prognozy na dziś były fatalne. Lać miało już od ósmej. Tymczasem…
…jeden z najpiękniejszych i najcieplejszych nadbałtyckich poranków. I bezwietrzny! Fantastyczny spacer a po nim zasłużone śniadanie. Hotelik Nadmorski sprawdził się wyśmienicie:)
żeby nie kusić pogodowych złych frontów ruszam czym prędzej. Tym bardziej, że czekają mnie przepiękne klimaty
i fascynujące skrzypy-giganty. Czeka mnie też pagór w Ulinii, który łykam gładko – jest progres od ostatniego razu! Na górce zdechłego borsuka (leżał tam całymi dniami kiedy jeździłam wokół Łeby ostatnio) przypominam sobie, że czytałam o rekonstrukcji pałacu w Ciekocinku. 6 lat temu była to jeszcze totalna ruina, ale widziałam, że zaczęły się prace. Postanawiam sprawdzić. Efekt jest oszałamiający
teren jest ogromny i przygotowany na profesjonalne zawody jeździeckie – jeździectwo jest pasją właścicielki. Korzystając z nadal pięknej pogody sprawdzam wygodę parkowych fotelików i rozkoszuję się przepyszną kawą:)
Kolejne pagóry nie sprawiają kłopotów, zwłaszcza, że przybyło nowych asfaltów i kiepskie kawałki są naprawdę nieliczne. Dojeżdżam do Choczewa i skręcam w stronę Pucka. Po chwili mijam skręt do Białogóry co uruchamia lawinę wspomnień sprzed kilku lat. Cały tydzień lało… Pamiętam obwiązywanie butów foliowymi torebkami i ubieranie w folie również rękawiczek. Bo nie dość, że mokro to było też zimno. 13-15 stopni. Brrr! Na razie jest miło ale… CZARNE IDZIE ZNAD MORZA! W tej sytuacji rezygnuję z planowanego podjazdu pod pagór w Czymanowie. Chciałam się na nim sprawdzić po latach, ale priorytetem jest jednak dojazd na sucho do Wejherowa. Jadę wzdłuż jeziora Żarnowieckiego skręcając w dół w Wierzchucinie i zaraz potem na Brzyno. Uwielbiam tę drogę
tuż za Czymanowem spowalnia mnie giga pagór przed Rybnem – czyli jednak jakiś podjazd zaliczam:) Chmurzy się coraz bardziej, ale do Wejherowa już bardzo blisko
coś zaczyna pokapywać, ale ignoruję i pruję – asfalt dobry – korzystam. W Wejherowie planuję złapać pociąg SKM do Trójmiasta. To jest łatwe – kolejka odjeżdża średnio 3x w ciągu godziny. Przejazd przez Wejherowo fajny – korzystam z podpowiedzi “języka” i skręcam w boczną uliczkę kompletnie nieruchliwą. Nawet udaje się coś fajnego przyuważyć
Pociąg jest fajny, do Sopotu dojeżdża w niewiele ponad pół godziny.
Plan na Sopot okazał się prosty – ucieczka przed deszczem! Ledwo wystawiłam niebieskiego z wagoniku lunęło okrutnie. Gnamy w kierunku plaży, byle nie stać na przystanku i wpadamy pod pierwszy zadaszony taras
Gruba Ryba! Na rybę miałam wielką ochotę, może być gruba – zwłaszcza, że serwowana z pieca. Halibut jest wyborny, przestaję mieć pretensje o deszcz. Pretensje zresztą były i tak nikłe, od Łeby jechałam z poczuciem darowanego od pogody dnia.
Po 2 godzinach się przejaśnia, na Sopot nie zostaje mi wiele czasu
bo czeka mnie jeszcze jeden pociąg – tym razem Słonecznym podjeżdżam do Iławy. Tu też już po deszczu, tym razem wysiadam z pociągu w ostatnich kroplach. Wita mnie fantastycznie rześkie powietrze, rundka wzdłuż Jezioraka jest wielką przyjemnością
- DST 88.79km
- Czas 04:15
- VAVG 20.89km/h
do tej wycieczki jest mapa