Moje gratulacje, tak wiele pracy włożyłaś w to przedsięwzięcie :), które zapewne będzie pomocne dla planujących podróże, te małe czy te duże.
O kurcze, ale mi się rymnęło 🙂
Ja tam dziś byłem bardzo zadowolony z tej omyłki szamańskiej 🙂 Tylko żeby jeszcze ten wiater gdzieś przegnali. Bociana dziś pierwszego spotkałem, to tak à propos Twoich najpopularniejszych fotek.
W weekend podobno ma być super pogoda. A u mnie Cannondale może dziś zbudzi się już ze snu zimowego. W nowej odsłonie 🙂 Nie mogę się doczekać !!
Swoja drogą, to podziwiam u Ciebie to, że nieraz po wielu kilometrach masz jeszcze siłę na wyczerpujące mecze 🙂
Pociesz się, że nie tylko Ciebie mocno obciążył remont wielosypeda 🙂
Ja się dziś poddałem kilometrażowo, samopoczucie i ból łepetyny nie pozwalały na szarże.
Dużo zdrówka !!
Cannondale już jutro 🙂
Jak już jesteśmy przy Niebieskim – może warto by opowiedzieć o nim coś więcej w zakładce “Eliza”? Wszak jest to bohater niemal tak wielki jak Ty. 🙂
W szczególności ciekawi mnie, jaki jest jego całkowity przebieg.
Ciekawa byłaby także lista napraw/wymian, tylko pewnie byłaby przydługa…
Wytrwałości w ciekawym prowadzeniu bloga nie życzę… albowiem z tego co widzę po Twym dorobku rowerowym, to u Ciebie wytrwałość jest czymś oczywistym. 😉
Niebieski ma na liczniku ponad 110,000km. I jest dokładnie tak jak napisałam w zakładce “Eliza” – wszystko oprócz ramy i kierownicy ma już wymienione kilkukrotnie, coroczne przygotowanie go do sezonu to wydatek rzędu 800-1000 PLN…
Co do wytrwałości – mam nadzieję, że masz Morsie rację:)
nie zwracam specjalnie uwagi na czas brutto więc bardzo dokładnie nie pamiętam, ale w 20h się zamknęłam. Twoje marzenia to dla mnie totalny hardcore. W zimie marzę o tym, żeby się codziennie chociaż 20 dało ukręcić:)
No dokładnie, zaniemówiłem. 😉
Ścisła czołówka rowerów na BS no i w skali kraju zapewne też… oj, przydałby się stosowny ranking!
Niebawem skończysz TRZECIE “kółeczko” wokół Ziemi… a ja się cieszyłem, że pierwsze kółko kończę (swoim pierwszym “dorosłym” rowerem)…
No to masz jeszcze duże perspektywy co do stawiania sobie zimowych wyzwań. 😉
Konkretnie, to chcę zrobić w styczniu nową życiówkę (min.310-320 km) i jednocześnie zejść poniżej 24h.
Jak najbardziej realne na kolarce, skoro starym góralem zrobiłem 229 km w 17h (brutto) i to w trybie relaksacyjnym. 🙂
Skądinąd taki dystans pozwoliłby mi dojechać nad morze…. wizja orzeźwiającej kąpieli w morzu po takim dystansie jest nader interesująca… :))
Dystanse dziś mamy takie same 🙂 U mnie w najcieplejszym momencie termometr w liczniku wskazywał 15 stopni 🙂
W Chotomowie za tydzień w sobotę jest trening Fundacji Randonneurs. Może się wybiorę, zależy jak będzie z aurą. Do pierwszych zawodów zostało mi 46 dni 🙂
Dziś spokojnie, tylko 7 dyszek. Fundacja chyba mnie olała i przestała się całkiem odzywać. No trudno…
Skupię się na przygotowaniu do brevetów.
Pozdrawiam 🙂
ja też wczoraj wagarowałem, ale na nartach :)) Przedłużony, wspaniały freeridowy weekend w Tatrach. A na nizinach jeszcze 4 dni wiosny przed nami, potem wraca zimno, deszcz i śnieg, zatem dziś idę na rower 🙂
Zresztą tak długo jest już ciepło, że obstawiam chłód co najmniej do końca kwietnia. Nie powiem, taki wariant też mnie urządza 😉
Łatwo tutaj podpaść 😉 to ja lepiej zachowam dla siebie przemyślenia, że przez cały rok mogłoby być -1 w nocy i +1 w dzień. ;))
Po miesięcznym już chyba ATAKU wiosny dopiero co się pogodziłem z nią. 😉
Widzę, że kojarzę Ci się ze wszystkim, co najgorsze. ;))
U mnie ostatnimi dniami codziennie rano -2 (zimniej, mimo że daleko na zachód) – bynajmniej nie narzekam, a nawet jutro biorę wolne aby o wschodzie słońca zażyć prawdziwie orzeźwiającej kąpieli. 🙂
Pozdrawiam lodowato. ;)))
Ja już wiem, że jak w mieście nie da się prosto stać, iść i biegać to poza miastem jest armagedon nie do przejścia/przejechania 😛
Ale cel jazdy tak szczytny, że nie dziwię Ci się zupełnie 🙂
Serwus
Jako rzekłem – sezon zakończony. Dla mnie już jest za ciepło na pływanie. 🙂
Teraz czas na Tomskiego, to taka przejściówka między morsami a zwykłymi ludźmi. ;))
Małych kundelków nie ma potrzeby się bać, a duże wilczury niemal nigdy nie są tak naprawdę agresywne.
Tylko raz w życiu trafił mi się dość agresywny wilczur, nie słuchał się nawet właścicielki…
Ciekawostka: na widok monocykli psy robią się 3x bardziej nerwowe, a kopać podczas jazdy się nie da… ;]
Że co się zrobiło? ;D
Ja wczoraj wydziergałem kolejne 200+ i dobrze mi się jechało tylko w nocy (od -1,5 do +10, notabene w letnich “piętówkach” 🙂 ), zaś w dzień i w słońcu przymierałem. ;]
PS. stwierdziłem przy okazji że skończyli remontować (rekonstruować wręcz, bo był horror) drogę dojazdową do Cisa Henrykowskiego, teraz pobliskie pagórki aż zachęcają… ;))
a Ty kiedy ostatnio zaglądałeś? będzie ze dwa tygodnie, co?
jak na raczkującego siedmiotygodniowego bloga kilkaset odwiedzin to całkiem niezły wynik, a że nie każdy pisze komentarze to nie widać
Ojej, jak tu się o mnie pamięta. 🙂
No nie do końca są mi ichnie ataki obce, ale drobnicą się zupełnie nie przejmuję, chyba że atakują na poważnie, no to czasami kopniaka trzeba sprzedać, niestety. A duży kaliber zaatakował/postraszył mnie jeden raz w życiu, więc traumy jeszcze nie mam. 😉
Gdzieś czytałem teorię, że kobiecego głosu psy się nie boją, ale nie wiem, czy i na ile to prawda.
Hm, kolejne odwołanie do morsizmu 😉 tylko nie wiem, czy się cieszyć, czy wręcz przeciwnie, skoro to tylko eufemizm na niepożądaną aurę…
“Posądzam Cię” jednak o dobrą wolę, zatem “odwdzięczę się” małą, sentymentalną historyjką o tenisistach. 😉
Otóż jadąc sobie na 36″ monocyklu, po zupełnie obcym mi mieście (Jawor), minąłem 2 pary trenujące na korcie (tenisa, rzecz jasna) i ichże reakcja na rzeczony wehikuł była jedną z najbardziej pozytywnych i entuzjastycznych z jaką się spotkałem w ciągu prawie 3 lat ujeżdżania jednokołowców.
Notabene najbardziej “wylewna” z tych osób znacząco przypominała Ciebie. :))
W przyszłym tygodniu słońce (fajnie) i upały (mniej fajnie :/ )
Ja na obecną pogodę nie narzekam, temperatura idealna, no i ja jeżdżę wieczorami, a wtedy z reguły w przypadku opadów konwekcyjnych jakie mamy w ostatnich dniach już jest po deszczu 🙂
No np. na twojapogoda.pl od wtorku zapowiadają upały, a w czwartek w takiej Wa-wie to nawet 30*C o-O
Dla mnie upały zaczynają się od 24-26* (w zależności od wilgotności i nasłonecznienia). ;]
jakieśkolwiek tak, ale nie przesadnie uciążliwe – przynajmniej według moich standardów. Są tacy, co dwusetki ciągiem przez kilka dni z rzędu jeżdżą, ja dobrodziejstwa tak szybkiej regeneracji nie doświadczam niestety, ale 3 dni w zupełności wystarczają żeby moc odzyskać
HEJ Eliza! Dzięki za pozdrowienia! Pamiętałam, pamiętałam… i nie omieszkałam tu zajrzeć. Mój mąż mówi, że spotkał Cię w windzie z rowerem 🙂 Do następnego saunowania albo… rowerowania 😉 Może zawitasz w okolice Tarczyna. PA!
Olsztynek-Podlejki. Identyczny dystans, identyczny klimat. I nawet asfalt podobny. Trasa Ostróda-Łukta-skręt na Morąg-Zawroty-Łukta-Podlejki to zupełna rewelacja. No i 58 od Olsztynka plus skręt 598 do Olsztyna. Bezkonkurencyjne:)
tak tak, ja do dzisiaj pamiętam nasze spotkanie w Roztoce, widok Twojego letniego outfitu przy 10 stopniach jest dla mnie mimo upływu lat wciąż niezapomniany:)
To fakt. Ruch rowerowy na ścieżkach rowerowych wzmożony, do tego totalnie nieprzewidywalni piesi. Ale już wolę to od nieprzewidywalnych kierowców 🙂 Boję się jeździć jezdnią.
ja wolę jezdnię. Nie tylko piesi są nieprzewidywalni, rowerzyści również. Nie zauważyłam, żeby ktokolwiek sygnalizował zamiar skrętu… Niezmiennie uważam, że powinna być dobrowolność korzystania ze ścieżek i możliwość wyboru jazdy ścieżką bądź jezdnią. Upychanie na jednym wąskim pasku kurierów rowerowych i rowerowych spacerowiczów, a nierzadko jeszcze dzieciaki to kompletna pomyłka
Jechałem 9 godzin(w tym łącznie ok 40min przerwy) z Warszawy. Celem była dokładnie Bobrowa(binduga-pole namiotowe) obok Krzyży nad j.Nidzkim. Pozdrowienia 😀
to świetny czas, pamiętam te grube opony… Ja poniżej 10 godzin brutto dwusetki nigdy nie zrobiłam i pewnie nie zrobię, bo moje “biwaki” trwają zawsze dłużej niż 40 minut i są przy takim dystansie przynajmniej dwa. A najchętniej trzy:)
Pogoda miała być fatalna, a była chyba wręcz idealna na rower. Aż żałuję, że się tylko z rodzinką włóczyłem po swojej okolicy. Mazur zazdroszczę ogromnie!
O faktycznie ładny kawałek przejechaliśmy po tej samej trasie. Fajne hopki, górka z Bartniczki niczego sobie. Najbardziej wkurzyło mnie to, że na zjazdach nie dało się dokręcić przez te dziury. To psuło przyjemność jazdy. Pozdrowienia 🙂
A ja ciągle czekam na niższe temperatury i możliwość popełnienia jakieś dłuższej jazdy. Moje terenowe setki najlepiej “wchodzą” mi w temperaturze około 10 stopni, więc nastawiam się na II połowę października i listopad – a póki co skromnie 😉
Cześć, fajnie było znowu Ciebie spotkać. Ciekawe, czy w przyszłym roku znowu się spotkamy na trasie, w tym samym miejscu hehe.
Niedługo wyjeżdżam w góry, także będę mógł potrenować podjazdy lepiej 😉
Pozdrawiam.
hej:) myślę, że jest duża szansa bo statystyka na razie nam sprzyja, 3 pobyty w Ostródzie i 2 spotkania:) dobrego wyjazdu Ci życzę, fajnej pogody i ostrego trenowania
Pozdrowienia od faceta z krzaków i z pociągu. Na Pomorzu trafiłem na zimna i wiatry (dopiero pod koniec pobytu ociepliło się), ale sporo zwiedziłem od linii Lębork – Słupsk po Bałtyk. Sporo tam moren, więc jazda miejscami trochę górska, ale są i tereny płaskie. Dużo jeszcze lokalnych dróg poniemieckich z kocimi łbami – obsadzanych drzewami. W co drugiej wsi pałac w różnym stanie, niektóre imponujące.
Witam serdecznie na moim blogu, bardzo mi miło, że Pan zajrzał. Zapraszam częściej i dziękuję z relację z wyjazdu. Wielu udanych jesiennych wypraw jeszcze w tym sezonie życzę!
Nad morzem też pogoda niesamowita, niczym na francuskiej riwierze 😉
Niestety na rower w ciągu dnia jest za ciepło i przegrywa on zdecydowanie z przebywaniem na plaży i pływaniem w morzu. Moja najdłuższa przejażdżka jak na razie miała 40 km 🙂 Jednak pod kątem rowerowym nad Bałtyk najlepiej jechać w październiku/listopadzie, teraz jest za wcześnie. Oczywiście pod kątem mej zimnolubnej natury, która na szczęście znajduje ukontentowanie w morzu (temp. wody +15) 🙂
co kto lubi:) swój ostatni nadmorski listopadowy rower wspominam znakomicie, było zaskakująco ciepło jak na tę porę – 12/13 stopni i nawet 80km udało mi się kilka razy zrobić. Ale zawsze wybiorę lipcowe 30 stopni plus i dystans powyżej 150:)
jak się taki wirus wczepi to ani rusz nie można się pożegnać:( czuję się już nieźle, ale mocy nie ma i ten nos zatkany nęka karygodnie. Ale pogoda rzeczywiście niesamowita, szkoda tylko, że dzień już taki krótki. A Twój wyjazd udał się? Kąpiele oczywiście były?
ot taka innowacja – skorzystałam z życzliwej sugestii:) jeśli upoluję coś ciekawego będą we wpisach zdjęciowe zajawki. Reszta jak zawsze w “Foto”. A “aaa..” cieszy się dużym powodzeniem:)
Pani Elizo! Jak często musi Pani oddawać rower do naprawy (zmiany dętki nie zaliczam do napraw)? Pytam, bo chcę porównać z sobą. Pani jeździ rocznie około 20 tys, ja – około 5tys. Chce zobaczyć czy Pani oddaje cztery razy częściej.
Witam Panie Jerzy, rower zwyczajowo jedzie na duży przegląd połączony z wymianą kluczowych części raz w roku. Kilka razy w sezonie pojawia się potrzeb doraźnej pomocy w zakresie spraw drobnych, takich jak wymiana linek, pancerzy, klocków etc – w tym roku byłam w serwisie 2 razy
Jakie kaloryfery? Ja u siebie w pokoju prawie nie używam tego ustrojstwa 🙂 A dziś wieczorem przy +10 popływałem dla orzeźwienia w jeziorze, wreszcie przyjemna aura 😉 Niestety jeszcze w przyszłym tygodniu prognozują +20, trzeba będzie to jakoś przetrwać, a potem oby już z górki do zimy 😉
żadna sensowna odpowiedź nie przychodzi mi do głowy w kontekście Twojego wieczornego pływania… Po prostu nie rozumiem jak można lubić takie zimno, którego ja szczerze nienawidzę
Przypominasz sobie wczorajszą wichurę i mrozowatość? O 18-tej było +9 i mocno wiało z północy. Odczuwalna może +5? Również nie odmówiłem sobie przyjemności popływania 🙂 Ale mam świadomość tego, że my zimnolubni jesteśmy w zdecydowanej mniejszości 😉
a Ty kilometropołykaczem z prawdziwego zdarzenia, i to też jest komplement :-)) Tak sobie ostatnio myślałem, ile osób z BS wypaliło się po 1-2 intensywniejszych sezonach. A Ty trzymasz poziom od lat, i za to szacun. I trzymaj dalej 🙂
Nawet ja się dziś powygrzewałem na słońcu, było to bardzo przyjemne, lubię się poopalać, jednak jedynie przy założeniu, że nie trzeba podejmować żadnego wysiłku temu towarzyszącego, z rowerem w taki skwar już gorzej 😉
Rower dopiero po 17-tej, i pływanie już po zachodzie słońca, gdy mrozowatość powróciła – woda +10, powietrze +8, w sam raz – a przed 20-tą, gdy już wracałem, termometr w liczniku pokazał WSPANIAŁE +3 stopnie 😀
dzięki:) na pewno będzie udany jeśli tylko uda mi się zaznać temperatury wyższej niż Twoje ulubione 3 stopnie… Mam nadzieję, że Twój też będzie fajny, chociaż w Wawie szykuje się upalne 15 stopni:))
Co do prognoz masz rację. Niestety:-) Wczoraj zareagowałem na to ciepło bólem głowy i ogólną niemocą, dopiero 12,5 stopnia w jeziorze przywróciło mnie do życia 🙂
Jaka jesień? Toż to ciągle lato – ja się wczoraj znów w jeziorze musiałem schładzać 😉 Jeżeli wierzyć prognozom, taka nieomalże letnia pogoda utrzyma się do grudnia. Daj sobie póki co spokój z tenisem i kręć na roczny rekord przebiegu 🙂
kręcę, kręcę. Ale żeby była satysfakcja z nowego rekordu to musiałabym wrzucić 5 dwójek, a to mało prawdopodobne. Niemniej pogoda rzeczywiście fantastyczna!
na nogach to się trzymam (jako tako). Gorzej z łapkami, te to długo niczego nie potrzymają:( może powinnam kupić mono??
za pozdrowienia dziękuję i odwzajemniam:)
Jestem wstrząśnięty tym wypadkiem, i jestem z Panią współczując Elizo – ale z opisu nie zrozumiałem, co się wydarzyło. Po prostu wywrotka? Ale dlaczego? Proszę pozdrowić Rossa, którego poznałem w pociągu. Czy można coś dla Pani zrobić, w czymś pomóc?
bardzo dziękuję za wsparcie i cieszę się, że mimo schyłku sezonu ciągle Pan do mnie zagląda:) obiecuję, że jak tylko wydobrzeję pojawią się nowe wpisy. Tylko że na razie nie umiem przewidzieć kiedy to będzie… A ROSS już pozdrowiony, dziękuję:)
Kiedyś pękł mi widelec, wtedy nie ma szans – poleciałem na głowę. W Twoim przypadku przyczyna wypadku, jak rozumiem, nie jest jasna, bo nie pamiętasz. Ale czy później, po oględzinach roweru, udało się coś ustalić? – np moja koleżanka poleciała na łeb, bo w szprychy wkręcił się pasek od jej chlebaka. Nie drążę tego dla drążenia, tylko żeby ewentualnie była jakaś nauka dla rowerzystów: czego unikać, by się chronić, by zmniejszyć prawdopodobieństwo wypadku. Za pozdrowienia przefajnego Rossa dziękuję. Gdyby było coś trzeba, to mój mail masz.Mi piękna październikowa jesień rowerowa minęła wśród lasów i wiosek okolic Garwolina. Zdjęcia w Salonie 24 “Wioski wśród lasów koją”.
Garwolina pozazdrościć.. Niestety z mojego wypadku nauka żadna nie płynie, sama bym dużo dała za to żeby się dowiedzieć co się stało bo taka niewiedza jest dla mnie mocno traumatyczna i obawiam się, że mnie pozbawi części przyjemności z jazdy. Ale oględziny nic nie dały. Zdarte są obie manetki od góry, czyli rower szorował po asfalcie odwróconą kierownicą. I to wszystko.
Dzięki za gotowość pomocy, na razie próbuję się usamodzielnić i codziennie zaliczam nowe małe sukcesy:)
Taka niewiedza, czas pokryty niepamięcią, jest strasznie denerwujący, źle się czujemy, że może wystąpić czas życia poza świadomością i pamięcią, więc poza naszą kontrolą. To pewnie od uderzenia w asfalt – mam nadzieję, że Ci sprawdzili głowę tomografem. Można coś rozważać, jakieś hipotetyczne rekonstrukcje na logikę. Nie było to zderzenie z samochodem – najpewniej, bo brak śladów. Może jakiś zając wpadł Ci pod koła, może poślizg. Nie zakładam też nagłej utraty świadomości na moment, bo przyczynę tego wykryli by, gdyby była, badając głowę tomografem. Tak czy inaczej przeżywam to, bo dla mnie byłaś ucieleśnieniem herosa rowerowego, którego nic nie ruszy. I dalej: ten ukochany dla Ciebie rower pokazał nagle inne, groźne oblicze – to też mnie boli.Ale wyleczysz się i dalsza długa aktywność przed Tobą – jesteś młodziutka przy mnie np.
no właśnie. Zdradzona przez najwierniejszego przyjaciela…:(
Niebieski jako najwierniejszy przyjaciel, który zdradził – to tylko przenośnia, jako przedmiot jednak martwy nie myśli, nie czuje itd itd. Natomiast przyjaciele, Jajacek, Ross, nie zawiedli i nie zdradzili, lecz wprost przeciwnie… Czyli hurra!
nie leci. Pełznie. Alternatywnie czasem człapie:( Najbliższy czwartek to teoretycznie deadline dla gipsu, ale jak będzie zobaczymy…
Jeździ Pan? Od razu powiem – odpowiedzi, że nie do wiadomości nie przyjmuję!
Jeżdżę, ale bardziej komunikacyjnie po mieście; do pracy, do sędziwego teścia, do sklepu itd. A gdy jadę, to zawsze – czego wcześniej nie miałem, bo nie było powodu – myślę o Pani, że Pani nie jeździ, a tak lubi czyli ma trudny okres. Ale i ja w przeszłości miewałem przerwy, raz po operacji zszycia ścięgna Achillesa i drugi raz też w wyniku jakiejś przerwy chorobowej. Jeżdżę, ale gdy przedzieram się przez szarówkę, deszczyk, mgłę – oblepłe, chłodne – to myślę, że prawdziwa radocha z roweru jest jednak wiosną i latem.
Nastrój zły, który masz, jest zrozumiały, to – takie katastrofy i ich następstwa – też jest życie. I dzielne, godne znoszenie tego jest wyczynem trudniejszym od 300 km. Daje nam przy okazji zrozumienie np ciężkości życia całożyciowych kalek. Najprawdopodobniej wszystko będzie dobrze i wyleczona wrócisz do swej pasji albo prócz niej, też w wyniku przeżyć”katastrofy” (nazywajmy tak to za Tobą umownie), będziesz też miała nowe pasje czy sposoby życia. Natomiast rzeczywiście, ponieważ nie wiemy, co się stało, człowiek, w tym przypadku Ty czy Pani, traci tą wspaniałą pewność, ze jego ciało i umysł są niezawodnymi pewnymi maszynami. Trochę podobnie odczuwam starzenie, już kolano nie to, już ten organ słabuje, już tamten – najpierw wściekłość, poczucie krzywdy, a potem przyzwyczajam się, bo to przecież naturalne, choć niewesołe, bo to nie mój akurat pech, tylko dotyczy wszystkich. Proszę wybaczyć, jeśli się mądrzę, chcę tylko porozmawiać, bo inaczej pomóc nie mogę, a to nasze bardzo przypadkowe i nieco zabawne spotkanie w zaroślach okolic Kazunia wryło mi się jakoś w pamięć moich wycieczek rowerowych.
no to mnie ostatecznie rozbawiłeś Drogi Jerzy wspomnieniem i oceną spotkania, które – jakkolwiek zgadzam się co do jego przypadkowości- w moim odczuciu elementu humorystycznego było jednak pozbawione. Gdyby to na Ciebie szarżował z zarośli nieoczekiwany nieznajomy??? Natomiast że mnie rozpoznałeś po latach w pociągu po tym jednym jedynym kontakcie to zaiste niezwykła rzecz:)
Ależ ja nie szarżowałem. Już z daleka wołałem:” Proszę się nie przestraszyć, ja tu nadchodzę, bo tędy wiedzie moja droga!” itd (z Łąk Kazuńskich przebijałem się, prowadząc rower, do szosy i na końcu napotkałem zarośla, przez które się właśnie przedzierałem). Nadto Ty byłaś i jesteś młodą silną kobietą, a ja – prawie staruszkiem, jakie tu zagrożenie?
Dodam, że dlatego mam to zdarzenie-spotkanie za nieco zabawne, że prawdopodobieństwo spotkania się w gąszczu, w którym latami nikt prawie nie chodzi, jest bliskie zera i dlatego, że człowiek po prostu idący może być podejrzewany o “szarżowanie” tylko z racji kontekstu spotkania. Pamiętam, że tłumaczyłem Ci, że ja nie mogłem planować napadu czając się w tym gąszczu, bo w tym miejscu na ewentualną ofiarę musiałbym czekać latami, a może – do śmierci.
hej, jest lepiej w porównaniu z tym co było ale w kontekście ewentualnego roweru jest fatalnie. Na razie cieszę się, że odzyskałam samodzielność w codziennym funkcjonowaniu – przynajmniej w zakresie kluczowych czynności. O rowerze nawet nie myślę, nie miałabym jak trzymać kierownicy:(
Pamiętaj, że jesteś po kilkutygodniowym bezruchu (leniwych spacerków nie liczę, bo ich znaczenie dla kondycji jest znikome:). Niedługo 10 km będzie dla Ciebie lajtowym dystansem 🙂
nie jestem w tym względzie aż taką optymistką, ale się staram. Dziś też człapałam:) moje miarowe żółwie tempo zostało zaburzone przez nieoczekiwane powitanie “witamy nową BIEGACZKĘ”. Niewygórowane standardy w tym lesie młocińskim widać mają:))
pamiętaj, każdy dzień przybliża Cię do powrotu na rower 🙂
dla pocieszenia, ja teraz też co najmniej 10 dni nie będę jeździł, bo jadę na narty 😉
masz już jakiś przybliżony termin powrotu na rower?
akurat dziś myślałam, że pewnie się do tradycyjnego wyjazdu szykujesz:) fajnej pogody i dobrej formy Ci zatem życzę – jakie rejony tym razem? mój rower ciągle pozostaje wielkim znakiem zapytania bo trudno jeździć z wyłączoną prawą ręką. A rzeczona ręka włączyć się nie chce…
Tradycyjnie – Tatry 🙂 śniegu na razie mało, ale dziś cały dzień intensywnie sypało.
Życzę Ci zatem szybkiego włączenia ręki prawej – bo rozumiem, że chęci do jazdy po tak długiej przerwie Ci nie brakuje. 🙂
Ja miałam wypadek tylko z autem pod koniec 2013r. Noga połamana w kilku miejscach, kolano rozwalone. Do tej pory sprawnej nogi nie mam 🙁 a czeka mnie jeszcze 1 operacja.
Na rower wsiadłam 5 miesięcy po wypadku, udało mi się bo bardzo uparta jestem – na moim blogu bikestats (nick Katana1978) możesz poczytać jak dochodziłam do siebie – od stycznia 2014. Było mi cholernie ciężko …ale się udało – myślę że tobie też się uda 🙂
Bądź dobrej myśli. Pozdrawiam
hej, ja też podczytuję czasem Twojego bloga:) upór i zawziętość to na pewno nie jest coś czego mi brakuje więc nawet przez chwilę nie myślę o tym, żeby się poddać. Na razie pogoda sprzyja rekonwalescencji, jest też o tyle łatwiej, że mogę biegać – więc jakaś forma treningu jest. Bardziej niż stroną fizyczną martwię się traumą jaka we mnie siedzi, niby tęsknię za rowerem ale w pewnym sensie cieszę się, że na razie nie mogę jeździć. Też tak miałaś?
dzięki, też się tak pozytywnie nakręcam, ale chwile zwątpienia się zdarzają. Jak na razie wszystkie Twoje “przepowiednie” się sprawdzały, więc mam nadzieję, że i ta…:) niech Ci tam nadal śnieży i nie wieje za bardzo, dobrej zabawy!
Brawo! 🙂 I pamiętaj, że pod kątem roweru Twój trening biegowy w żadnej mierze nie pójdzie na marne, albowiem bieganie jest bardzo dobrym treningiem uzupełniającym do roweru właśnie 🙂
super:-) czekam na dalsze Twoje jazdy:-)
ja po powrocie z gór dziś rozpocząłem sezon rowerowy. Dziwnie jakoś. Szaro, ponuro, przez ostatnie 3 tygodnie przywykłem do śniegu i pięknych górskich widoków. Ale i tak jechało się całkiem fajnie:-)
Niebieski fajny, wierny chłop! Proszę go, aby przy okazji pozdrowił Rossa, o ile Ross pamięta mnie jeszcze z pociągu (“Czy mnie jeszcze pamiętasz, i pamiętasz ten dzień…?” [ Niemen]).
Ja pamiętam sprzed lat, że na Suwalszczyźnie przejechaliśmy z towarzystwem jakieś 20 czy 30 km i wydawało się nam dużo, a pod koniec wakacji jeździliśmy po 80-100.
mnie ta “metamorfoza” zajęła trochę dłużej ale też pamiętam że 6000km rocznie było dla mnie nieosiągalnym celem. Jest połowa maja 2015, na liczniku 6400:)
Bardzo lubię wysoką skarpę w Jońcu. pod którą, hen w dole – płynie Wkra. Tam był czy może nadal jest jakiś bar i wypożyczanie kajaków – w sezonie. Czy posiedziałaś kiedyś tam pędziwiatrze? Czy tylko strasznym pędem zawsze przemykasz przez Joniec? Lubię tez drogę Joniec – Nowe Miasto nad Soną oraz dwie drogi w górę Wkry – jedna po jednej, a druga – po drugiej stronie rzeki, przy jednej jest stary młyn wodny, przy innej – w Królewie – drewniany kościół. Ta przy młynie chyba nie w Twoim guście – odcinkami szutrówka.
przemykam, ale pęd wyhamowuję z racji chybotliwej konstrukcji mostu;) drogą do Królewa jechałam ostatnio, jest w mapach. Mogliby zainwestować w nowy asfalcik
Na trasie koło mostu w Kazuniu się zagapiłem i nie zdążyłem pomachać, to macham teraz. Wracałem właśnie z testów nawierzchni między Nasielskiem, Krzyczkami, Błędowstwem i Powielinem. Jest ok, więc dołączyłem do swojego zestawu.
Pod dzisiejszą mapą otwiera się coś innego.
Pozdrawiam
Maciek
Ty, Eliza, jak jeździsz do Pagórów, to wdrap się raz przez Glaznoty i Zajączki do Pietrzwałdu, potem do Wysokiej Wsi (Wzgórza Dylewskie), a potem zjedź wspaniałym zjazdem w dół. Chyba, że to już robiłaś
a Ty to byś mnie od razu zamordował na samym początku lata:)
Górę Dylewską kilka lat temu zaliczyłam. Widziałam ostatnio, że chyba położyli wreszcie nowy asfalt od strony 537, bo tam były dziurska przekoszmarne i źle zapamiętałam tę wspinaczkę. Dostęp z drugiej strony jest według mnie słaby, bo wypada się na ostródzką “czerwonkę”, która jest napakowana TIRami i bez pobocza
U mnie ledwie pokropiło tego dnia. 20 km na południe od Warszawy… Taka ulewa przydałaby się bardzo, susza straszna. Rzęsistych krótkich opadów też praktycznie brak, czasem tylko pokropiło.
Gratulacje za 10000km :)) Życzę następnych 10000 do końca roku – co najmniej 🙂
dzięki. Przed wypadkiem pewnie bym napisała “taki mam plan”… Ale już teraz wiem jak to jest z tymi planami więc powiem tylko, że chciałabym mieć udaną końcówkę roku. A jeśli przy okazji wpadnie dwójka z przodu to przywitam z radością:))
Piękny dystans i piękny opis wycieczki. Żałuję, że mieszkam w zupełnie innej części Polski i nie mogę wykorzystać Twoich tras. Ale i tak motywujesz mnie bardzo pozytywnie. Uwielbiam Twoje wpisy. Pozdrawiam
hej, odpowiadam z opóźnieniem bo własnie zbierałam materiał do kolejnych wpisów:) w kontekście pracy, jaka mnie w związku z tym czeka takie miłe i motywujące słowa przyszły w najlepszym momencie:) a Ty gdzie jeździsz? pozdrawiam:))
Bielsko-Biała i okolice. Jest tu naprawdę pięknie i chociaż jeżdżę od wielu lat, wciąż odkrywam nowe trasy i ścieżki. Pozdrawiam serdecznie i czekam na nowe wpisy (może mnie zmotywujesz, żeby wstać bardzo wcześnie rano i pojeździć, bo upały są tak nieznośne, że nie daję rady w ciągu dnia).
o, to ja wcale nie znam Twoich rejonów. Zakochana jestem w północnej Polsce i z każdym rokiem moja miłość silniejsza:) Może się skusisz. Powinnam koło czwartku wrzucić już coś na zachętę:))
Ciekawym do jakiej puszczy wybrałaś się w czas tych upałów. Ja planuję po 10 sierpnia na kilka dni do Puszczy Pyzdrskiej (tzw Bieszczady Wielkopolski),której jeszcze nie znam, a pod sam koniec sierpnia może jeszcze na trochę nad morze. Gdzie byłem wczoraj, zerknij, jeśli chcesz, na trammer.salon24.pl. Upał był wielki, ale schłodziłem się we Wiśle. Ciekawe to, co piszesz o nowym świetnym znajomym lat 94. Serdecznie Cię pozdrawiam.
wyruszałam przy stopniach OŚMIU i o upale mogłam tylko pomarzyć.Cały tour liczył 5 dni, 800 km i w pierwszym etapie wiódł przez Puszczę Piską. Od jutra zacznę wrzucać relację:) Twoja wyprawa ciekawa, nie znam tych terenów ale jak wiesz w piachy specjalnie mnie nie ciągnie:) Pan T istotnie niesamowity, bardzo dla mnie cenna znajomość. Pozdrawiam Cię i życzę realizacji rowerowych planów
Jasne – wiem, ze piachy i drogi gruntowe nie ciągną Cię. delikatnie mówiąc. Nasze rowerowania mają po części inne cele. Ja lubię wypatrzyć coś na uboczu, gdzie pusto i dawność przetrwała .
Jesteś po prostu niesamowita. Pięknie! Te cudowne drogi, jeziora… Zazdroszczę. Ja na razie czekam na niewielkie ochłodzenie i chowam się w domu przed upałem – nie do wytrzymania.
🙂 będzie jeszcze kilka fajnych fotek. I zupełnie nowych tras. Dziś postanowiłam oszukać upał – startuję o 4.45. Może stówkę uda się wrzucić zanim termometr pokaże czterdziestkę…Pozdrowienia!
Podziwiam!! Ja też całe dnie siedzę w domu i dopiero wieczorami jeżdżę nad jezioro, popływać. Wracam znad wody już po zmroku i dopiero wówczas da się w miarę przyjemnie jechać… Akurat mam trochę wolnego to musiał przyjść tropikalny upał, najbardziej znienawidzony przeze mnie typ pogody 😉
W świetnejś formie! W Gołdapii byłem przez miesiąc w wojsku. Wtedy to nie było uzdrowisko, tylko miasto garnizonowe. Natomiast rowerem przejechałem pobliską Puszczę Romnicką i nieodległa Suwalszczyznę oraz Puszczę Augustowską.
Z Puszczy Romnickiej nie byłabyś zadowolona – tam było bardzo ładnie (np trafiliśmy na kamień z niemieckim napisem, że tu polował cesarz Wilhelm), ale ziemne drogi: zwykle twarde, ale i piaszczyste. W Puszczy Augustowskiej też w najciekawszych miejscach ziemne drogi, ale twarde. Też mnie niepokoi zapowiedź, ze upały do końca sierpnia.
żyć się nie daje. Poranny wyjazd został zablokowany przez burzę a teraz już gorąco jak w piecu – nie poszaleję:( Na puszczę jakiś sposób znajdę – znalazłam na piską, znajdę i na romnicką. Niebieski wyśmienicie tropi asfalciki:)
No i znowu skręca mnie z zazdrości i żałości, bo też bym tak chciała. Fantastyczne są te Twoje wycieczki. Przynajmniej czytając o nich i oglądając zdjęcia mam jakąś namiastkę wypraw rowerowych. Niestety boję się jeździć w tym upale. Zgadzam się z Tobą, to lato jest koszmarne. Ja chcę na rower!
A formę masz rzeczywiście wyśmienitą.
złapałam tę pięciodniówkę (bo będą jeszcze 2 relacje:)) rzutem na taśmę. Dzisiaj próbowałam zrobić setkę, wyjazd przed 5 czyli jeszcze przed wschodem słońca niewiele pomógł. Niby dystans się ukręcił ale końcówka to była męka. Już o 9 było mi za gorąco…Niestety już widzę, że duża część wyjazdowych planów przesunie się na kolejny rok, bo upały zapowiadają do końca sierpnia. A dzień coraz krótszy:(
A ja wciąż mam nadzieję, że te prognozy się zmienią. Urlop powoli się kończy, a ja zamiast pedałować, “larwię się i czytam”. Pozdrawiam serdecznie i czekam z niecierpliwością na kolejne odcinki.
Ja też czekam na kolejne relacje 🙂
Wczorajszy dzień rzeczywiście był koszmarny. Wyruszyłem o 18:30 – 34 stopnie w cieniu, za miastem! Ledwie dojechałem nad jezioro (20km). Po godzinie pływania wyruszyłem w drogę powrotną i co jakiś czas sprawdzałem temperaturę – godzinę po zachodzie słońca, koło 21:30 było jeszcze 29 stopni! :/
WIEM, ŻE TRASY TEJ DŁUGOŚCI, I DŁUŻSZE ROBIŁAŚ NIE RAZ, NIE DWA, ALE PRAWDOPODOBNIE NIE W TAKIM UPALE/USTANAWIASZ WŁAŚNIE REKORDY DŁUGOŚCI TRAS W TAK WYSOKIEJ TEMPERATURZE.
kolejny motywujący komentarz:) teraz w trasach niestety przymusowa przerwa, ale nie powiedziałam jeszcze w tym sezonie ostatniego słowa (mam nadzieję:))
Elizko – “Kocham rower”! Cóż, czas na jazdy nocne, w ciemności. Innej rady obecnie nie ma, jeśli ktoś chce jeździć w przyzwoitej temperaturze. Natomiast u mnie dziwne doświadczenie, dziś po raz pierwszy od początku skwaru afrykańskiego dobrze mi się jeździło: owszem pot nieco zalewał oczy itd, ale nie czułem się źle, jechałem dość prędko. Czyżby organizm przyzwyczajał się?
Wszystkiego najlepszego – spełnienia marzeń nie tylko rowerowych. Też lubię sobie sprawiać przyjemności w urodziny. Tym razem duże wrażenie zrobiło na mnie pierwsze zdjęcie. Cudna temperatura, u nas nawet o 5 rano temperatura ok. 23 stopni.
Ciekawa jestem, jaką niespodziankę szykujesz na 200. A u nas pogoda prawie optymalna – może tylko wiatr trochę za silny. Wreszcie ruszyłam rowerem po długiej przerwie i jestem przeszczęśliwa.
Witam Eliza.
Dziękuję za wspomnienie o nas w opisie trasy, miodobranie przebiegło przyjemnie bez problemów 🙂 wracaliśmy przez Jednorożec, droga bardzo dobra i zachęcam do jazy tą trasą, uwaga na kamyki znajdujące się na ścieżce rowerowej, ja złapałem gumę 🙂 Eliza jeżeli masz profil na FB to odszukaj nas, zamieszczamy tam mapki naszych tras. Pomyślnych wiatrów, pozdrawiam Grzegorz Herner.
mmm, nie pamiętam tam żadnej ścieżki rowerowej. Ja je po prostu programowo omijam:) Cieszę się, że trasa się podobała, może skorzystacie jeszcze z innych moich przejazdowych propozycji. Pozdrowienia!
Uff. Wreszcie jesień. Przetrwałem najgorszą porę roku. 😉 A wieczory/noce wcale nie są jeszcze zimne, zimne zaczną się, gdy zacznę marznąć wieczorem w krótkim rękawku i będę musiał przyodziać bluzę. Na razie dane mi było tak zmarznąć tylko raz, gdy temperatura spadła o 22 do 6 stopni. Oczywiście jechałem na krótko. 😉
Z zimnolubnym pozdrowieniem. :-))
I będzie chłodno 🙂 Pojechałbym też na jakąś dalszą eskapadę. Jeziora na Mazurach pewnie już też odpowiednio lodowate się zrobią 😉
Zamiast tego – siedmiodniowy tydzień pracy już od dłuższego czasu. Wolny zawód nie zawsze jest wolny;)
Ten bikemap jest naprawdę podły
A z Nowego Dworu a nawet z Tujska do Elbląga można dojechać naprawdę równiutkim asfaltem pomijając 7 i dąży bikemap. Fajny opis i wycieczka. Pozdrawiam
o, to bardzo fajna informacja! podasz szczegóły? Szukałam jakiegoś objazdu planując tę trasę, ale wszystko co widziałam na mapie wyglądało mało zachęcająco.
też pozdrawiam:)
Dwie wersje jadąc od Stegny: http://www.bikemap.net/pl/route/3301411-tujsk-elblag-rubno/
Tą trasą wyjeżdża się za Elblągiem na trasę 503 na Suchacz http://www.bikemap.net/pl/route/3301419-tujsk-elblag-centrum/
Ta druga pozwala zaliczyć Elbląg “po drodze”
Od Tujska do Marzęcina jest asfalt znośny, na pewno nie tak “dobry” jak do Dobry. Od Marzęcina równiutko. Natomiast z Fromborka bym proponował opuścić po 5km trasę 505 i pojechać prosto na Wielkie Wierzno i dalej na Młynary przynajmniej połowa drogi ma bdb nawierzchnię. Pozdrawiam i być może do zobaczenia na trasie 🙂
P.S. Mam nadzieję, że linki zadziałają
informacja od Ciebie stanowi przełom w mojej ocenie atrakcyjności tej trasy. Czyżby było jakieś połączenie stałe typu most w Bielniku??? Ominęłam tę opcję w rozważaniach bo na wszystkich dostępnych mi mapach (również AD 2015) w tym miejscu jest zaznaczona przeprawa promowa… To byłoby coś ominąć “siódemkę”:) Dzięki za podpowiedź o skręcie na Wierzno, chętnie skorzystam. Tylko czemu dopiero w przyszłym roku…:((
Most rzeczywiście tam jest od kilku lat. Nie chciałbym Ciebie martwić ale w tym roku rozpoczynają rozbudowę 7 i być może znowu trasa z Marzęcino do Elbląga będzie używana jako objazd. Mam nadzieję, że nie. Z Milejewa prawdopodobnie jest jeszcze jeden łącznik, jednak muszę go najpierw fizycznie sprawdzić. Pozdrawiam
jak rozbudują to będzie serwisówka, czyli przedłużenie mojej ulubionej autostrady rowerowej, która jest już od Miłomłyna:) jak sprawdzisz Milejewo daj znać, chętnie przetestuję w 2016:) pozdrowienia!
PS, a z mostem to świetna wiadomość, pytanie KTO AKCEPTUJE TE MAPY???
bikemap mnie wkurzył, gdyż znowu bez sensu zlicza przewyższenia. Natomiast w tych miejscach gdzie automatycznie nie rysuje śladu po szosie wybieram funkcję rysowania odręcznego, po lewej przycisk z podkówką(magnesem?), a potem powracam do poprzedniej funkcji. To działa akurat naprawdę fajnie. Można ślad wykreślić na totalnym bezdrożu i płynnie przejść do dalszej, normalnej trasy. No to tyle. Miłego kreślenia.
Trochę to trwało ale daję znać :). We wcześniejszym wpisie chodziło i oczywiście o Młynary i drogę na okolice Godkowa. (z telefonu czasami takie kwiatki mi wychodzą). No to znalazłem chwilę czasu i pojechałem aby sprawdzić naocznie tę trasę. Kiedyś znalazłem info o planach poprawy jakości tej drogi i pomimo szumnych zapowiedzi (dofinansowania z UE itp.) droga niestety jest kiepska. Za Młynarami skręca się w prawo na Godkowo-23km wg znaku. Przez prawie 5 km jest asfalt jakością porównywalny do tego na Dobry 🙁 Już miałem go nawet pochwalić jako lepszy ale niekonwencjonalny zaczep chińskiej czołówki(naj. strumień światła za 12 zeta) mi się urwał i ocena drogi jest niska. W miejscowości Słobity są ruiny pałacu (co Cię może zainteresować) tam kierujemy się na Burdajny i tam jest odcinek około 3km z nawierzchnią utwardzoną z wystającymi płatami asfaltu (groźnie to brzmi) ale przez połowę tegoż jedzie się całkiem dobrze, druga połowa jest kiepska.( Jechałem rowerem trekingowym). Ale w nocy trafia się we wszystkie dziury. Podsumowując kiepskiej drogi jest 8km Cała trasa jest na http://kgrzany.bikestats.pl/1396508,Burdajny.html
P.S. 1
Od Kadyn do Milejewa przez Łęcze i dalej do Młynar jest piękna asfaltowa droga
P.S. 2
Przeczytałem relację z Tour de Elbląg z 2014 i stwierdzam, że te Kadyny trochę przeoczyłaś. Być może Twoje oczekiwania były większe ale jest to dość urocza wioska z zabudowaniami neogotyckimi i innymi neo, z fajnie położonym klasztorem na wzgórzu – albo podjazd terenem albo pieszo (z 200 schodów przez rezerwat buków), dąb który jest przed a nie za wioską, ze dwa hotele w których można również coś zjeść i kilka stadnin koni, miejsc na chłonięcie przyrody dzikiej a i widok na Zalew Wiślany . Jak na wioskę “zapuszczoną” to chyba starczy :). Nie mniej zgadzam się że jest zapuszczona w porównaniu do możliwości np. Niemcy, ale to problem ogólnopolski
Pozdrawiam, miłej drogi i planowania.
hej, dzięki za wszystkie precyzyjne informacje. Doceniam poświęcenie:) do Godkowa postanowiłam nieodwołalnie jeździć naokoło przez Pasłęk, bo droga Pasłęk – Orneta jest świetna a wszystkie okoliczne “boczniaki” prezentują (jak potwierdza Twoja relacja) poziom nader żałosny. Kadyny rzeczywiście obejrzałam bardzo pobieżnie, ale tzw PIERWSZE WRAŻENIE było słabe. Niemniej planuję dać im DRUGĄ szansę:)) Przez Łęcze jechałam, przez Milejewo nie ale rekomendację zapamiętam i chętnie z niej skorzystam. Pozdrawiam życząc ciepłego i rowerowego listopada:)
Zgoda 🙂 w sumie w grudniu mogę jeszcze coś pokręcić na rowerze. A jak grudzień będzie ciepły, to może styczeń i luty okażą się odpowiednio śnieżne i mroźne 😉
W sumie… wystarczy, jak śnieg będzie w Tatrach. To założenie pozwala mi bez przeszkód życzyć Ci bardzo dobrych warunków do rowerowania przez całą (mazowiecką) zimę :))
Gratuluje wygranej 🙂
I (jednak) czekam na wiatr. Stężenie rakotwórczych pyłów zawieszonych w powietrzu w Warszawie kilkakrotnie przekracza normy. Nawet kilkanaście minut na zewnątrz powoduje u mnie od razu ostre objawy astmy. Rakotwórczy benzopiren-jest tez np. w papierosach-i szereg innych substancji. Niech wiatr i deszcz wreszcie przegonią ten syf, bo muszę jeździć metrem do Kabat, by w ogóle moc pojeździć…
no to się doczekałeś:) dzisiejszy huragan powinien Cię usatysfakcjonować. Już nie wspomnę, że zgodnie z zamówieniem lało nocą bardzo konkretnie. Czy jest poprawa?
Poprawa jest znacząca 🙂 Do tego wczoraj przed huraganem uciekliśmy w słoneczne i ciepłe rejony – Jurę Krakowsko-Częstochowską. Czyste powietrze, 17 stopni, górzysta trasa i… kąpiel w jeziorze po drodze 😉
19 lat wysługi i “już” emerytura? Mój rudy ma 16 i póki co mam zamiar wytrzymywać z nim dalej… no, tylko że mój nawet 5o.ooo jeszcze nie ukończył…
A jak Niebieski Stachanoviec? Ile zrobił kilometrów do emerytury? O ile pamiętam, rok temu było to 11o.ooo? To najlepszy czas na podsumowanie jego kariery.
Niebieski na emeryturę się nie wybiera mimo przejechanych 150,000 (około) km. Nadal będzie szalał na letnich dystansach. Ale słotną jesienną porą chętnie odda przywilej nabijania treningowych kilometrów:)
raczej próbuję się zorientować o co chodzi i dojść do rozwiązania problemu, bo ten ząb jest leczony i nie powinien boleć. Ibuprom oczywiście jest moim dobrym znajomym, ale wlałabym się z nim nie zaprzyjaźnić za bardzo:)
Ja jeździłem wieczorem, gdy było -6. Najbardziej zmarzły mi stopy, czyli standard 😉 Niedługo to będzie -6, ale w najcieplejszym momencie dnia, a nocami kilkanaście stopni mrozu…
Stawaj ZAWSZE na światłach na środku pasa a nie przy krawężniku. Wtedy pan autobus nie stanie obok Ciebie a za Tobą. Tak jak każdy inny blachosmród :-). Pozdrawiam.
to bardziej skomplikowana sytuacja drogowa była:) autobus z prawego pasa do skręcania mnie zaatakował, bo ja stałam na środkowym do jazdy prosto. Miałam go po swojej prawej stronie i dlatego taka konwersacja była możliwa
jest niemała grupa takich co mówią że jeżdżą na rowerze a nie przejechali 1% z tych 2400
chyba dlatego że kwiecień jest tradycyjnie miesiącem jednego procenta
To mnie dziwi, że osoba prowadząca tak zdrowy tryb życia czyli Ty – tak dużo ruchu na powietrzu – ma łatwość łapania zapaleń górnych dróg oddechowych i nie nabywa odporności.
Bez przesady. Po jednej przejazdzce nie mozna ferowac takich opinii. Szosowka ma byc ustawiona pod konkretnego rowerzyste. Wysokosc siodla, pozycja siodla przod-tyl, wysokosc kierownicy i jej nachylenie, dlugosc mostka. Klamek w gornym chwycie na pewno siegasz (kciuk zawiniety na kierownicy, reszta palcow na klamce). W dolnym chwycie to moze byc problem, ale tak trzeba ustawic klamki na kierownicy, ze trzy pace srodkowe ich dosiegna. Dzwignia jest wieksza, niz w chwycie gornym, wiec nawet jeden palec wystarczy, aby hamulce zadzialaly. Rozwarcie spoczynkowe klamek tez sie reguluje, bo wiadomo, ze kobiece dlonie sa generalnie mniejsze. Do zmiany biegow trzeba sie przyzwyczaic, ale po kilku jazdach robi sie to instynktownie.
Wiadomo, ze po przesiadce z gorala albo trekkingu szosowka to szok. Cierpliwosci, a na pewno sie Tobie spodoba. Pisze z doswiadczenia, bo tez mnie poczatkowo od szosy odrzucalo, a teraz wrecz przeciwnie.
macie zapewne rację, tylko że ja wierzę w miłość od pierwszego wejrzenia. Nie dla mnie małżeństwo z rozsądku:))) a rower był przygotowany do testu specjalnie dla mnie
Elizko! Jesteś przedmiotem mego podziwu! Gratulacje! – wiem, ze jeździłaś więcej, np 300 km z Rossem – co u niego? Pytania – czy po takim dystansie śpisz jak kamień całą noc? Drugie – nie wiem czy o to wypada pytać, ale potraktujmy rowerowo, technicznie, czy tak intensywne jeżdżenie produkuje na nogach większe mięśnie czy pozostają one dziewczęce delikatno-opływowe?
po takiej wyprawie jestem przede wszystkim…zachwycona sobą (włączając w to kopytka niezależnie od ich opływowości:)) Bardzo ciężko znoszę brak snu, po 20godzinnej przerwie w spaniu jestem tak zmęczona, że…nie mogę zasnąć. A potem zaczynają mnie boleć stygnące mięśnie i ze snem jest słabo. Znam to wszystko na pamięć – wliczone w koszta:))
Czy mięśnie stygnące po 255 km wysiłku bolą długo, do rana i dłużej? Czy jest to silny ból? Od ilu km bolą stygnące mięśnie? – bo mnie np po 80 km nie bolą, już prędzej trochę tyłek. Ciekawe byłoby- przynajmniej dla mnie, gdybyś czasem napisała i o fizjologii – jak organizm reaguje na duży i długotrwały wysiłek.
Tekst dla mnie bardzo ciekawy. Dzięki. Osobiście przyda mi się np zalecenie, żeby po jeździe robić ćwiczenia rozciągające na kolana. Myślałem, że sama jazda rowerowa jest już ćwiczeniem na kolana. I pewnie jest, ale nie gdy ktoś jedzie ostro pod górę.
Na uniknięcie kurczy polecam na 2-3 dni przed bardzo długą wyprawą odpuścić kawę, alhohol (piwko też się liczy) i wszelkie napoje gazowane. Pić przynajmniej jedną butelkę (1,5l) wody niegazowanej dziennie. Jak już kurcze się zdarzą po drodze to shot magnez + B6 jest dość skuteczny. Jak nie starcza mocy w drugiej części dystansu to polecam Nutrend Gutar w fiolce i napój izotoniczny triatlonistów. Czyli 2/3 w miarę odgazowanej coli/pepsi i 1/3 wody. Tylko nie light. Normalna cola zawiera dużo cukrów i kofeiny. Najsłynniejsza triatlonistka wszech czasów Paula Newby-Fraser, ksywka Queen of Kona, zawsze używała tego typu kombinacji podczas wielu wygranych Ironmanów w Kona na Hawajach. Są bidony, które odgazowują colę po drodze bo mają wbudowaną membranę która przepuszcza gazy. Np Specialized Purist WaterGate :http://www.bikeradar.com/gear/category/accessories/water-bottle/product/review-specialized-purist-watergate-bottle-22oz11-42784/
Dziś 29 czerwca przejechałem 94 km w okolicach Łukowa (drogi asfaltowe oraz ziemne), ale odczułem – głównie z powodu upału – byłem bez czapki. a włosów już prawie nic, polewałem głowę wodą.
Z Sochaczewa do Wyszogrodu, N. Miasto, Joniec, to “moje” dość często odwiedzane miejsca. W Wyszogrodzie miło posiedzieć w kawiarni na wysokiej skarpie, tuz przy jej krawędzi i patrzeć na Wisłę.
dobra podpowiedź, jest powód żeby się do Wyszogrodu wybrać niebawem znowu:) Podobała mi się nowa “promenada” nad Wisłą ale tam trzeba z rowerem mordować się po schodkach
Pani Elizo, co ja słyszę, 2 dni bez roweru? Mi zdarza się i 4 dni bez, ale Pani? (A ze mną to zabawne, że i po okolicy przy domu też jeżdżę tu i tam na rowerze, a gdy idę czasem piechotą, to ludzie pytają się, co się stało, że ja nie na rowerze. Widocznie myślą,że tak jak w starożytności był taki stwór pół koń pół człowiek, to teraz jest stwór pół rower i pół człowiek, np my Pani Eliza i ja – Pan Jerzy).
mnie w okolicznych sklepikach bez roweru nie rozpoznają:) ale poprawiam się – dziś kolejny dzień “odrabiania”. Plan zakłada odwiedziny w polecanej przez Ciebie miejscówce w Wyszogrodzie:))
W roku 2014 trzykrotnie korzystałem z kawiarni na wysokim brzegu, ta kawiarnia była właściwie na rynku czy przy rynku, ale tuz przy krawędzi skarpy. Obok stała stara łódź drewniana. Była w takim budynku trochę pawilonowatym.
tak myślałam, że to miejsce wskażesz bo jako jedyne do kawiarni by pasowało. Pawilon piękny owszem stoi, nazywa się Szkutnia, ale zamknięty na głucho i bardziej na jakieś mini muzeum wygląda
Widocznie ludzie prowadzący w Szkutni kawiarnię i restaurację (byli oni z Warszawy) – dania obiadowe też były, przestali to prowadzić. Wielka szkoda. Może zysk był za mały – w wekendy gości było niemało, ale w dni powszednie pustawo.
Niedaleko Nasielnej jest też Naruszewka, nad nią możesz W Dobrej Woli koło Popielżyna- Zawad i niedaleko od Cieksyna zobaczyć młyn wodny (w przeciwieństwie do kawiarni on nadal jest – widziałem w tym roku). A czy jechałaś wzdłuż Raciążnicy koło Sarbiewa i Smardzewa? Ładnie tam. W ogóle w tamtej okolicy dość dużo rzek Wkra, Sona, Łydynia, Raciążnica, Naruszewka, Nasielna, Turka itd Raz jeszcze przepraszam, ze Cię zawiodłem z tą kawiarnią – ale nieświadomie.
zawód wyszogrodzki nie był duży bo dzięki Twojej zachęcie zajrzałam tam po kilku latach ponownie (czego w planach nie miałam pamiętając bylejakość tej okolicy) i odkryłam że to teraz całkiem miła miejscówka żeby złapać chwilę wytchnienia (i rzecznej kontemplacji:)). Ciasteczko zawsze w trasie jakieś mam a bez kawy mogę przeżyć przez kilometr jaki dzieli Wyszogród od Gościńca Legenda, gdzie takową serwują (choć nie nad rzeką). W Smardzewie byłam kilkakrotnie, jeżdżę czasem tamtędy do Ciechanowa chociaż zapewne innymi drogami i obce są mi Twoje ulubione ochaszczone szutry:)))
jechałam pociągiem EIP czyli Pendolino. I jak w każdym Pendolino z przewozem rowerów jest marnie, żeby nie powiedzieć żałośnie marnie. Na nic reklamy pokazujące stado zachwyconych kolarzy. Bo w składach EIP miejsca na rowery są 4. CZTERY. 2 w wagonie 5 i 2 w wagonie 6. Obowiązkowo należy wykupić dla siebie miejsce 11 albo 13. Przy czym są one niejednokrotnie zajęte przez osoby kupujące bilet w internecie, nie podróżujące wcale z rowerem. Więc szansa trafienia miejsca w wakacje jest naprawdę nie za duża. Bilet na rower kupuje się obowiązkowo przed wejściem do pociągu (9.10 PLN, taryfa stała) tak jak i bilet dla siebie. W przypadku braku biletu kara 600PLN.
Byłaś w “moich” regionach, gdzie robiłem wiele wycieczek. mnie mniej szkodzi brak asfaltów i pociągi truchła. Natomiast strasznie niskie perony to dla mnie też problem.
Niedaleko Sadownego do Starych Lipek lubiła jeździć Maria Dąbrowska. Niedaleko Sadownego jest reż Brok fajne miasteczko. Kiedyś z Broku jechałem wzdłuż Bugu do Wyszkowa. Ciekawa droga, ale asfaltów raczej brak.
Z opisanych okolic lubię Wzgórza Dylewskie, dolinę rzeki Wel w okolicach Lidzbarka (głęboko wcięta dolina), okolice między Lidzbarkiem a Rybnem (jeziora) oraz dolinę Brynicy w lidzbarsko-górzniańskim parku krajobrazowym – wspaniałe krajobrazy
trzeba dużo spać i dużo jeść za to mało jeździć. Preferowanie byłoby również mało pracować, ale nie wymagajmy za wiele:) również załączam stosowne wyrazy:))))
Czy ta rzeka to Bzura? Koło Piasecznicy krajobraz taki sobie – zgoda – ale dużo ciekawostek, np pałace w Skotnikach czy w Guzowie, kościół w Mikołajewie (z cmentarzem, gdzie groby ziemian) itd itd
Kiepski czas dla nas rowerzystów – te ciągłe deszcze, listopadowe szarugi jesienne przyszły za wcześnie, do tego trzy ostatnie październiki były słoneczno-prześliczne, co mnie rozpieściło.
po intensywnym sezonie czekałam na deszcz i tydzień odpoczynku był bardzo fajny – ale zanosi się na znacznie dłużej a to już fajne nie jest. Też jestem rozczarowana bo ostatnie lata oferowały piękną pogodę jesienią. Przynajmniej wrzesień był fajny
otóż
biografia pierwsza powstała wedle wszystkich zasad sztuki, spisana sumiennie przez panią Katarzynę. Biografia konkurencyjna zaś ma formę wywiadu rzeki popełnionego przez panią Ewelinę, związana kiedyś z panem P. Obie książki ukazują się niemal równocześnie. I z fragmentów sądząc nie są spójne. Autobiografii Pilchowi nie życzę, bo o ile Dzienników t.1 wielce był zabawny, żwawy i rześki to przez drugi ledwie przebrnęłam – tendencja zatem mocno spadkowa…
no to też długo czekać nie musisz:) rowerowe cyferki dają mi trochę nadprogramowej frajdy, zwłaszcza w zestawieniu z przebiegiem samochodowym, który last year wyniósł 4000 a w 2016 też większy nie będzie bo na razie mam 2200:))
może się i nie utrzyma ale błoto dzisiaj masakryczne a wcale tak znowu mocno nie sypie. Godzina jazdy, pół dnia suszenia. W ocieplenie uwierzę jak już przyjdzie:)))
Lekko przekopałem się do 11.11.2014 :-). Twój wypadek był bardzo tajemniczy -podejrzewam, że na coś najechałaś i to było przyczyną upadku. Wystarczy większy kamień i rower leci. Cieszę się, że szybko doszłaś do siebie. Ja akurat kończę miesięczny przymusowy post rowerowy i wracam w siodło, bo siedzenie w domu to nie dla mnie. Zwłaszcza, że przyszły rok zapowiada się pasjonująco. Rowerowej szerokości i równości życzę. Pozdrawiam.
o przyczynach wypadku już nie myślę – no dobra, przynajmniej próbuję nie myśleć. Bo jednak to pytanie DLACZEGO tkwi uparcie z tyłu głowy. Twoja hipoteza może być słuszna, przez wypadkowe miejsce przejeżdżałam w tym roku kilkunastokrotnie i nie ma tam nic podejrzanego…
MRDP – będę trzymać kciuki. 300km dziennie przez 10 dni to poza moją percepcją. MOŻE uda mi się JEDNĄ trzysetkę w 2017 złapać:) Wracaj na rower i szlifuj formę. Pozostało 279 dni!
PS a skąd taka długa przerwa?
Już dziękuję za kciuki. Na MRDP na pewno się przydadzą. A co do jesiennych wakacji to dwóch chirurgów wzięło się za mnie działając jednocześnie i w porozumieniu. Zalecili tydzień przerwy po operacji i spokojną jazdę, ale że ja spokojnie już chyba nie potrafię, to wydłużyłem sobie ten czas do miesiąca :-).
ja co prawda na MRDP się nie nadaję, za to w spokojnej emeryckiej jeździe sprawdzam się niezawodnie, szczególnie zimą osiągam prawdziwe mistrzostwo w tej dziedzinie:) Jak spróbujesz też się nauczysz:))) 2 chirurgów brzmi groźnie, ale tydzień odpoczynku to mało, jakoś bardzo życzliwie Cię potraktowali. Byle kontuzja miesiąca odstawki w opinii spotykanych przeze mnie lekarzy wymaga…
Ano. Ale nie otwarte jeno uchylone. Głównie w nocy bo za dnia to tylko wtedy kiedy jestem na rowerze:)
Cieplej może i będzie ale zdaje się, że w pakiecie z ulewami. Nie do końca o to i chodziło:(
Nie wiem po co się szyje te ochraniacze… może żeby jeździć na trenażerze w domu. Jedyne jakie znalazłem z wzmocnieniem to Rogelli… ale też zaraz rozwaliły się od uderzenia o pedał SPD… potem już było z górki, bo wszystkie wzmocnione wstawki od spodu odpruwały się bez problemu:(
zdjęcia http://dabek5.bikestats.pl/842551,Rogelli-Ochraniacze-na-buty-rowerowe-pierwsze-wrazenia.html
z domem to może być trop. Założone bezpośrednio na skarpety zapewne niejedną zimę by wytrzymały. Tylko już bym nie ryzykowała trenażera. Siedzenie przed telewizorem na pewno zwiększyłoby wytrzymałość:)
Ale tam są piękne i ciekawe zakamarki i krajobrazy, a mnie o to chodzi, jazda kawałek ziemną drogą czy ścieżką, to radość, a potem – powrót na asfalt – to druga radość. Wtedy jechałem i przez las, i przez dawne lotnisko – przed Złotopolicami – w Strzembowie minąłem pałac w stylu mauretańskim, a las wokół polany i leśniczówki Tustań był przed wojna własnością hrabiego, a gajowy w Tustanie – pracownikiem hrabiego, a nie jak dziś leśniczy – pracownikiem lasów państwowych. Tego wszystkiego, Szanowna I Droga i Dzielna Rowerowa Koleżanko (SDDRK), dowie się człowiek, gdy “pomyka chaszczami”
idąc dalej tym tropem: być w Elblągu i nie zajrzeć do Fromborka?? to myślenie jest mi bliskie, dokładnie według tego schematu znalazłam się w Pasłęku (“być w Małdytach i nie zajrzeć…etc”). Co przekłada się w większej skali na te 200,000km właśnie:)))
dziękuję. Wypady zawsze ekscytujące, nawet te jednodniowe. Trudniej znaleźć motywację do codziennego kręcenia, bo bywa czasem żmudne. Zwłaszcza przy takiej listopadowej aurze. Ale listopad tylko raz w roku. I właśnie się kończy!!!
Wzorem, o ile można tak napisać, do naśladowania w liczbie przejechanych kilometrów byli do tej pory dla mnie faceci. Chyba czas zacząć wzorować się na płci pięknej :-). Wielkie gratulacje.
Czy te Twoje Continentale takie mocniejsze, z warstwa antyprzebiciową? Ja mam takie firmy Schwalbe, przebicia się zdarzają, ale o wiele rzadziej. Bardzom ciekawy czy sprawdza się te dętki! Czy sa z wentylem samochodowym czy z rowerowym. Wesołych Świąt!
Continental Race King, miękka ale bardzo lekka opona. Podatna na przebicia, zbiera cały żwir z drogi – nie polecam. Schwalbe Marathon z wkładą antyprzebiciową mam w srebrnym i jestem z nich mega zadowolona. W nowych dętkach wentyle są samochodowe bo to do szerokich (2.0) opon. Ale są też takie dętki w rozmiarze odpowiednim do opon szosowych i w nich zapewne wentyle są rowerowe. Dobrych Świąt!
Jakby było nieco więcej czasu to pisałbym o celu na poziomie 30.000 km albo przynajmniej 25.000 km. Że czasu jest mało sugeruję 23.000 km 🙂 Race Kingi i w Elblągu zbierają obfite żniwo dętkowe i z tego co wiem ludzie z nich rezygnują. Mój CUBE pomyka od początku na Mountain Kingach 2,2 (drut), co na Żuławach Wiślanych brzmi zabawnie ale opony te są trudno przebijalne i mają wysoką dzielność terenową (gubią się dopiero przy nadmiarze błota), no i pięknie huczą na asfalcie 😉
Życzę spokojnych i rodzinnych Świąt.
zaproponowane cele bardzo atrakcyjne, pozostawię je pod rozwagę Tobie jako target na 2017. Daj znać, który wybrałeś:))) ja postanowiłam celować w trudne do zrealizowania założenie DNIA BEZ ROWERU. Gdyby tak prognoza deszczowych Świąt się spełniła miałabym szansę odnieść sukces:))) Bardzo dziękuję za życzenia i wzajemnie – udanych Świąt!
Skoro Ci tal lekko idzie przekroczyć plan, to teraz staraj się nie wykonywać planu. To dopiero będzie w Twym przypadku osiągnięcie i siła woli, Pani Elizo.
Od 13 grudnia jestem w Zakopanem 😉 wracam w niedzielę, ale z racji tego, ze ponoc w Wawie jest sporo śniegu, przerwa sie jeszcze wydłuży. Czas na narty biegowe 😉
o 2.56 po 36 godzinach w drodze dotarł do Ostródy. Zastanawiam się, czy jest coś, co mogłoby mnie skłonić do tego żeby się tak męczyć. Nic nie przychodzi mi do głowy… Ale podziw jest:)
Ale On – nadczłowiek czy człowiek – przy takim wysiłku musi jeść. Gdzie odżywiał się po nocy? Jakim cudem nie zasnął jadąc na rowerze dwie prawie doby? Do tego, jak widzę ze zdjęcia, wcale nie wygląda na nadczłowieka, tylko na miłego i nieherkulesowatego człowieka…. Bajkoż ty moja, weź tu zrozum świat i człowieka. Hey!
nie umiem odpowiedzieć na te pytania, ale MARECKY to wymiatacz, który szykuje się do MRDP… Jak dojdzie nieco do siebie może zechce podzielić się informacjami jak to możliwe, żeby takie przebiegi robić? Na moje pytania odpowiadał dość ogólnikowo i po rowerowej dobie stwierdził, że nie jest specjalnie śpiący i że “pierwsza doba to jeszcze nic”. Widać w bojach zahartowany:)))
W takiej sytacji jesteś w prawie, aby jechać po jezdni! Co prawda nie ma w PoRD nic o oblodzonych DDR, ale w tym przypadku nalezy powolac sie na artykul 3:
“Uczestnik ruchu i inna osoba znajdująca się na drodze są obowiązani zachować ostrożność albo gdy ustawa tego wymaga — szczególną ostrożność, unikać wszelkiego działania, które mogłoby spowodować zagrożenie bezpieczeństwa lub porządku ruchu drogowego, ruch ten utrudnić albo w związku z ruchem zakłócić spokój lub porządek publiczny oraz narazić kogokolwiek na szkodę. Przez działanie rozumie się również zaniechanie.”
Jazda po lodzie naraza rowerzyste na glebe, czyli szkode w rozumieniu tego artykulu. Zatem JADAC po takiej DDR lamie on przepisy.
wydawało mi się, że w takiej sytuacji zdrowy rozsądek jest wystarczającym paragrafem… Ale dpp byli odporni na argumenty i bardzo potrzebowali zademonstrować pełnię swojej policyjnej przewagi
A mnie dodatkowo wkurwia, ze ci policjanci zachowali się tak wobec kobiety. Gdzie ich opiekuńczość męska? Te obecne lody, jeśli nie posypane piaskiem, sa skrajnie śliskie. Myślałem, ze potrafię po nich jeździć – bez przyśpieszania, bez hamowania, bez ruszania kierownicą – ale i tak raz ostatnio wyrżnąłem w glebę. Mój kolega ma kolce w oponach, ale mi się nie chce specjalnie kupować, m. innymi dlatego, bo na odcinkach bez lodu znowu utrudniają jazdę.
Też się martwię, zwłaszcza, iż nie wiadomo czy mróz będzie przez tydzień czy dłużej. Z drugiej strony w lutym zima ma prawo być.
Syberyjski mróz posłuży tylko do zamiany wody w lód w Zalewie Zegrzyńskim. Jazda rowerem możliwa tuż po zelżeniu syberyjskich mrozów, ale przed odwilżą :-). A podczas jazdy na tak otwartej przestrzeni smog nie występuje. Taką widzę zależność na podstawie doświadczeń z Zalewu Wiślanego – http://marecky.bikestats.pl/index.php?did=435788 🙂
ja kryzysu nie zauważam, chyba że masz na myśli kryzys pogodowy:) Niestety czasem sprawy zawodowe i wszelkie inne mają termin realizacji akurat wtedy, kiedy świeci słońce – tak jak wczoraj
Widzę wczorajszy wpis – wszystko jasne 🙂
Mój rowerowy urlop trwa w dalszym ciągu – jak już wczoraj zrobiło się ładnie, to znów smog potworny i ostrzeżenia, by nie wychodzić na zewnątrz, których to (mając astmę, która jest zapewne skutkiem mieszkania w warszawskim “uzdrowisku”) nie mogę już ignorować…
jak Ty dałeś radę po tym lodzie się turlać? asfalciki już bardzo przyjazne, ale ścieżki leśne straszą bagnistym grzęzawiskiem zamiennie z resztkami lodowej ślizgawki. Ja bym się nie odważyła:)))
Troszkę męczyłem się, jechałem powoli, uważnie, ale bywały miejsca na szerszych drogach (tam, gdzie dociera słońce, południowe strony dróg) bez śniegu i lodo-śniegu.
Fajnie, że uporałaś się remontem i znowu masz dom – i to jaki czyściutki, świeżutki! Ja jeździłem w sobotę, był bardzo zimny wiatr, ale słońce i kryształowe powietrze.
Ciekawa pętla. Większość tych terenów jest mi znana, oprócz powiatu pułtuskiego. Nawet planuję przejechać swoje pierwsze 170 km całkiem podobną trasą, ale jeszcze zahaczając o Płońsk i kończąc w Nowym Dworze Mazowieckim. Grr, będę musiał się przemóc w tym roku.
“Mrozowate” – dobrze powiedziane – o powietrzu. Ciekawe – czasem też jest np +7, ale powietrze nie jest mrozowate. To, co Ty, Madam, nazywasz “mrozowate”, ja nazywam “oblepłe zimno”. See you later.
przede wszystkim kolce robią róznicę – “chwyt” jest bardzo stabilny, zadnych uślizgów
PS z blizej nieznanego powodu wordpress przestał od wczoraj akceptować literę “z z kropką” w komentarzach, więc niechlujstwo w pisowni wymuszone
No to Ross nie będzie zachwycony tymi drogowymi ulepszeniami… Już nie będzie miał dżentelmeńskiej przyjemności przenoszenia Ciebie. Ta odnowiona droga grobla jest z Dziekanowa dokąd? Mogłabyś mi to tak przybliżyć, bym trafił?
oj, w tych leśnych gąszczach to ja nie jestem biegła… Z Dziekanowa jedzie się kilometr na Szczukówek (chyba), i tam na polanie z budką (ławeczki) skręca się w lewo. To jest ta grobla. Jedzie się nią ok 1,5km do kolejnej budki i na rozwidleniu w prawo – w ten sposób po kolejnych 1300m dojezdza się do polany z kolejnymi budkami i pięknym starym dębem (ochrzczonym przeze mnie Ludwik). I to juz prawie Sieraków jest:)))
Elizko!To nie wiesz? Bo ja już słyszałem, że takie huraganowe zimne wichrzysko będzie już zawsze. trzeba więc nam zamienić rowery na bojery na kółkach (nie na płozach) – są takie.
Przy moście im. generała Kutrzeby byłem w tym roku już trzy razy. Jest jego fragment tu u Ciebie na zdjęciu i ten sam fragment jest u mnie też na zdjęciu w Salonie 24 – notatka “Nad Bzurą”.
