ostródzki spontan

kilka dni po zakończonym projekcie Dojczland musiałam poświęcić na “odkopywanie” i tylko krótkie przydomowe zaliczyłam spacerki. Po takim fantastycznym wyjeździe nie jest łatwo na stare rowerowe śmieci wrócić i wykrzesać z siebie entuzjazm dla dobrze znanych tras. Jakoś w końcu pod koniec tygodnia zebrałam się i nie bacząc na słabsze niż w ostatnich dniach prognozy na wyprawę wyprawiłam się:))) Do Ostródy. Ostatnie to już momenty, kiedy najwcześniejszego olsztyńskiego ICka za dnia łapać można.

Już niebawem most będę przejeżdżać po ciemku:(((
Ostróda mżawą mnie przywitała nieżyczliwie, zajechawszy zatem na wypasiony zaiste Orlen, gdzie przy kawie i – niestety – czekoladowym cookie mżawę przeczekawszy. W bonusie pozyskując wygrywający loteryjny kupon do odbioru energetycznego napoju (faktem jest, co trzecia zdrapka wygrywa – tylko czemu zawsze wygrywa tę ciecz doprawdy paskudną? ), ku zadowoleniu pana na motorze który niechciany kupon z widoczną radością przyjął. Mała istotnie rzecz, a niektórych jak widać cieszy:)))
Jazda dawną siódemką z Ostródy do Olsztynka to radość doprawdy niewymowna, zwłaszcza że asfalcik już prawie wysechł i zjazdy były niestraszne. A podjazdy – cóż. TAKIE TAM PAGÓRECZKI:)))
Do Rychnowa jeszcze czasem coś jechało ale na ostatnich 10km to nie pamiętam czy widziałam jakiś samochód:)))

Miałam pomysł, żeby obejrzeć nowy hotel (pałac Warlity) i może śniadanko nad jeziorem spożyć, ale z uwagi na brak słońca i stopni szesnaście koncept padł. Może jeszcze będą bardziej sprzyjające okoliczności.
Na trzydziestu  kilometrach odcinka z Olsztynka do Napierek trochę ruchu tylko koło Nidzicy ale huk i hałas “odrobiłam” wkrótce w dwójnasób. Podkusiło, żeby już po zakończeniu serwisówek dalej prosto siódemką do Mławy jechać w nadziei rozpoznania rozpoczętych prac nad ciągiem dalszym dwupasmówki (i serwisówek). No powiem tak – nie wiem skąd tyle entuzjazmu w doniesieniach o mającym zaistnieć niebawem trakcie, bo na razie nie ma tam nawet jednej wbitej łopaty. Co więcej – nie ma też tablicy wykonawcy, co oznacza łopaty nawet jeszcze nie wyprodukowano.
615 do Ciechanowa tłoczna nie była, lubię tę  trasę za malutkie hopki, chociaż asfalt już nie ten co kilka lat temu. W Ciechanowie na dworcu wypatrzyłam nowy skład, który podobno już niedługo będzie jeździł do Działdowa. Miejsc na rowery ma 4, wszystkie w środku składu – wreszcie ktoś pomyślał.

To chyba taki sam, jakim jechałam raz do Żyrardowa – był świetny.
Skoro już na dworcu byłam to skorzystałam z podwózki do Gołotczyzny omijając nieciekawie ruchliwy o tej porze Ciechanów.  Końcówka trasy przez Cieksyn i Borkowo 

to już czysty relaks. Nagle wyszło słońce i zdjęcia są jak z innego dnia doklejone:)
Trasa miała dać dwusetkę ze sporym okładem a dała kilometrów 198, bo w Modlinie przypomniałam sobie, że most na Narwi miał być całkowicie zamknięty i zalecenie było, żeby pociągiem się przeprawiać. Tak i się przeprawiłaam i już w NDM nie chciało mi się wysiadać. No i trzeba było 2km pod domem dokręcić:))

  • DST 200.63km
  • Czas 09:22
  • VAVG 21.42km/h

 

One thought on “ostródzki spontan

Leave a Reply to Konrad Nidzicki Cancel reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *