Dziś wreszcie (prawie) pełnia rowerowego szczęścia. Po dwóch tygodniach jesienno-zimowej smuty i nędzorków smętnych wokółdomomowych (alternatywnie miejskich “za sprawkami”) zamiast codziennego śniegu z deszczem i zera – szosa sucha a na termometrze PLUS CZTERY. I cóż, że bez słońca:))
Gdybym wiedziała, że tak CIEPŁO będzie szarpnęłabym stówasia, ale i tak super było znów jakiś dystans złapać:)))
- DST 87.19km
- Czas 04:12
- VAVG 20.76km/h
mapka ze stravy jest tutaj