Elizko! W “Legendzie’ byłem w tym roku dwa razy na obiedzie, gdym jeździł do Czerwińska i okolic – w tym roku bylem tam (w Czerwińsku) pierwszy raz w życiu 6 i 27 maja. Od Czerwińska jechałem wzdłuż Wisły ku Zakroczymiowi gruntową drogą – pięknie tam.
piękna gruntowej drogi nie zaznam więc polegam w całości na Twojej opinii w tej kwestii:)))
Ale powiedz jak wrażenia z Legendy? Skoro obiadowałeś dwukrotnie to wnioskuję, że nie najgorsze?
Obiady w “Legendzie” smakowały. Porcje aż dla mnie za obfite, mimo tego, że brałem jedynie 2-ie danie ( i kawę), wychodziłem obżarty. Chcesz zobaczyć wygląd krajobrazu koło gruntówki Czerwińsk- Wychodźc, to zerknij do Salonu24 do mojej notatki o wsi Ździarka.
Przejechałem około 50. Dębe Wielkie Nowe PKP – Pustelnik – Krubki Górki (niebywały hotel Witolda Modzelewskiego typu pałac, w restauracji dla Ciebie szarlotka na gorąco)) – Wołomin Słoneczna PKP oraz wypady na boki. To nie było szyderstwo, ale wiara w Twoje siły, Pani (Madam).
PS Ja nie chłopak, ja staruszek – niestety, ale nic nie poradzę.
Hotel – Pałac warty rzucenia okiem, w środku też basen. Okolice średnie. Może ładne rozległe łąki w okolicy Krubek na rzeką Czarną. Ja spenetrowałem je drogami ziemnymi, Ty możesz widzieć je z asfaltu między Krubkami i Wolą Ręczajską albo z drogi Trzcinka – Kolno (ta droga częściowo ziemna, ale twarda, niezła, a widok łąk warty grzechu).
40 km + ponad godzina pływania w jeziorze. Część pływacka wypadu była zdecydowanie najprzyjemniejsza :)) nad wodę ledwie dojechałem, powrót po zachodzie słońca już znośniejszy 😉
Można na tarasie, a może i całkiem na powietrzu. Teren wokół pałacu dość rozległy, przyjemny. Od Wołomina niedaleko, od Dębego Wielkiego też, od Wołomina niezła szosa jak lubisz, od Dębego odcinkami słaba.
Że nadchodzi słońce, to zapowiadają od tygodni, a ono nie nadchodzi. Od dawna planuję wycieczkę moim niebieskim (mój też jest niebieski) Urle – Mrozy, ale odkładam, czekając na ładny dzień. Strasznie ten wrzesień nietypowy, w Polsce rzadko jest tak deszczowy. Pamiętam, że kiedyś się w Tatry jeździło właśnie we wrześniu, jeśli się chciało uniknąć typowej dla tych gór deszczowości lipca i sierpnia.
Nie powinno być tak, że ponieważ istnieją pijacy siadający na ławkach, to się likwiduje ławki dla wszystkich, w tym dla niepijajków, których jest większość. Podobnie można by likwidować szosy i samochody, bo istnieją piraci drogowi.
Lekko może nie być. W Elblągu lekko nie było od razu i to co udało mi się wynegocjować u naszego zarządcy zbiorkomem wygląda następująco:
6. Przewóz rowerów z zastrzeżeniem ust. 5. dopuszcza się w przypadku nagłego załamania pogody lub awarii roweru:
1) w niedziele i święta,
2) w soboty od godz. 11:00,
3) w dni robocze od godz.17:00
pod warunkiem, że:
1) jest wolne miejsce w pojeździe na jego przewóz,
2) istnieje możliwość takiego umieszczenia roweru w pojeździe, by nie utrudniał przejścia, nie zagrażał bezpieczeństwu ruchu, nie powodował uszkodzenia pojazdu
i nie był zagrożeniem dla innych pasażerów.
Tak więc widzisz, że lekko może nie być :-). Pozdrawiam.
w obecnym regulaminie żadnych zastrzeżeń nie ma – oprócz standardowego “żeby nie utrudniał innym pasażerom…etc”. Wspomniany nowy regulamin ma być dla rowerzystów gorszy i właśnie wprowadzać ograniczenia w godzinach szczytu etc. Moja propozycja była taka, żeby jednak wprowadzić rozróżnienie na linie miejskie i podmiejskie, kursujące co godzinę albo i rzadziej. No ale jak widać w mentalności powszechnej nic się nie zmienia – ROWER NIEBEZPIECZNY. GRYZIE??!!
Ciekawe, że taka zwykła wirusówka tyle kondycji odbiera. To było z gorączką czy nie? A jeśli po wirusówce (a może jeszcze trwa?) czujesz się słabo, to nie szarżuj – nawet tych 54.85 km – idź na mały spacerek, bo 100 razy sie uda, a sto pierwszy może osłabić serce. Nie gniewaj się, że się mądrzę.
Niesamowite, a ja tego samego dnia w Tatrach na nartach przy sporym mrozie 🙂
Wysłałem Ci zdjęcia na telefon. Mam nadzieje ze doszły.
Ha, uwielbiam krótkie spodenki – nogi i tak z jakichś nie do końca jasnych dla mnie względów nie marzną mi wcale, a ‘goła łydka’ to prawdziwa wolność:) Pozdrawiam!
Pamiętam, jak przeżywałem Twój wypadek i dręczyła mnie tajemnica, bo tam nie wszystko było jasne, co do przyczyny. Ale zregenerowałaś się i jesteś mocniejsza niż kiedykolwiek. Niech żyje Elizka “Kocham Rower”!
zdarzenie tajemnicą pozostanie. A wsparcie zawsze w cenie. Dzięki za miłe słowa!
Smolej Kawiarnia ; W Łukcie na Panią
Czekamy ; szarlotka z lodami;
Pozdrawiam
Święta i świat nie są tylko rowerowe.( Wczoraj na rowerze będąc na zakupach złapałem gumę i natychmiast ją łatką samoprzylepną załatałem – jest więc gotowy).
mój lajtowy emerycki wyjazd ma się nijak do Twojego kampinoskiego wyczynu. Ten to był prawdziwie zimowy!
nad morzem bywałam do tej pory w listopadzie i grudniu, co jednak było jesienią. Więc zimą to pierwszy raz ale pogoda szczęśliwie mimo kalendarza pozostała jesienna:))
nie jest to moje naturalne środowisko niemniej członkostwo w tym ekskluzywnym klubie uwazam za nobilitujące. A ze dziś znowu sypało całą noc i sypie nadal to będzie szansa ponownie zaistnieć w nowej roli:)))
W tym roku zgłosiłem się do jedzenia (łykania) na czas, ale w dobrym towarzystwie 😉 Niemniej, w pamięci mam pączki od Ciebie w zeszłym roku. Świetnie się na nich jechało 🙂
No właśnie z tym może być problem 😉
Czasowo (na zimę) wyprowadziłem się z Warszawy do Zakopanego. W mieście 30 cm, wyżej w górach nawet 2,5 metra. Zima stulecia 😉 wyglada na to, ze w tym roku wsiądę na rower dopiero w kwietniu. Ale kibicuję Tobie 🙂
Brawo 🙂 ja dzis działałem ponad 4h (na nartach) przy temperaturze w przedziale -15/-20. Gdy na grani po podejściu zaczął wiać wiatr, pobiłem chyba rekord prędkości w przepięciu się do zjazdu 😉 najbardziej marzły mi palce u rąk. Buty narciarskie na szczęście są ciepłe:)
Podejrzewam, że jak się już dobrze wkręcisz w zimową jazdę to za rok, może dwa zrobisz zimową rewizytę w elbląskich okolicach. Ugościmy Ciebie po królewsku – pączkami 😉
to nie jest wykluczone, jako ze wg wstępnych szacunków rzeczona wyprawa w PRZETRENOWANYCH czternastu kaemach miałaby szansę się zamknąć. Z domu na dworzec mam 12. W Olsztynie przesiadka na czerwone truchło do Elbląga – 300m. A z elbląskiego dworca do tej miejscówki zachwalanej przez Ciebie jako rokująca pączkarnia to pewnie więcej niz 2 nie będzie. Chociaz bardziej niz pączki rajcują mnie te okonki u okonka o których wszyscy ciągle przy kazdej okazji wspominacie. Myślę, ze to będzie jeden z moich targetów. Na lato:)))
mój licznik ma skalę do -10, producent aktywności ponizej dychy nie przewidział. Za to w górę kończy się chyba na 50, bo mocno powyzej 40 zanotował a na Saharze jeszcze z niebieskim nie byliśmy. Pasuje mi:)
Stare Sigmy pokazywały do oporu – tj. moja najniższa to -23,4 w styczniu 2006 r. Teraz mam przygotowany taki nierowerowy, którego użyję jak zaokienny pokaże coś w tych granicach :-). Na razie ciepło …
A ja wlasnie ostatnio patrzyłem na prognozy dla Warszawy i stwierdziłem, ze przed majem to chyba na rower nie wsiądę 😉 wynikało z nich, ze zimno nie ma końca. A tu prosze, jeździsz i to duzo 🙂
a tu proszę Ciebie NIKOGO. Najbardziej pewne corocznie zasiedlane miejscówki póki co bez lokatorów. Dmuchało wczoraj z południa i najwyraźniej wywiało wszystkich podrózników na daleką północ, na Mazowszu nie zdązyły wylądować:(
Tak, kwiecień 2018 pogodowo nadzwyczajnie udany. Odbyłem 6 podmiejskich przejażdzek rowerowych, normalnie robię mniej. Oczywiście, jak Ty to nazywasz, po krzaczorach. Ale jakie to były krzaczory – zobacz w google “Ostatnie chwile cudnego zakątka”. Pozdrowienia.
Oni, ci pozostali znajomi, nie zrozumieliby sensu i znaczenia pseudonimu “Krzaczor”. To, co dla Ciebie krzaczorami, to dla nich piękne zakątki i krajobrazy. Nadto nie znają pewnego spotkania w krzaczorach przed kilku laty.
Uwielbiam ten kawałek asfaltu od Osady Puszczańskiej do Przesławic (ktoś nazwał to: Urokliwy Zakątek). Jest to bardzo piękne miejsce (zarówno latem jak i jesienią). Jeżdżę tamtędy kiedy tylko mogę. Nie podoba mi się tylko nowy (stalowy) mostek. Zbudowano go w ubiegłym roku. Stary drewniany miał swój urok. Pzdr…
Zdjęcie, przepraszam, bardzo (rowerowo) sexy…
W zeszłym roku dwa razy tym motorakiem “truchłem” jeździłem do stacji Przetycz, skąd rozpoczynałem wycieczki: raz w lewo od stacji, drugim razem – w prawo
W kwestii ścieżek rowerowych w pełni się z Tobą zgadzam. To jest jakiś koszmar. Dodatkowo mam wrażenie, że ludzie którzy je tworzą w życiu nie posadzili tyłka na siodelko rowerowe!
Gdy będziesz lecieć jeszcze kiedyś drogą 575 w stronę Płocka to polecam (jeśli jeszcze nie byłaś) w Słubicach skręć w lewo i pojedź kilkanaście kilometrów do m. Sanniki. Jest tam piękny pałac z olbrzymim ogrodem.
temat sciezek doprowadza mnie do rozpaczy – właśnie piszę komentarz do artykułu w GW – pani radna z Ursynowa zaproponowała, zeby celem uspokojenia ruchu rowerowego na ściezkach i w trosce o pieszych zamontować na tychze ściezkach progi zwalniające…
W Siennicy byłam ale gnałam na pociąg do Łowicza, co zresztą źle wspominam (ściezka…) i pałacu nie zaliczyłam.
A za miłe słowa w imieniu bloga dziękuję:)))
gratulacje za start strony, życzę dużo dobrej pogody, ciekawych tras i utrzymania wysokiej formy
Moje gratulacje, tak wiele pracy włożyłaś w to przedsięwzięcie :), które zapewne będzie pomocne dla planujących podróże, te małe czy te duże.
O kurcze, ale mi się rymnęło 🙂
Ja tam dziś byłem bardzo zadowolony z tej omyłki szamańskiej 🙂 Tylko żeby jeszcze ten wiater gdzieś przegnali. Bociana dziś pierwszego spotkałem, to tak à propos Twoich najpopularniejszych fotek.
o, to muszę wzmóc fotograficzną czujność:)
Ja tam też dziś się poddałem i stwierdziłem, że z wiatrem nie wygram. A kółeczko swoje pojechałem 🙂
a ja nie tylko kółeczko mam dziś na koncie ale jeszcze też meczyk wygrany:) szczegóły jutro
Ja, z tenisem, to ma tyle wspólnego, że wiem iż istnieje 🙂
W weekend podobno ma być super pogoda. A u mnie Cannondale może dziś zbudzi się już ze snu zimowego. W nowej odsłonie 🙂 Nie mogę się doczekać !!
Swoja drogą, to podziwiam u Ciebie to, że nieraz po wielu kilometrach masz jeszcze siłę na wyczerpujące mecze 🙂
z tymi siłami różnie bywa, ale na razie istotnie jestem tenisowym cyborgiem:)
Pociesz się, że nie tylko Ciebie mocno obciążył remont wielosypeda 🙂
Ja się dziś poddałem kilometrażowo, samopoczucie i ból łepetyny nie pozwalały na szarże.
Dużo zdrówka !!
Cannondale już jutro 🙂
to ja Tobie życzę zdrówka. I dobrego weekendu!
Jak już jesteśmy przy Niebieskim – może warto by opowiedzieć o nim coś więcej w zakładce “Eliza”? Wszak jest to bohater niemal tak wielki jak Ty. 🙂
W szczególności ciekawi mnie, jaki jest jego całkowity przebieg.
Ciekawa byłaby także lista napraw/wymian, tylko pewnie byłaby przydługa…
Wytrwałości w ciekawym prowadzeniu bloga nie życzę… albowiem z tego co widzę po Twym dorobku rowerowym, to u Ciebie wytrwałość jest czymś oczywistym. 😉
Niebieski ma na liczniku ponad 110,000km. I jest dokładnie tak jak napisałam w zakładce “Eliza” – wszystko oprócz ramy i kierownicy ma już wymienione kilkukrotnie, coroczne przygotowanie go do sezonu to wydatek rzędu 800-1000 PLN…
Co do wytrwałości – mam nadzieję, że masz Morsie rację:)
Ten kilometraż Niebieskiego mnie powalił 🙂
Morsa chyba też, bo aż zaniemówił:)
15 godzin rozumiem, że netto? A ile brutto?
Mi identyczna życiówka (309,22) zajęła brutto prawie 25 godzin… 🙂
PS. Marzę o zrobieniu 300+ zimą (następną). 🙂
nie zwracam specjalnie uwagi na czas brutto więc bardzo dokładnie nie pamiętam, ale w 20h się zamknęłam. Twoje marzenia to dla mnie totalny hardcore. W zimie marzę o tym, żeby się codziennie chociaż 20 dało ukręcić:)
No dokładnie, zaniemówiłem. 😉
Ścisła czołówka rowerów na BS no i w skali kraju zapewne też… oj, przydałby się stosowny ranking!
Niebawem skończysz TRZECIE “kółeczko” wokół Ziemi… a ja się cieszyłem, że pierwsze kółko kończę (swoim pierwszym “dorosłym” rowerem)…
ja już celuję w czwarte i jestem bliżej niż dalej:)
No to masz jeszcze duże perspektywy co do stawiania sobie zimowych wyzwań. 😉
Konkretnie, to chcę zrobić w styczniu nową życiówkę (min.310-320 km) i jednocześnie zejść poniżej 24h.
Jak najbardziej realne na kolarce, skoro starym góralem zrobiłem 229 km w 17h (brutto) i to w trybie relaksacyjnym. 🙂
Skądinąd taki dystans pozwoliłby mi dojechać nad morze…. wizja orzeźwiającej kąpieli w morzu po takim dystansie jest nader interesująca… :))
Wariat:))
Dystanse dziś mamy takie same 🙂 U mnie w najcieplejszym momencie termometr w liczniku wskazywał 15 stopni 🙂
W Chotomowie za tydzień w sobotę jest trening Fundacji Randonneurs. Może się wybiorę, zależy jak będzie z aurą. Do pierwszych zawodów zostało mi 46 dni 🙂
a jak tam dzisiaj z dystansami?:)
zawody? trening? fundacja? nic nie wiem!
Dziś spokojnie, tylko 7 dyszek. Fundacja chyba mnie olała i przestała się całkiem odzywać. No trudno…
Skupię się na przygotowaniu do brevetów.
Pozdrawiam 🙂
ja też wczoraj wagarowałem, ale na nartach :)) Przedłużony, wspaniały freeridowy weekend w Tatrach. A na nizinach jeszcze 4 dni wiosny przed nami, potem wraca zimno, deszcz i śnieg, zatem dziś idę na rower 🙂
Zresztą tak długo jest już ciepło, że obstawiam chłód co najmniej do końca kwietnia. Nie powiem, taki wariant też mnie urządza 😉
początek komentarza całkiem miły, ale końcówką ostro podpadłeś…
To nie moja wina, na procesy pogodowe nie ma silnych, a ocena ma silnie subiektywną jest 😉
Łatwo tutaj podpaść 😉 to ja lepiej zachowam dla siebie przemyślenia, że przez cały rok mogłoby być -1 w nocy i +1 w dzień. ;))
Po miesięcznym już chyba ATAKU wiosny dopiero co się pogodziłem z nią. 😉
no dobra chłopcy, przynajmniej wiadomo na czyje życzenie szykuje się beznadziejny weekend!!
Do Księżyca jest (średnio) 374 kkm… to by dopiero było – dojechać rowerem na księżyc… :))
Apetyczna liczba, mniam, mniam! 😉
Bardzo niewielu ludzi tego dożyje…
da radę zrobić, mam to już przemyślane:)
To pięknie! Taką deklaracją wiążesz mnie z tym blogiem na najbliższe kilkanaście lat. ;))
Widzę, że kojarzę Ci się ze wszystkim, co najgorsze. ;))
U mnie ostatnimi dniami codziennie rano -2 (zimniej, mimo że daleko na zachód) – bynajmniej nie narzekam, a nawet jutro biorę wolne aby o wschodzie słońca zażyć prawdziwie orzeźwiającej kąpieli. 🙂
Pozdrawiam lodowato. ;)))
Pogodynka wskazuje na weekend podmuchy wiatru 12-15 m/s 🙁
Nie musi już więc wcale nic padać !!
nie musi ale przecież może. Prognozy absolutnie żałosne:((
abdżekszyn ! 😉
no cóż Morsie, mam wrażenie że moje skojarzenia są efektem Twojej konsekwentnie realizowanej strategii wizerunkowej:))
No cóż, jak już wybrałem taki a nie inny nick, to nie mogę sobie pozwolić na ocieplanie wizerunku. ;))
nie tylko Ty masz swoją strategię:)
Jestem pełen podziwu odnośnie decyzji dotyczącej jakiegokolwiek wyjazdu w takich warunkach.
bardzo lubię świeże bułeczki. I bardzo nie lubię łazić po nie na piechotę:)
Jest takie porzekadło, trochę nieładne, ale…
“na piechotę to zwierzęta chodzą”. 😉
Ja już wiem, że jak w mieście nie da się prosto stać, iść i biegać to poza miastem jest armagedon nie do przejścia/przejechania 😛
Ale cel jazdy tak szczytny, że nie dziwię Ci się zupełnie 🙂
Serwus
Kryty basen? 😉
U mnie ostatnio było zakończenie sezonu kąpielowego, tego zewnętrznego. 😉
Coś podobnego! Zdarzył się dzień, w którym jeździłem (wieczorem było całkiem dobrze – sucho – nie licząc wiatru), a Ty nie 🙂
był to dzień, kiedy ja pływałam, a Ty nie:)
To jest jeszcze bardziej niesamowite 😉
zwłaszcza, że Mors też nie pływał!
Jako rzekłem – sezon zakończony. Dla mnie już jest za ciepło na pływanie. 🙂
Teraz czas na Tomskiego, to taka przejściówka między morsami a zwykłymi ludźmi. ;))
Małych kundelków nie ma potrzeby się bać, a duże wilczury niemal nigdy nie są tak naprawdę agresywne.
Tylko raz w życiu trafił mi się dość agresywny wilczur, nie słuchał się nawet właścicielki…
Ciekawostka: na widok monocykli psy robią się 3x bardziej nerwowe, a kopać podczas jazdy się nie da… ;]
Podoba mi się Polana u Lisa, wygląda trochę wysokogórsko a nawet subarktycznie. 😉
w takim razie ja się boję bez potrzeby…:(
Że co się zrobiło? ;D
Ja wczoraj wydziergałem kolejne 200+ i dobrze mi się jechało tylko w nocy (od -1,5 do +10, notabene w letnich “piętówkach” 🙂 ), zaś w dzień i w słońcu przymierałem. ;]
PS. stwierdziłem przy okazji że skończyli remontować (rekonstruować wręcz, bo był horror) drogę dojazdową do Cisa Henrykowskiego, teraz pobliskie pagórki aż zachęcają… ;))
Morświny? :>
Nie bardzo rozumiem tę przenośnię, ale mam nadzieję, że nie mam z nimi nic wspólnego. 😉
też mam taką nadzieję:)
Przeklinania zupełnie nie uznaję a ryczeć to nawet nie bardzo potrafię. 😉
To mróz tak krzepi. 😉
Zaiste, zabawne motywy. 😉 Tylko czemu tak pusto na tym blogu…
a Ty kiedy ostatnio zaglądałeś? będzie ze dwa tygodnie, co?
jak na raczkującego siedmiotygodniowego bloga kilkaset odwiedzin to całkiem niezły wynik, a że nie każdy pisze komentarze to nie widać
Ojej, jak tu się o mnie pamięta. 🙂
No nie do końca są mi ichnie ataki obce, ale drobnicą się zupełnie nie przejmuję, chyba że atakują na poważnie, no to czasami kopniaka trzeba sprzedać, niestety. A duży kaliber zaatakował/postraszył mnie jeden raz w życiu, więc traumy jeszcze nie mam. 😉
Gdzieś czytałem teorię, że kobiecego głosu psy się nie boją, ale nie wiem, czy i na ile to prawda.
głosu może nie, ale pisku jak najbardziej:)
No i wpadłem. 😉
A właśnie – mam wniosek racjonalizatorski – można by dodać jakiś zgrabny licznik wyświetleń bloga.
nie wykluczam jego zaistnienia po przekroczeniu zgrabnej cyfry 10,000:))
I znów wszystko będzie na mnie. ;))
Długi rękawki i nogawki nie zawadzą, ale przynajmniej jest czym oddychać. 😉
rękawkami??
Jak mam być szczery, to jestem przeszczęśliwy, że nie widać w prognozach żadnych upałów ;d
witaj Tomski, dawno Cię nie było:) w tej sytuacji nawet TEN komentarz zostanie Ci szybko zapomniany:))
Już jest ok, znów widzę wszystkie wpisy 🙂 pewnie coś szwankowalo w mojej przeglądarce…
🙂
Hm, kolejne odwołanie do morsizmu 😉 tylko nie wiem, czy się cieszyć, czy wręcz przeciwnie, skoro to tylko eufemizm na niepożądaną aurę…
“Posądzam Cię” jednak o dobrą wolę, zatem “odwdzięczę się” małą, sentymentalną historyjką o tenisistach. 😉
Otóż jadąc sobie na 36″ monocyklu, po zupełnie obcym mi mieście (Jawor), minąłem 2 pary trenujące na korcie (tenisa, rzecz jasna) i ichże reakcja na rzeczony wehikuł była jedną z najbardziej pozytywnych i entuzjastycznych z jaką się spotkałem w ciągu prawie 3 lat ujeżdżania jednokołowców.
Notabene najbardziej “wylewna” z tych osób znacząco przypominała Ciebie. :))
ja na korcie poza piłką i rakietą przeciwnika nie widzę nic bo gra pochłania mnie absolutnie:)
A przerwy czasem robisz? 😉 Bo oni właśnie mieli. 😉
taaa..znam takich którzy mają głównie przerwy:)
W przyszłym tygodniu słońce (fajnie) i upały (mniej fajnie :/ )
Ja na obecną pogodę nie narzekam, temperatura idealna, no i ja jeżdżę wieczorami, a wtedy z reguły w przypadku opadów konwekcyjnych jakie mamy w ostatnich dniach już jest po deszczu 🙂
na przyszły tydzień zapowiadają 23 stopnie, czyżby upałem było dla Ciebie wszystko co powyżej 20? 🙂
23 byłoby idealnie, ale ma być 28-29, i to przez wiele dni 🙁
chciałabym bardzo, żeby tak było, ale nic takiego w prognozach nie widzę niestety:(
No np. na twojapogoda.pl od wtorku zapowiadają upały, a w czwartek w takiej Wa-wie to nawet 30*C o-O
Dla mnie upały zaczynają się od 24-26* (w zależności od wilgotności i nasłonecznienia). ;]
Dla mnie podobnie. +25 to graniczna akceptowalna wartość 🙂 Dlatego też w upały jeżdżę wyłącznie wieczorami i nie wychodzę na dwór, jeżeli nie muszę 🙂
Cóż to za pesymizm – spisywać maj na straty po I dekadzie?
Podpisano w oczekiwaniu na (Twoją) majową dwusetkę. 😉
w końcówce maja widać nieśmiałą poprawę, plany już są:)
Dlatego też jeździłem w godzinach 15:00 – 17:30, w weekend można czasem wyskoczyć wcześniej 🙂
Rzekłbym, że zaczęło się ZAŁAMANIE pogody. ;);)
Nierzadko i wieczory są nieznośne. 🙂 A w najgorsze upały to tylko wczesne rano jest znośne. 🙂
Średnia bardzo przyzwoita, jak na ten dystans, a wręcz nawet wyższa niż przy zwykłych jazdach.
A jak zmęczenie? Wystąpiło jakieśkolwiek?
jakieśkolwiek tak, ale nie przesadnie uciążliwe – przynajmniej według moich standardów. Są tacy, co dwusetki ciągiem przez kilka dni z rzędu jeżdżą, ja dobrodziejstwa tak szybkiej regeneracji nie doświadczam niestety, ale 3 dni w zupełności wystarczają żeby moc odzyskać
W taką pogodę na rower?? ;))
nie skusiłeś się??
Taką pogodę to ja przeczekuję, aż się “poprawi”. ;))
Latem przerąbane, czasami czekam cały miesiąc…
Ciekawy i oryginalny ten zamek w Kwidzyniu, pierwsze widzę.
tak, robi wrażenie. Zdecydowanie ciekawszy jest niż przereklamowany Malbork. I zero autokarów!
Od środy 10 stopni chłodniej 😀
Jeziorak to mi się zawsze kojarzył z przygodami Pana Samochodzika, jako tajemnicze miejsce do badania tajemnic. Trochę się pozmieniało. 😉
trochę tajemnic pewnie jeszcze zostało, cywilizacja tylko trochę przy brzegu pełza)
HEJ Eliza! Dzięki za pozdrowienia! Pamiętałam, pamiętałam… i nie omieszkałam tu zajrzeć. Mój mąż mówi, że spotkał Cię w windzie z rowerem 🙂 Do następnego saunowania albo… rowerowania 😉 Może zawitasz w okolice Tarczyna. PA!
hej, zapraszam częściej:) i do zobaczenia!
Tak. Idealnie 🙂
;D
Wszystko, tylko nie upał. 😉
Między Jabłonką a Mierkami mógłbym jeździć na okrągło. Nie znam drugiej takiej trasy po Mazurach. Czy raczej po Warmii…I od Napiwody do Jabłonki
Olsztynek-Podlejki. Identyczny dystans, identyczny klimat. I nawet asfalt podobny. Trasa Ostróda-Łukta-skręt na Morąg-Zawroty-Łukta-Podlejki to zupełna rewelacja. No i 58 od Olsztynka plus skręt 598 do Olsztyna. Bezkonkurencyjne:)
Słaba pogoda? Idealna. Wymarzona! Jak miło było postać na zimnym wietrze po pływaniu w jeziorze – aż się nie chciało ubierać ;))
tak tak, ja do dzisiaj pamiętam nasze spotkanie w Roztoce, widok Twojego letniego outfitu przy 10 stopniach jest dla mnie mimo upływu lat wciąż niezapomniany:)
Taka wspaniała pogoda, a Ty odpoczywasz. Wczoraj nawet ja zmarzłem. Po wyjściu z jeziora telepało mną dobry kwadrans. Cudowne uczucie. ;))
To fakt. Ruch rowerowy na ścieżkach rowerowych wzmożony, do tego totalnie nieprzewidywalni piesi. Ale już wolę to od nieprzewidywalnych kierowców 🙂 Boję się jeździć jezdnią.
ja wolę jezdnię. Nie tylko piesi są nieprzewidywalni, rowerzyści również. Nie zauważyłam, żeby ktokolwiek sygnalizował zamiar skrętu… Niezmiennie uważam, że powinna być dobrowolność korzystania ze ścieżek i możliwość wyboru jazdy ścieżką bądź jezdnią. Upychanie na jednym wąskim pasku kurierów rowerowych i rowerowych spacerowiczów, a nierzadko jeszcze dzieciaki to kompletna pomyłka
Jechałem 9 godzin(w tym łącznie ok 40min przerwy) z Warszawy. Celem była dokładnie Bobrowa(binduga-pole namiotowe) obok Krzyży nad j.Nidzkim. Pozdrowienia 😀
to świetny czas, pamiętam te grube opony… Ja poniżej 10 godzin brutto dwusetki nigdy nie zrobiłam i pewnie nie zrobię, bo moje “biwaki” trwają zawsze dłużej niż 40 minut i są przy takim dystansie przynajmniej dwa. A najchętniej trzy:)
O! Narzekasz na upał! W pełni podzielam Twoje zdanie :-)) Ja jeżdżę tylko wieczorami.
dziś już niestety powodów do narzekania nie było. Mocny zimny wiatr i 16 stopni…
Pogoda miała być fatalna, a była chyba wręcz idealna na rower. Aż żałuję, że się tylko z rodzinką włóczyłem po swojej okolicy. Mazur zazdroszczę ogromnie!
tak, niedziela był zdecydowanie powyżej oczekiwań i dała pogodowe zadośćuczynienie za sobotę:)
Gratulacje :-))
Temperatura w pociągu idealna. Tej na zewnątrz nie będę komentował 😉
O faktycznie ładny kawałek przejechaliśmy po tej samej trasie. Fajne hopki, górka z Bartniczki niczego sobie. Najbardziej wkurzyło mnie to, że na zjazdach nie dało się dokręcić przez te dziury. To psuło przyjemność jazdy. Pozdrowienia 🙂
A ja ciągle czekam na niższe temperatury i możliwość popełnienia jakieś dłuższej jazdy. Moje terenowe setki najlepiej “wchodzą” mi w temperaturze około 10 stopni, więc nastawiam się na II połowę października i listopad – a póki co skromnie 😉
dla mnie 20 stopni to już ciut przychłodno:))))
Cześć, fajnie było znowu Ciebie spotkać. Ciekawe, czy w przyszłym roku znowu się spotkamy na trasie, w tym samym miejscu hehe.
