Początek dnia zachęcający. Bardzo:)
Chociaż trochę ziiiimnooooo i na zjeździe do Piechowic prawie zamarzam ubrawszy się w koszulki dość przewiewne. W dodatku w Piechowicach zupełnie nieoczekiwanie słońce znika a pojawia się mżawka i po kwadransie na przystanku ruszam w poszukiwaniu bardziej przyjaznego schronienia. Salonik prasowy! Gazety, krzesełko i kaloryfer. Bingo:))
Bardzo jest tu fajnie, ale cieszę się jednak, gdy mżawka po kolejnym kwadransie się żegna. Ciekawa jestem tej dzisiejszej trasy, która po mokrym falstarcie super się zapowiada.
To ma być taka lajcikowa rozpoznawcza pętla, na początek Sosnówka.
Zalew
prezentuje się całkiem OK, ale z mapy nie wyglądało, że on przy samej ruchliwej dość drodze zlokalizowany, te luksusowe ponoć hotele za miliony co tam stoją to owszem z jednej strony mają widok ale bardziej jednak są PRZY ulicy niż NAD zalewem:)))
Dalsza moja droga do Karpacza wiedzie, dokąd dojechawszy dowiaduję się, że Karpacz Karpaczem, ale
WSZYSTKO (łącznie – a może przede wszystkim! – z pączkarnią w której nabywam wyrób ciepły, nadzieniem czarnoporzeczkowym obficie wypchany) jest w Karpaczu GÓRNYM.
Który – bez zaskoczenia – łatwo osiągalny nie jest. Wreszcie jest mi ciepło:))
Klimat w Karpaczu trochę przełom lat 90 plus punktowo jakieś nowocześniejsze obiekty. Nooo, dla koneserów. Ale górka fajna. Na zjazd ubrałam się lepiej i też była zabawa:))
Z Karpacza jadę do Jeleniej, żeby drogi nie dublować odbijam początkowo na Kowary, żeby potem łukiem skręcić.
Bardzo przyjemne klimaty, zwłaszcza że pojawia się słońce co jak wiadomo klimatom zawsze pomaga:)
Eksplorację Jeleniej sobie obiecywałam i wspominki sprzed kilku lat pobytu ale przez te w Piechowicach postoje mniej mam czasu niż bym chciała na taką miejską włóczęgę. Zostawiam więc
na następny raz, co w sumie fajne jest mieć w wyjeździe pewien niedosyt.
Który rodzi na następny wyjazd plan. Albo przynajmniej planu zalążek:))
Tymczasem trafiam do Cieplic
i też żałuję, że na tak krótko. Bo pierwsze wrażenie jest super. Na Cieplice miałam co prawda czas, ale chmury, które do tej pory ignorowałam stają się coraz konkretniejsze i coraz wyraźniej deszczową swoją naturę pokazują. Postanawiam zdążyć do Piechowic na truchło,
znowu mam farcik – tym razem pomaga mi kwadrans opóźnienia:))
Truchło przybywa wraz z deszczem, ale to krótki deszcz i mogę zrealizować plan na końcówkę dzisiejszej wycieczki – przejazd przez Szklarską.
W tym celu wysiadam na stacji Szklarska Poręba Średnia i stawiam czoła bocznym szklarskim dróżkom, krótkie 18% biorę z marszu, ale długie 17 pokonuje mnie w samej końcówce, gdzie trafił się taki mikro mikro wznios. Wystarczył.
Ścianki na oko powyżej 20% wzięłam na pych:))
Szklarska lepsza niż Karpacz. Z pięknym tęczowym finałem:))
- DST 78.20km
- Czas 04:21
- VAVG 17.98km/h
mapka ze stravy jest tutaj