Bałtycki spontan cz3

6 rano, 19 stopni, brak wiatru, brak chmur – ale nie brak rowerzystów. Jak na tę porę jest ich zaskakująco dużo, i to wcale nie są sami emeryci:)
Powiedzieć, że jest pięknie to nic nie powiedzieć.

A tu plan na dziś napięty, czas ruszać w drogę.
Droga zaczyna się na stacji Sopot złowieniem SKMki do Wejherowa (jeździ co pół godziny, rower za darmo). Gdyż celem dzisiejszej wyprawy jest pagór. Albo nawet PAGÓR. Tutaj:

Znam ja go. Jest okrutny, ale chcę się z nim zmierzyć po dłuższej przerwie i po raz pierwszy z sakwami. Dużo tam w nich nie mam, więc na stacji Moya w Bolszewie dopycham trzema półlitrówkami. Oshee:)) Zanim pagór to pojawiają się pierwsze widoczki znad jeziora Żarnowieckiego,

a potem zaliczam kilka trudnych, naprawdę trudnych minut. Na tych co wjadą na górze czeka puchar,

a po zjeździe kolejna porcja pocztówek:

Wzdłuż Żarnowieckiego jadę przez Nadole do Wierzchucina, to jedna z moich absolutnie ulubionych tras, której uroku dodaje fakt, że bywam tu tak rzadko.

Cieszę się każdym kilometrem a czeka mnie ich więcej. W Choczewie skręcam do Sasina, pamiętam tę drogę jako tyle piękną co męczącą, bo asfalcik bardzo był tu już wiekowy. Liczę na jakieś pozytywne zmiany i zawód mnie nie spotyka – na przeważającej części 10km trasy leży już nowe. W tej sytuacji śmiganie po hopkach jakich jest tu sporo jest samą frajdą. Za Sasinem nowe leży już kilka lat

a na górce w Ulinii jest mój ulubiony punkt widokowy

Niebieski też lubi tu przystanąć:)))

dalej też jest pięknie, niestety na Łebę nie ma czasu (a zjadłoby się nadmorskiego gofra!),

czas byłby gdyby szynobus Łeba-Lębork jeździł cały rok a nie tylko w wakacje. Tak niestety nie jest i nie uniknę uchetki pod wiatr. Mam bezpieczny zapas czasowy ale zaskakują mnie prace w okolicach Wicka – trwa budowa obwodnicy (rzecz jasna – w towarzystwie ścieżki) i jest ruch wahadlowy.

Przy czym wahadło trwa odchylone przez 10 minut z okładem i w końcu ruszam na zakładkę kryjąc się po bokach gdy coś z naprzeciwka nadjeżdża. Pierwszy samochód z kolejki dogania mnie po ponad 2km! Za Wickiem ciąg dalszy prac, szczęśliwie już bez wahadła a po kilku kilometrach wita mnie nowiutki, świetny asfalcik. Zaraz po tym jak zmordowałam górę monstrum, która niemal po całości pokryta była asfaltem z prehistorii. Asfalcik nówkę witam z zachwytem, ignorując fakt że pojawił się on w towarzystwie – tak, zgadliście – czerwonego, gruzłowatego gówna. Ścieżynka wije się ku mojej rozpaczy przez kilkanaście kilometrów, niemal do samego Lęborka i czasami niestety głupie jakieś ludzie trąbią. Szczęśliwie nie ma zakazów, więc mam to w…
Z Lęborka w ciągu godziny kolejka dowozi mnie do Gdyni. Wracamy Pendolino, niebieski dawno już nim nie jechał, a tu taaaakie zmiany!!

do tej wycieczki jest mapa

  • DST 136.28km
  • Czas 06:33
  • VAVG 20.81km/h

2 thoughts on “Bałtycki spontan cz3

  1. Całą trylogię “Bałtycki spontan” przeczytałem z ogromną przyjemnością. Świetnie (i dowcipnie) napisane. Pozdrawiam…

  2. było o czym pisać, grunt to dobry materiał. Świetny wyjazd i rewelacyjna pogoda. Też pozdrawiam

Leave a Reply to Dariusz Cancel reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *