Ostróda

coby po powrocie z rewelacyjnej dalekozachodniej wyprawki nie dać się codziennej przyziemności wciągnąć  dwa stówasiowe przedsięwzięłam lajciki, jeden sochaczewski a drugi nad Wkrę.

Ale jako że przyziemność nie odpuszczała to wytoczyłam cięższe działo:)
Ostródzki dwustówaś z hakiem czyli przedłużony dwustówaś olsztyniecki nęcił mnie już od dłuższego czasu – no i przyszła wreszcie jego pora.
Ruszam 4.30 co niestety jest jeszcze PRZED świtem – dzień już wyraźnie krótszy – a przedświtową porę wyraźnie pokazuje temperatura na rowerowym termometrze. Fajne są takie rozwojowe poranki:)))

Jak ja lubię takie długie traski, których poszczególne odcinki znam prawie na pamięć – planowanie jest wtedy takie łatwe:))) A jednocześnie trasa jest tak urozmaicona, że mimo że WIEM co będzie za zakrętem to i tak na to czekam. No może poza początkowymi mazowieckimi duktami, za którymi tęsknię tylko po długiej zimie – do pierwszego wiosennego wyjazdu:)))
Prawdziwa zabawa zaczyna się za Ciechanowem. Początkowo planowałam pojechać do Wieczfni odkrytymi w ubiegłym roku ciechanowskimi opłotkami przez Regimin, ale to jednak trochę naokoło jest. A że dziś niedziela i ruch na 617 duży nie był to machnęłam na szybko trzydziestkę do Trzcianki, gdzie skręt czeka w prawo i świetne już klimaciki się zaczynają.

Dwudziestokilometrowy objazd Mławy pięknymi bocznymi asfalcikami przez Windyki i Wieczfnię ciągle mnie cieszy. Pagóraski przez Pepłówek i już wpadam w początek serwisówek. Fajnie to wymyśliłam:))) 

Serwisówki – wiadomo. Nawet niebieski śmiga z trzydziestką na liczniku:)))
A jak na horyzoncie pojawia się TAKIE O – o takie jak tutaj

to nawet więcej niż trzydzieści wyciąga:))) 
Widmo wielkiej zlewy pojawiło się zaraz za Olsztynkiem, czyli spory kawał jeszcze przed Ostródą (niebieski pędzi po pagórach ile sił). Początkowo sunęło bokiem i pozwalało obserwować ciemniejące swoje barwy. Ale Ostróda widmo znęciła 

i na wjeździe do miasta stanęliśmy oko w oko. Groza narastała a napięcie rosło. Co innego dać się zlewie złupić w połowie trasy a co innego na ostatnich pięciu kilometrach. 
Dopadło mnie KILOMETR przed końcem trasy, przyszło przedzierać się przez tłum panicznie uciekających uczestników jarmarku/pikniku znad jeziora Drwęckiego.
Pontony, balony, psy, hulajnogi, dmuchane delfiny, pingwiny, panowie morświny. Panie w klapeczkach na szpileczkach, tup tup tup. Fala przeszła i zrobiło się pusto i cicho.
Lało całą noc.

  • DST 235.82km
  • Czas 10:58
  • VAVG 21.50km/h

mapka ze stravy jest tutaj   

2 thoughts on “Ostróda

  1. W tamtym jeszcze roku jak czytałem Twoje opowieści z tamtych stron to czytałem je bardzo bez zrozumienia. Ot, oczywiście opis fajny, ale nawet oczy wyobraźni czy pomocne fotki nie dawały obrazu.
    A teraz?
    Kilka już podobnych trasek w tamtym kierunku zaliczyłem, kilka opcji innych sam wymyśliłem…
    I teraz jak piszesz: Regimin, Wieczfnia czy serwisówki… – już to widzę i wiem :):):)

    Piękna, solidna, w świetne kilometry ubrana wycieczka :):):)

    A jakbyś 5 minut wcześniej z domu wyjechała to byś nie zmokła :):):)

    1. cieszę się, że zacząłeś etap czytania ze zrozumieniem:)))) To zupełnie inna frajda:) a co Ty tam w tych pagórach powymyślałeś? U mnie na blogu jest przecież wszystko:)))
      a gdybym wyszła 5 min później? 🙂

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *