tour de Mikołajki 2015

marzyłam o tej trasie od miesięcy. I przyszedł dzień, kiedy już dłużej nie mogłam czekać. Tak już czasem mam.  Imperatyw kategoryczny:) Żadne racjonalne argumenty że to nie jest dobry moment nie działają (huragan, spadek temperatury, zagrożenie opadami. Wszystko było). Jadę i już. A zachwyt tym, że jadę towarzyszy mi przez cały (długi) dzień:). Bo to jest trasa do Jabłoni! Ale zanim Jabłoń…


zaczynam nad Wulpińskim. Nie wiedziałam, że potrafi tak kameleonowo zmieniać kolor. Wiedziałam za to, że wieje

deszcz powoli zaczął się wycofywać

i mimo temperatury nędznej w wysokości stopni czternastu zachwycam się tym, co zawsze

no wiem, że już to pokazywałam. Ale JEST pięknie, prawda? (nie zrażajcie się, zupełnie nowe zdjęcia też będą:)) Tymczasem przez Ramuki pomykam do głównej 53 do Pasymia. Zakaz jazdy TIRów i nówka asfalt – 11km śmigam migiem:)

tu też wieje

przez chwilę mam dyskretne i dość lękliwe towarzystwo. Udają, że wcale mnie nie widzą

Z Pasymia skręcam na Dźwirzuty. To już nowe. Jest pięknie. I pusto

podoba mi się tym bardziej, że wiatr jest na tym odcinku moim mocnym sprzymierzeńcem.  Przez Targowo i Rybno dopadam do 600 do Mrągowa.

Są hopeczki! I różne takie fajne po drodze rzeczy

Mrągowo dziś omijam.

Chmury czarne ciągle krążą i muszę się liczyć z tym, że trafi mi się dłuższy przymusowy postój. Ale wcale nie patrzę w niebo. Bo tyle ciekawszych rzeczy wokół

droga do Mikołajek świetna. Hopeczkowa. Równiutka. I bez TIRów, które mają tu zakaz. A to przecież owiana złą sławą “szesnastka”, czyli ostródzka droga śmierci. Totalna metamorfoza.

Mikołajki mnie nie lubią. Tak rzadko tu bywam i zawsze w pogodę okrutną. Albo stopni 35 albo 15. Tym razem są łaskawe. Co prawda zimno jak dwa psy ale za to deszcz mija bokiem. Znajduję ubiegłoroczną pierogową miejscówkę. Jagodowe. Pyszne. Dziś też jem dwie porcje:))

No teraz to pojadę! Drogę do Ukty uwielbiam. Zwłaszcza w tę stronę. Jest z górki:)

I jest ładnie:)

Po długim cudownym zjeździe wpadam do Rucianego. Jeszcze tylko mega u(c)hetka pseudościeżką pod pagór i jest! TEN skręt. TA droga.

Szesnaście leśnych kilometrów lśniących deszczem. I pachnących absolutnie przeobłędnie wszystkimi olejkami eterycznymi świata

dla tej drogi mogę sie co tydzień tłuc 150km:) Zwłaszcza że po drodze jest jeszcze Guzianka. Też ma swój klimat

Przejazd przez Pisz jest słabym ogniwem. Ale już zaraz

Jabłoń! Tu jest napisane Jabłoń!!!
I tak nad jeziorem Brzozolasek kończy się ten cudowny dzień

  • DST 171.11km
  • Czas 07:39
  • VAVG 22.37km/h

 

 

 

do tej wycieczki jest mapa

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *