Powrót z Ostródy do Wawy to w każdym wariancie trasy, które jeżdżę na pamięć.
Na początek odcinek do Łukty,
bardzo piękny, trochę wspinaczkowy, ale niestety ciągle nowego asfaltu nie dostał.
Nie dostała go też mocno już sfatygowana droga Podlejki-Olsztynek,
po prawdzie to sfatygowana ona była już jak jechałam nią pierwszy raz 15 lat temu….
Nie ma takiego dramatu po całości
i na szczęście ruch jest nader nikły (ciekawe dlaczego???) i można środkiem, gdzie nieco równiej, jechać.
Pomiędzy wybojami jest mój najukochańszy odcinek, niezmienny numer 1 – ten przez Worliny.
Z jeziorem Isąg:))
Za Olsztynkiem zaczyna się “nuda” równiutkich nowiutkich serwisówek,
tnę sobie milusio aż do Nidzicy, gdzie trafia mnie nagły szlag.
A nawet SZLAGGGGGG.
Ścieżka powstaje! No żesz fuck. I to nie 500 metrów czy 800 nawet ale ładnych kilka kilometrów. Droga k… do Maka! Tak więc spieszcie się przejechać tym pięknym, równiutkim, nie pofalowanym, szerokim i pustym asfaltem
bo za chwilę koniec zabawy. Nastawiają zakazów i będziemy się bujać na falach Dunaju.
Cała frajda z tego super odcinka zabrana.
A z tymi falami Dunaju to zaprawdę powiadam Wam wiem co mówię.
Oto objawił się nowy asfalt przez Wieczfnię. No super, należał się.
I cóż my tu widzimy po lewej stronie? Piękna ścieżka dla bulimików.
Przy jeździe powyżej 15km/h zwrot obiadu gwarantowany do 4h po spożyciu.
Końcówka już bez niespodzianek,
w Grodzie Mazowieckim dobrze nakarmili, że
aż do domu wystarczyło:)))
- DST 259.28km
- Czas 10:23
- VAVG 24.97km/h
Konkluzja: muszę rozważyć więcej fanaberii:)))
mapka ze stravy jest tutaj