baaaardzo jaaaakoś niemraaawo mi rano szłoooo i w efekcie zebrałam się później niż planowałam (choć i tak wcześnie:)) Co na dobre mi wyszło, bo przez całą drogę do Czosnowa jechałam po śladach sporej porannej ulewy, która wystąpiła 3km od mojego domu utrzymując mnie do momentu wyjścia w błogiej nieświadomości co do swoich niecnych zamiarów. No i gdybym się pospieszyła to mokre spotkanie byłoby nieuniknione. Do Lisiej Polany dojechałam jeszcze przy pochmurnym niebie i w temperaturze 25, przerwa na malinowe pierożki była prawdziwie niedzielnym relaksem ale potem… Żar z nieba obezwładniający, 38 stopni na rowerowym termometrze… Zamierzałam pociągnąć coś w rodzaju pętelki do Pomiechówka, ale odpadłam w Studziankach i z ulgą wpakowałam się do przyjemnie schłodzonego pociągu. Tym bardziej, że lewy achilles znowu mnie nie lubi. A już wydawało się, że się zaleczył:(
Trasa klasyk nad Wkrą: Czosnów-Modlin-Janowo-Lisia Polana-Borkowo-Studzianki
- DST 81.54km
- Czas 03:45
- VAVG 21.74km/h
do tej wycieczki jest mapa, dzisiaj koniec w Studziankach, bez Pomiechówka
reszta popołudnia spędzona również na sportowo czyli na oglądaniu wimbledońskiego finału Rogera z Djoko. Mecz bardzo nierówny, ale momenty były:) Fantastycznie wyratował się Roger ze stanu 2:5 w czwartym, ale w piątym już w końcówce już nie pociągnął. Wielka szkoda. Gienia nie dała rady czeskiemu wielorybowi, ale faktem jest, że wieloryb był dysponowany zupełnie nadzwyczajnie i zwycięstwo odniósł zasłużone