sopocka dwudniówka cz.1

cóż, plany na ten tydzień były rozległe i wszystkie je w ciągu minuty (no może dwóch) szlag elegancko trafił. Żeby chociaż trochę humor sobie poprawić traskę pojechałam ze startem w Sopocie. 

Z przejazdem nadmorską promenadką. Z nadmorskimi pankejkami w Grubiej Rybie.

(mmmmmmniammmmm).
Na chwilę mi się poprawiło. Naleśniki zawsze działają. Dużo naleśników. Dużo morza. Mało ludzi. 
Chwilo trwaj ale nie trwała. Pomysł na telepkę do Sopotu w tle miał rozpoznanie ostatniego odcinka serwisówek S7. Oj.
Najpierw znana już tułaczka przez Gdańsk.

W kwestii ścieżek zmieniło się dokładnie nic.

Nie najgorzej na długim odcinku Hallera i Alei Zwycięstwa, ale od Gdańska Głównego zaczyna się masakra. “Ścieżki” wpadające na przystanki. Na schodki. Na dramatyczne chodnikowe płyty. Dżizas. I tak kilometrami. Jak już w końcu wytoczysz się człowieku na wylotówkę do Przejazdowa

obok całkiem fajnego asfaltu z całkiem fajnym poboczem jest oczywiście okrutnie niefajna ścieżka. Olałam.
Serwisówki

zaczynają się ze zmiennym szczęściem przed rondem w Przejazdowie. Było przedzieranie przez chaszcze (może się zagapiłam???), było też sporo fajnej szerokości i niestety dramatyczna tułaczka przez Nowy Dwór Gdański, którego nie znalazłam sposobu żeby ominąć.
Za NDG

bardzo fajne klimaty, ale cóż – już na swoje pięć minut czekał Elbląg.

O bogowie.

Podziw mój dla kolarskiej braci z Elbląga (Mar, Dar, Rob – pozdrowienia:))) wzrósł istotnie.  Bo gdybym ja mieszkała w Elblągu to chyba przestałabym jeździć na rowerze…
Za Elblągiem serwisóweczki już znane, już było fajnie.

No ale przecież. Nie ma lekko. Jeszcze Pasłęk,

jeszcze słynny bruk pasłęcki… Jak zobaczyłam tę ścieżkową infrastrukturę to uległam pokusie sprawdzenia, czy może na bruk też asfaltu wystarczyło, skoro na ścieżce przy krawężnikach poskąpili. Nie starczyło. Bruk pod górkę zaliczony. (w przeciwieństwie do nieomijalnego NDG z Elblągiem Pasłęk da radę objechać, pokazywał kiedyś Robert życzliwie objazd – na Dzierzgoń trzeba skręcić. Następnym razie skręcić nie omieszkam…)
No ale za Pasłękiem wreszcie górki przyjemności aż do samej Ostródy,

oczywiście z przystankiem u Kłobuka – znalazły się pyszne słodkie pierożki, czas podania dla opóźnionego rowerzysty jak zawsze poniżej 10 minut.
30km Małdyty-Miłomłyn-Ostróda to zdecydowanie najfajniejszy odcinek trasy o mega przyjemnej porze dnia. A wieczór

był absolutnie magic…

  • DST 169.99km
  • Teren 0.80km
  • Czas 07:51
  • VAVG 21.65km/h

strava złodziejka znalazła nowy sposób żeby oszustwa swe nikczemne kontynuować. Teraz udaje, że nie zauważa że już jedziemy. I znowu woda w Gdańsku wpław pokonana i 10km w plecy…
mapka tutaj   

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *