w założeniu lajtowa z uwagi na wieczorne plany tenisowe pętelka solidną bardzo rozgrzewką była. Bo człapiący relaksacyjnie tchórz (tchórzem podszyty) nagle przyuważył gromadzące się nad Lesznem czarne zbiorniki z deszczem. Oj. Nie lubią takich widoków podszyte tchórzem tchórze. W przerażeniu wizualizują burze, grzmoty i pioruny spadające na tchórza w samym środku KPNu. A tu wiadomo, same zagrożenia – ściągające pioruny drzewa i nie ma wcale gdzie się skryć. W efekcie tchórz wykręca kosmiczną jak na swoje możliwości średnią pędząc ile mocy w rowerku. Dopada cywilizacji na totalnie zmordowanych kopytkach i ogląda piękne błękitne niebo bez śladu chmur, które gdzieś w międzyczasie zniknęły. Takie doświadczenia niczego nie uczą tchórza. Na tenisa znowu gna nieprzytomnie, bo znowu idzie – no przecież prosto na mnie!! – kolejne “czarne”. Z którego kropla deszczu nie spada. Za to tchórz po tych przebieżkach jest w takiej fazie, że wygrywa seta DO ZERA. I cały mecz. I taka przynajmniej z tchórzostwa korzyść. A wieczorem zachwycony zwycięstwem tchórz wraca na pełnym spokoju. Noc jest ciemna i chmur nie widać:)
- DST 92.40km
- Czas 04:03
- VAVG 22.81km/h