wreszcie na legalu. Mocno kontrowersyjne zakazy rowerowania od wczoraj zniesione. Emocje może już nie te, ale przyjemność jednak większa:)) No i można coś napisać:))
gdyby jeszcze tylko nie kolejny cudowny pomysł – jazda na rowerze W MASCE po pustych jezdniach nie bardzo mnie przekonuje…
Swoją własną kolejową kwarantannę póki co ciągle jeszcze staram się trzymać, więc dzisiaj znowu pętelka – częściowo po nowych rejonach.
Bo po znanym początku Marki-Radzymin (pozdrowienia dla Marcina:))) -Kraszew -Klembów w Klembowie skręcam w lewo na Krusze. Piękny nowiutki asfalcik zachęcał mnie do eksploracji już wcześniej. Tymże asfalcikiem dojeżdżam dziś do drogi 636, którą omijałam do tej pory. A tymczasem panuje tu tymczasowy objazdowy zakaz dla TIRów, droga gładka i doświadczenie całkiem było przyjemne. Więc 636 do Kozłów i znowu w lewo na Trojany. Oooo, tu było ładnie:) No i jeszcze tylko wiadukt przez S8, Karpin, Dąbrówka i już jestem w znanym Dręszewie i przez Marianów wracam nadbużanskim traktem. A raczej wracałabym, gdyby mnie nagle nie podkusiło.
I dopiero jak się dowlokłam i zobaczyłam TO:
przypomniałam sobie, że już jakieś 10 lat temu popełniłam ten błąd. No to na kolejną dekadę mam spokój. Chyba, że mi się pamięć pogorszy:)))))
Końcówka już bez niespodzianek, przyjemne leśne klimaciki i wyczekany wiatr w plecy:))
- DST 119.25km
- Czas 06:05
- VAVG 19.60km/h
mapka do dzisiejszej traski jest już na stravie no i tutaj
Hakuna matata, jak cudnie to brzmi….
Miło znowu czytać Twoje relacje, no i przede wszystkim wiedzieć, że będą kolejne i kolejne i kolejne…
Trasa fajna, pogoda piękna choć ten wiaterek wciąż niegorący…
Klimaty okołonadburzańskie są super 🙂
Szmata na pysku (przepraszam, maska na twarzy)… hmm… lepiej z nią na legalu niż bez niej ukradkiem… 🙂
oooo, taki comment to niezła zachęta, żeby się nad wpisami kolejnymi pochylić:)) Dzięki Paweł! Już czekam jaką “rozmrożoną” traskę Ty wrzucisz!
Przy Dręszewie są wspaniałe łąki nadbużańskie (na zachód od miejscowości), warto wjechać w nie kawałek, w pewnym miejscu są ruiny samotnego domu, który kiedyś był odcinany przy każdym większym wezbraniu, ale sam trwał niezalany stojąc na wzgórku