wyprawa z cyklu “rowerem po Mazowszu” ale start jednak w uckim. Trafił mi się weekend powtórek – dziś odrabiam trasę z 27.06.2017. Z Ożarowa jadę pociągiem do Bednar, skąd po 5km melduję się na sprawdzone śniadanko w Białej Damie
nazwa cokolwiek pretensjonalna ale miejsce miłe, przyjazne głodnemu rowerzyście. Jajecznicy nie ma w karcie a śniadanie jest serwowane tyko gościom hotelowym – mimo to smakowicie zaczynam tu dzień już kolejny raz:)
Wiatr trochę kręci i odcinek do Aleksandrowa przez Bolimów zaskakująco mnie zmęczył. Słońce przywraca wiarę w to, że będzie jeszcze lato tego roku, na niebie panuje czysty, absolutny błękit
i za Piasecznicą czuję, że moc wraca a w Brochowie odzyskuję świeżość. Najważniejsze to przetrwać pierwsze 80km:)))
W odzyskaniu świeżości pomaga perspektywa kolejnej porcji kalorii. Tym razem będzie to mega porcja. Bo zbliża się Wyszogród
a zaraz za Wyszogrodem jest jak wiadomo GOŚCINIEC LEGENDA i… tak, tak – haluszki! Micha jest ogromna, upał straszny
a ja wyjadam pieczołowicie wszystkie dokładnie kluseczki. Przez co wyszogrodzka przerwa trwa dobry kwadrans dłużej niż planowałam. Bo trochę to trwa zanim się poukładają. Swoją drogą – zawsze mnie bawią rady mądrych osób planujących innym treningi – zaczynaj trening nie wcześniej niż 2h po posiłku. Po dwóch godzinach to ja jestem głodna i gotowa na kolejny posiłek a nie na trening. Fakt, że moja jazda to żadne tam wyczynowe tempo ale jednak nigdy nie doświadczyłam problemu związanego z jazdą zaraz po jedzeniu. Kwadrans “sjesty” w zupełności wystarczy. Za to dyskomfort związany ze zbyt długim odczekaniem po posiłku pojawia się zawsze.
Po kilometrze na krajowej “60” i po ostrym zjeździe w Chmielewie skręcam w lewo. Sezon truskawkowy już zakończony, zaczyna za to rozkosznie pachnieć malinami. Niedziela więc pusto, cicho… Uwielbiam ten lekki szum opon:)
po 20km jestem w Naruszewie na prostej drodze do Borkowa. Hopki, lekki wiatr w plecy. Upał zaczyna dawać się we znaki. Wczesne popołudnie to czas największego skwaru a tu trzeba przywdziać bawełnianą zbroję dla ochrony ramion przed całkowitym spaleniem. Nic to, wszystko lepsze niż gruba skorupa z oblepionego kurzem kremu z filtrem. Który i tak na tak silną wielogodzinną ekspozycję słoneczną nie działa. Jedyny sprawdzony sposób przeciw oparzeniom i uczuleniom – ubranko. Albo baldachim:)))
mimo niedzieli u Lisa panuje rozkoszny spokój. Chyba ludność zachęcona upalnymi prognozami ruszyła na wakacje – nie pamiętam żeby była tu kiedyś w weekend taka cisza. Wyciągam zatem książkę Djokovica – bardzo jak dla mnie kontrowersyjny elaborat o zaletach diety bezglutenowej. I ogólnie dość restrykcyjnej. Wzmianka o tym, że odmawia sobie ukochanej czekolady ulegając pokusie raz na 2 lata z okazji zwycięstwa w Wielkim Szlemie (po którym to zwycięstwie zaszalał zjadając JEDNĄ kostkę) wprawiła mnie w totalne osłupienie. Cóż, teraz już wiem, że na pewno nie wyjdę za mąż za żadnego mistrza wielkiego szlema:)))
Wieczór jest fantastycznie ciepły i ulegam pokusie dodatkowej godziny w czytelniczym kąciku poświęcając 20km drogi do domu na rzecz powrotu z Modlina KMką. Dobry wybór, nad Wkrą duży ruch weekendowych powrotów, jazda przez NDM zapewne nie byłaby miła. A tak w bonusie dostaję jeszcze to:
początek trasy do Brochowa tędy a dalej już według tej mapy
- DST 169.99km
- Czas 07:42
- VAVG 22.08km/h
Elizko! W “Legendzie’ byłem w tym roku dwa razy na obiedzie, gdym jeździł do Czerwińska i okolic – w tym roku bylem tam (w Czerwińsku) pierwszy raz w życiu 6 i 27 maja. Od Czerwińska jechałem wzdłuż Wisły ku Zakroczymiowi gruntową drogą – pięknie tam.
piękna gruntowej drogi nie zaznam więc polegam w całości na Twojej opinii w tej kwestii:)))
Ale powiedz jak wrażenia z Legendy? Skoro obiadowałeś dwukrotnie to wnioskuję, że nie najgorsze?
Obiady w “Legendzie” smakowały. Porcje aż dla mnie za obfite, mimo tego, że brałem jedynie 2-ie danie ( i kawę), wychodziłem obżarty. Chcesz zobaczyć wygląd krajobrazu koło gruntówki Czerwińsk- Wychodźc, to zerknij do Salonu24 do mojej notatki o wsi Ździarka.