mazurska dwudniówka cz.2

wieczór był piękny, ale noc słaba. Stopa (!!!) spuchła dramatycznie i zaczynam mieć problem z normalnym poruszaniem się, bo opuchnięcie powoduje, że prawie nie zgina się. Boli wściekle i żadne tam ibupromy ani inna bezreceptowa antyhistamina nic nie daje. Zdziwienie moje tą sytuacją jest równe irytacji – nie raz już mnie dotkliwie pokąsało, ale żeby taka reakcja?? Nie mam pomysłu, co z tym zrobić i zła jestem jak ta osa, która prawdopodobnie jest autorką problemu.
Poranek

daje z siebie wszystko, żeby mi dyskomfort wynagrodzić. Udaje mu się:))), na długą chwilę zapominam o opuchniętym problemie.  Dziś dzień jest wymagający, nie czas na marudzenie. Trasą znaną tylko częściowo chcę dojechać do Ostrołęki, a tam jeden pociąg na 3 godziny – spóźnić się oznacza dotrzeć do domu około północy. No niechętnie…
Testuję wymyśloną wcześniej, najprostszą jaką znalazłam drogę na wyjazd z Olsztyna. Znad jeziora Ukiel prosto ulicą Obrońców Tobruku dojeżdżam do Sikorskiego, która płynnie przechodzi w 598, która jest moim celem. Skrzyżowania mnie spowalniają, ale jedzie się wygodnie, jest nowa ścieżka

na całym, prawie dziesięciokilometrowym odcinku – i tylko raz przechodzi z jednej strony ulicy na drugą. Krawężniki wygładzone, nie stanowią problemu. Jednak można! W porównaniu do mojego zwyczajowego wyjazdu 51 i potem przez Bartąg jest szybciej o 3km i dwa pagóry. Pierwszy eksperyment dzisiejszej trasy zaliczony pomyślnie, mam nadzieję że kolejny też będzie na plus. Dużo od niego zależy!
Na razie relaksuję się jazdą po znanym i lubianym czyli 598 do Zgniłochy.

Poranny ruch już się skończył i jedzie się komfortowo, samochodów bardzo mało. Więcej oczywiście na 58 do Jedwabna, tu zdjęć nie robię, ale do żadnej trudnej sytuacji drogowej nie dochodzi. Jakoś życzliwie nikt też nie trąbi gdy 3km przed Jedwabnem pojawia się durny zakaz jazdy rowerem z uwagi na biegnącą bokiem leśną – czyli PIASZCZYSTĄ – ścieżkę. Wiem, że tam jest ale i tak zawsze mnie denerwuje.
W Jedwabnem uzupełniam śniadaniowe kalorie porcją orlenkowskiej czekolady, ale prawdziwe wsparcie daje mi info od sprzedawcy – według niego jest asfalt na drodze przez Mącice! Te 14km to największa niewiadoma dzisiejszej trasy i jednocześnie klucz do zameldowania się o właściwej porze w Ostro. No ale zanim będą Mącice jest przyjemność z jazdy jednym z najpiękniejszych mazurskich odcinków.

Wyremontowana droga Jedwabno-Wielbark. Bardzo łagodne pagórki i bardzo piękny las. 20km relaksu. Stopa cały czas próbuje zaistnieć w mojej świadomości, ale to nie jest dobry moment. Nie mam zamiaru poświęcić jej ani jednej z wyczekiwanych chwil tego przejazdu:)))
Za Wielbarkiem stopa swoich pięciu minut też nie dostaje. Tu jest pełna ekscytacja tematem Mącice. I oto…

Nie dość, że jest asfalt, to w dodatku piękny! Wygląda na świeżo położony. Po 4 kilometrach się pogarsza ale jakość pozostaje akceptowalna. Co za ulga. Dojazd na czas do Ostro wydaje się uratowany. Postanawiam zrobić krótką przerwę

i to jest niestety ten moment, który pozbawi mnie znacznej części przyjemności z dalszej trasy. Stopa. Nie wiem, czy chcecie wiedzieć. Ja wolałabym nie. Opuchnięcie opuchnięciem, już się przyzwyczaiłam że zanikła mi kostka, ale co tu robi ten gigantyczny purchel??? Mocno przerażający w swym rozmiarze bąbel. Plus wysypka. Tego już nie udaje mi się zignorować, zwłaszcza że ból nie opuszcza mnie ani na chwilę. Wściekła jestem, bo dalsza trasa przez Zaręby, Krukowo i Brodowe Łąki 

jest przepiękna. A ja zamiast się nią cieszyć obserwuję purchla. Który za zainteresowanie się odwdzięcza powiększając intensywnie swój rozmiar. Super. Pogarsza mi się mocno samopoczucie, gorączka jakby??? Zaczynam myśleć już tylko o tym, żeby dopaść pociągu , jeszcze gdzieś kątem oka przyuważam coś fajnego

ale raczej staram się cisnąć na maksa. Co łatwe nie jest bo stopa ewidentnie nie współpracuje. Przypominam sobie, że mam gdzieś w swojej wszystkomającej torbie hydrokortyzon, na purchla nie pomoże ale na wysypkę powinno. Oooo, jest lepiej. Powraca nadzieja, że zdążę.

Piękne są okolice Baranowa, Przystań, Białobrzeg ( Bliższy i Dalszy) – to już znam z wypraw do Jabłoni. Dopadam do Kruków – stąd już tylko dyszka do stacji. Jest to jednak dyszka przez miasto. Ścieżkami. NAJLEPSZE wyglądają tak:

Pod koniec ścieżkowego przejazdu jestem już tak umordowana krawężnikami, że zjeżdżam na jezdnię. 
Uwielbiam okolice Ostrołęki, ale samo miasto przez te dramatyczne ścieżki ciepłych uczuć nie budzi. I nawet “widoczki”

mu nie pomogą. Trzeba spróbować opracować jakąś inną drogę dotarcia do stacji, może jest szansa ominąć ten ścieżkowy horror. Ulicą Słowackiego muszę następnym razem pojechać. Gorsza niż aleja Jana Pawła nie będzie…
Mój pociąg

już czeka. Jeszcze tylko muszę znaleźć silne ręce, które spowodują, że niebieski zaistnieje w środku (pierwszy stopień mam na wysokości nosa, stopnie są trzy…).  Mam całe dziesięć minut. Przychodzi ktoś miły. Wsiadamy. Ulga.

do wycieczki jest mapa, dojazd do Ostrołęki jednak przez Czarnotrzew i Obierwię, szybciej i omija się krawężniki w Krukach

UPDATE 18.09.2019 – zaprawdę mówię Wam jedźcie do stacji Jana Pawła. Okazuje się, że może być gorzej…

  • DST 161.54km
  • Czas 07:43
  • VAVG 20.93km/h

 

2 thoughts on “mazurska dwudniówka cz.2

  1. Piękna wycieczka, piękny opis, super emocje z nowych asfaltów i świetnych widoków… Tylko przez tego paskudnego owadozaura, który tak wrednie wżarł się w Twoją nogę w całą fantastyczną przygodę wplata się nić niepokoju i niepewności… Życzę zdrowia i szybkiego powrotu do stuprocentowej sprawnosci… 🙂

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *