…też lubię:) dopóki asfalt suchy zawsze się jakiś sensowny dystans raz na kilka dni da ukręcić. Z tym zastrzeżeniem, że jesienią zmienia się zawartość hasła “sensowny dystans”. Od listopada cieszy mnie wszystko co powyżej 50km na liczniku, zwłaszcza ze mimo wielu zaliczonych rowerowo sezonów zimowych moja odporność na zimno nie wzrosła ani o stopień. I od poziomu 3-4 celsjuszy niestety zaczyna się dla mnie strefa dyskomfortu. Którą dzielnie dziś rano przetrzymałam i w nagrodę był powrót przy stopniach 7. To już do zniesienia, chociaż słoneczko ciągle na butaprenie zasila mapy onetu i w realu dopiero po 15 pojawiło się nader nikle. Co już po nic mi było.
Dość już miałam sierakowskiego kręcenia, które jeszcze zimą będę zaliczać do upojenia, wiec korzystając z chwilowego zapewne osłabnięcia wichury pojechałam dziś do Nasielska. Liczyłam, że wyjdzie słońce i zrobię pod 90 ale nie wyszło więc postawiłam na kanapowe popołudnie i kunktatorsko wróciłam z Nasielska pociągiem. Co się będę męczyć skoro od jutra czeka mnie ciężka harówa na korcie…
- DST 70.92km
- Czas 03:14
- VAVG 21.93km/h
Serena w finale wzięła odwet na Halep, 6:3 i 6:0. Niemniej mecz pasjonujący nie był, kilka pojedynków grupowych było znacznie ciekawszych a na miarę finału zasługuje półfinałowy mecz Sereny z Karoliną
Czas przesunęli idiotycznym zwyczajem i o 16.30 egipskie ciemności już zapadły, co dla mnie oznacza definitywny koniec lata niestety:(
a ja dziś ukręciłem setkę, z czego większość w terenie 🙂 wreszcie było odpowiednio chłodno, zaczyna się sezon wycieczkowy 😉
tak się zawsze zastanawiałam czemu służy listopad, to teraz już wiem:)