat na całym południu już od wysokości Radomia tęgo lało, więc kunktatorsko dojeżdżam ICkiem do Rzeszowa na noc – co było decyzją dobrą, bo mimo że spóźniony o północy do stolicy podkarpacia się doczłapał to lało nadal..).
Po porannej szybkiej eksploracji rynku i pobliskiego zamku 
(mapka ze stravy tutaj)
podwożę się szynobusem do Strzyżowa.
(dworzec rzeszowski w przebudowie, ale windy duże już działają, szynobus windy nie potrzebuje bo ze skrajnego peronu wyrusza).
Ze Strzyżowa bardzo prosty wyjazd na 988 do Jasła, ruch umiarkowany, TIRów mało, asfalt OK. Jest też atrakcja:)

3km,  asfalcik fajny – jadę.
Ooooo, robi wrażenie!

Niestety z powodu jak na zdjęciu powyżej budowlę podziwiam ze słusznego dystansu. Bo to są kolejne na mojej dzisiejszej drodze kundle, a dużo jeszcze nie ujechałam. Średnia kundlego ataku w podkarpackim: 1 na 7km. Masakra. Wszystkie bramy pootwierane i najgorszy sort mikrego złośliwca zmultiplikowanego do sztuk 3 albo 4 przed wieloma z nich okazji do zabawy wyczekuje. Najgorsze oczywiście asfalciki boczne, jak ten do schronu, czy fantastyczny skądinąd do Kołaczkowic,

na który skręcam drogę na Jasło opuszczając i tym samym omijając miasto.

Naprawdę świetna droga, zaczynają się też małe górki ale kundli wrednych masa.
A pod górkę nie uciekniesz. Zonk. I w efekcie cieszę się z wjazdu na krajówkę. Co za lipa.
Krajówka 73 – nie wspominam najgorzej, zwłaszcza że w Krajowicach objawiła się gościnna nad wyraz stacja na O

gdzie nie tylko przygotowali super vege kanapkę ale i z rowerkiem do środka wpuścili
(miejscówki na zewnątrz też są, ale dzień chłodnawy, 16 stopni i bez słońca).
Za Krajowicami ciąg dalszy objazdu Jasła, przez most na Wisłoku

i bocznymi duktami niezłej jakości (część z nich zupełnie nowa) przez Bączal do kolejnej krajówki – wyjazd w Sławęcinie na 28 do Gorlic. Obiektywnie krajówka bez szału, ale momentami jakieś pobocze ma, asfalt bez dramatu a ruch do przyjęcia – czyli z zachwytem powitałam drogę bez kundli:))) BTW po wjeździe w małopolskie problem kundli już nie wystąpił:))
Krajówką 28 jadę całkiem pokaźny kawał – aż za Szymbark, gdzie skrócik do Florynki a docelowo do drogi 981 na Krynicę prowadzący.
Łał!

Facet, którego o drogę zagaiłam pytał czy mam elektryka:))) 
Trochę pod górkę było, ale klimacik z tymi mgłami nieziemski, szkoda tylko że po wyjeździe na drogę do Krynicy

cała ta mgła zaczęła opadać w postaci gęstniejącej mżawki….
Podjazd pod Krynicę dość – jak dla mnie – wymagający, chociaż skala trudności chyba nieco mniejsza niż ten do Florynki (a może po prostu pierwszy szok minął:)))). Ale w sumie oba oceniam na jakieś 7 w skali 10, więc trochę zapasu sił jeszcze było. Inna sprawa, że ja pod górę nigdy nie cisnę, człapię kunktatorsko na luziku i podziwiam widoki:)))))
Niestety nie bardzo ucieszyłam się zjazdem, bo chociaż przezornie dobrałam cieplejszy ubiór to było tak przenikliwie zimno (13 st i ta mżawka), że łapy mi zamarzły. Mgła taka, że ręki wyciągniętej nie zobaczysz. Klimatycznie na maksa:))))
A w Krynicy

mi powiedzieli, że dziś to jest naprawdę całkiem ciepło…

  • DST 126.90km
  • Czas 06:17
  • VAVG 20.20km/h

mapka ze stravy jest tutaj
(mój rekord przewyższeń so far:)))

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *