A miał to być wyjazd zdecydowanie lajtowy, wypoczynkowy spacerek wręcz, nie żadna ciężka harówa… Nie wyszło. Chociaż początek był obiecujący. Leniwy poranek, dłuuugie śniadanko i kolejowa podwózka do Modlina, żeby przypadkiem nie zmęczyć się za bardzo. Bo pogoda już nie tak zachęcająca, prawdziwym zadęło październikowym wichrzyskiem i chmurami burymi zasnuło się jesiennie. Z tych chmur tuż za Modlinem wyłonili się Panowie Kolarze z zaproszeniem na koło. Z takiego zaproszenia jakże nie skorzystać? Pognaliśmy. To znaczy gnałam ja, bo Panowie Kolarze posnuli się w zabawnym dla siebie tempie próbując mnie nie odczepić na żadnej hopce. I oczekując życzliwie aż dognam. Więc pędziłam a niebieski dawał z siebie wszystko. Ale fajnie było! Odprowadzeni do samego Nasielska! Miro, Darek, Paweł – dzięki!!
Ufff. Za Nasielskiem z wiatrem jeszcze chwilę, super było trzymać złapaną mega kadencję. Ale potem trzymać trzeba było już tylko kierownicę, którą wściekły wichur próbował mi wyszarpać. Oj jak było ciężko. A średnia taka atrakcyjna wykręcona żal było tracić. Więc walczyłam z wszystkich sił i trochę udało się ocalić:) Do Chotomowa dotarliśmy z niebieskim totalnie upodleni. I niestety – lubię to…
- DST 99.84km
- Czas 04:18
- VAVG 23.22km/h
do tej wycieczki jest mapa