Niedługo wyjeżdżam w góry, także będę mógł potrenować podjazdy lepiej 😉
Pozdrawiam.
hej:) myślę, że jest duża szansa bo statystyka na razie nam sprzyja, 3 pobyty w Ostródzie i 2 spotkania:) dobrego wyjazdu Ci życzę, fajnej pogody i ostrego trenowania
Pozdrowienia od faceta z krzaków i z pociągu. Na Pomorzu trafiłem na zimna i wiatry (dopiero pod koniec pobytu ociepliło się), ale sporo zwiedziłem od linii Lębork – Słupsk po Bałtyk. Sporo tam moren, więc jazda miejscami trochę górska, ale są i tereny płaskie. Dużo jeszcze lokalnych dróg poniemieckich z kocimi łbami – obsadzanych drzewami. W co drugiej wsi pałac w różnym stanie, niektóre imponujące.
Elizo! Dziękuję za pozdrowienia. Jak było nad morzem i na Pomorzu, opisałem gdzie indziej tu, bo jeszcze nie orientowałem się dobrze w Pani blogu.
Witam serdecznie na moim blogu, bardzo mi miło, że Pan zajrzał. Zapraszam częściej i dziękuję z relację z wyjazdu. Wielu udanych jesiennych wypraw jeszcze w tym sezonie życzę!
Więcej o tym rejonie Pomorza, gdzie byłem, choć także krótko – po wpisaniu w Google : ” Wakacje na Pomorzu – lekcją historii (trzy epok)i”
Potężnego samozaparcia odmówić Ci nie można. Podziwiam 🙂
Lubię to:)
Elizo!
Co Pani zrobi bez tego “Słonecznego”?
moje autko już się cieszy:)
Nad morzem też pogoda niesamowita, niczym na francuskiej riwierze 😉
Niestety na rower w ciągu dnia jest za ciepło i przegrywa on zdecydowanie z przebywaniem na plaży i pływaniem w morzu. Moja najdłuższa przejażdżka jak na razie miała 40 km 🙂 Jednak pod kątem rowerowym nad Bałtyk najlepiej jechać w październiku/listopadzie, teraz jest za wcześnie. Oczywiście pod kątem mej zimnolubnej natury, która na szczęście znajduje ukontentowanie w morzu (temp. wody +15) 🙂
co kto lubi:) swój ostatni nadmorski listopadowy rower wspominam znakomicie, było zaskakująco ciepło jak na tę porę – 12/13 stopni i nawet 80km udało mi się kilka razy zrobić. Ale zawsze wybiorę lipcowe 30 stopni plus i dystans powyżej 150:)
ladne zdjecia
mam nadzieję, że następne też będą się podobały. Zapraszam częściej!
Jak zdrowie? Mam nadzieję, że już powróciłaś do rowerowania, bo pogoda przepiękna!
jak się taki wirus wczepi to ani rusz nie można się pożegnać:( czuję się już nieźle, ale mocy nie ma i ten nos zatkany nęka karygodnie. Ale pogoda rzeczywiście niesamowita, szkoda tylko, że dzień już taki krótki. A Twój wyjazd udał się? Kąpiele oczywiście były?
Były, jak najbardziej 🙂 2 tygodnie fantastycznej pogody!
tak, na wrzesień nie można w tym roku narzekać. Mam nadzieję, że jest zapowiedzią ciepłej rowerowej zimy:)
wreszcie chociaż parę zdjęć we wpisie a nie w jakimś aaa…
ot taka innowacja – skorzystałam z życzliwej sugestii:) jeśli upoluję coś ciekawego będą we wpisach zdjęciowe zajawki. Reszta jak zawsze w “Foto”. A “aaa..” cieszy się dużym powodzeniem:)
Pani Elizo! Jak często musi Pani oddawać rower do naprawy (zmiany dętki nie zaliczam do napraw)? Pytam, bo chcę porównać z sobą. Pani jeździ rocznie około 20 tys, ja – około 5tys. Chce zobaczyć czy Pani oddaje cztery razy częściej.
Witam Panie Jerzy, rower zwyczajowo jedzie na duży przegląd połączony z wymianą kluczowych części raz w roku. Kilka razy w sezonie pojawia się potrzeb doraźnej pomocy w zakresie spraw drobnych, takich jak wymiana linek, pancerzy, klocków etc – w tym roku byłam w serwisie 2 razy
Jakie kaloryfery? Ja u siebie w pokoju prawie nie używam tego ustrojstwa 🙂 A dziś wieczorem przy +10 popływałem dla orzeźwienia w jeziorze, wreszcie przyjemna aura 😉 Niestety jeszcze w przyszłym tygodniu prognozują +20, trzeba będzie to jakoś przetrwać, a potem oby już z górki do zimy 😉
żadna sensowna odpowiedź nie przychodzi mi do głowy w kontekście Twojego wieczornego pływania… Po prostu nie rozumiem jak można lubić takie zimno, którego ja szczerze nienawidzę
Przypominasz sobie wczorajszą wichurę i mrozowatość? O 18-tej było +9 i mocno wiało z północy. Odczuwalna może +5? Również nie odmówiłem sobie przyjemności popływania 🙂 Ale mam świadomość tego, że my zimnolubni jesteśmy w zdecydowanej mniejszości 😉
jesteś zimnolubnym cyborgiem, i jest to komplement:)
a Ty kilometropołykaczem z prawdziwego zdarzenia, i to też jest komplement :-)) Tak sobie ostatnio myślałem, ile osób z BS wypaliło się po 1-2 intensywniejszych sezonach. A Ty trzymasz poziom od lat, i za to szacun. I trzymaj dalej 🙂
🙂 na razie uleczenie z cyklozy raczej mi nie grozi, mam wręcz wrażenie że choroba się rozwija…
I bardzo dobrze 🙂 gdyż czym byłoby życie bez pasji?
Mamy szczęście. Znowu się zrobiło przepięknie!
trzeba wykorzystać do dna:)
Nawet ja się dziś powygrzewałem na słońcu, było to bardzo przyjemne, lubię się poopalać, jednak jedynie przy założeniu, że nie trzeba podejmować żadnego wysiłku temu towarzyszącego, z rowerem w taki skwar już gorzej 😉
Rower dopiero po 17-tej, i pływanie już po zachodzie słońca, gdy mrozowatość powróciła – woda +10, powietrze +8, w sam raz – a przed 20-tą, gdy już wracałem, termometr w liczniku pokazał WSPANIAŁE +3 stopnie 😀
Życzę Ci udanego weekendu!
dzięki:) na pewno będzie udany jeśli tylko uda mi się zaznać temperatury wyższej niż Twoje ulubione 3 stopnie… Mam nadzieję, że Twój też będzie fajny, chociaż w Wawie szykuje się upalne 15 stopni:))
Te +15 już da się przeżyć 😀 dziś było bardzo miło, najpierw rzeczone +15 po 16-tej, a już przed 20-tą +2. Dla każdego coś miłego 😉
Ach! Pływałbym w tej krwistej poświacie 😀
nie załamuj mnie. Właśnie negocjuję, żeby podgrzali trochę basen bo woda ma 28 stopni i jest mi zdecydowanie za ziiiiimnoooo
Lubię okolice Jońca, np tą niesamowicie wysoką skarpę nad Wkrą w Jońcu, czy drogę z Jońca do Nowego Miasta nad Soną…
też lubię:) polecam całą pętlę od Borkowa przez Cieksyn, Nowe Miasto i Joniec. Ok 35km, 90% przez piękny las i dobrym asfaltem
Dziś pływałem w 10 stopniach. Wczoraj w 8,5 – i przyznam się, że wczoraj deczko zmarzłem 😉
a ja pływałam w 30 i nie zmarzłam:)))))
Co do prognoz masz rację. Niestety:-) Wczoraj zareagowałem na to ciepło bólem głowy i ogólną niemocą, dopiero 12,5 stopnia w jeziorze przywróciło mnie do życia 🙂
mnie dzisiejsze 23 też przywróciło:)))
a ja dziś ukręciłem setkę, z czego większość w terenie 🙂 wreszcie było odpowiednio chłodno, zaczyna się sezon wycieczkowy 😉
tak się zawsze zastanawiałam czemu służy listopad, to teraz już wiem:)
co do Masy 100% racji
dzięki:) wiem, że to kij w mrowisko bo miałam kiedyś okazję rozmawiać z ortodoksyjnym masowcem..
Jaka jesień? Toż to ciągle lato – ja się wczoraj znów w jeziorze musiałem schładzać 😉 Jeżeli wierzyć prognozom, taka nieomalże letnia pogoda utrzyma się do grudnia. Daj sobie póki co spokój z tenisem i kręć na roczny rekord przebiegu 🙂
kręcę, kręcę. Ale żeby była satysfakcja z nowego rekordu to musiałabym wrzucić 5 dwójek, a to mało prawdopodobne. Niemniej pogoda rzeczywiście fantastyczna!
Pięknie opisałaś to fatalne wydarzenie.
Mam nadzieję, że jak najprędzej staniesz na nogi!!!
Pozdrawiam.
na nogach to się trzymam (jako tako). Gorzej z łapkami, te to długo niczego nie potrzymają:( może powinnam kupić mono??
za pozdrowienia dziękuję i odwzajemniam:)
🙁 a zastanawiałem się już, czemu nie dodajesz nowych wpisów…
Współczuję Ci, życzę dużo zdrowia i szybkiego powrotu na rower!!
szybko nie będzie, ale wrócę. A za życzenia dziękuję. Pogoda sprzyja – udanych leśnych rajdów!
Oczywiście, że wrócisz, jeszcze silniejsza 🙂 dzięki, trzymaj się!
Jestem wstrząśnięty tym wypadkiem, i jestem z Panią współczując Elizo – ale z opisu nie zrozumiałem, co się wydarzyło. Po prostu wywrotka? Ale dlaczego? Proszę pozdrowić Rossa, którego poznałem w pociągu. Czy można coś dla Pani zrobić, w czymś pomóc?
bardzo dziękuję za wsparcie i cieszę się, że mimo schyłku sezonu ciągle Pan do mnie zagląda:) obiecuję, że jak tylko wydobrzeję pojawią się nowe wpisy. Tylko że na razie nie umiem przewidzieć kiedy to będzie… A ROSS już pozdrowiony, dziękuję:)
Kiedyś pękł mi widelec, wtedy nie ma szans – poleciałem na głowę. W Twoim przypadku przyczyna wypadku, jak rozumiem, nie jest jasna, bo nie pamiętasz. Ale czy później, po oględzinach roweru, udało się coś ustalić? – np moja koleżanka poleciała na łeb, bo w szprychy wkręcił się pasek od jej chlebaka. Nie drążę tego dla drążenia, tylko żeby ewentualnie była jakaś nauka dla rowerzystów: czego unikać, by się chronić, by zmniejszyć prawdopodobieństwo wypadku. Za pozdrowienia przefajnego Rossa dziękuję. Gdyby było coś trzeba, to mój mail masz.Mi piękna październikowa jesień rowerowa minęła wśród lasów i wiosek okolic Garwolina. Zdjęcia w Salonie 24 “Wioski wśród lasów koją”.
Garwolina pozazdrościć.. Niestety z mojego wypadku nauka żadna nie płynie, sama bym dużo dała za to żeby się dowiedzieć co się stało bo taka niewiedza jest dla mnie mocno traumatyczna i obawiam się, że mnie pozbawi części przyjemności z jazdy. Ale oględziny nic nie dały. Zdarte są obie manetki od góry, czyli rower szorował po asfalcie odwróconą kierownicą. I to wszystko.
Dzięki za gotowość pomocy, na razie próbuję się usamodzielnić i codziennie zaliczam nowe małe sukcesy:)
Taka niewiedza, czas pokryty niepamięcią, jest strasznie denerwujący, źle się czujemy, że może wystąpić czas życia poza świadomością i pamięcią, więc poza naszą kontrolą. To pewnie od uderzenia w asfalt – mam nadzieję, że Ci sprawdzili głowę tomografem. Można coś rozważać, jakieś hipotetyczne rekonstrukcje na logikę. Nie było to zderzenie z samochodem – najpewniej, bo brak śladów. Może jakiś zając wpadł Ci pod koła, może poślizg. Nie zakładam też nagłej utraty świadomości na moment, bo przyczynę tego wykryli by, gdyby była, badając głowę tomografem. Tak czy inaczej przeżywam to, bo dla mnie byłaś ucieleśnieniem herosa rowerowego, którego nic nie ruszy. I dalej: ten ukochany dla Ciebie rower pokazał nagle inne, groźne oblicze – to też mnie boli.Ale wyleczysz się i dalsza długa aktywność przed Tobą – jesteś młodziutka przy mnie np.
no właśnie. Zdradzona przez najwierniejszego przyjaciela…:(
http://tomski.bikestats.pl/1254428,Z-dedykacja-dla-Elizy.html
🙂
widziałam! jak powiedział tak zrobił:))
Niebieski jako najwierniejszy przyjaciel, który zdradził – to tylko przenośnia, jako przedmiot jednak martwy nie myśli, nie czuje itd itd. Natomiast przyjaciele, Jajacek, Ross, nie zawiedli i nie zdradzili, lecz wprost przeciwnie… Czyli hurra!
no dobrze, przekonał mnie Pan. Niech będzie. HURRA!!!:)
To jak, za tydzień na rower? 🙂
nie sądzę:((((((
Tak czy siak każdy dzień przybliża Cię do powrotu na rower, i tej wersji się trzymajmy 🙂
tak, ta jest właściwa:)
Jak leci? Czy jeszcze długo do zdejmowania gipsu?
nie leci. Pełznie. Alternatywnie czasem człapie:( Najbliższy czwartek to teoretycznie deadline dla gipsu, ale jak będzie zobaczymy…
Jeździ Pan? Od razu powiem – odpowiedzi, że nie do wiadomości nie przyjmuję!
Jeżdżę, ale bardziej komunikacyjnie po mieście; do pracy, do sędziwego teścia, do sklepu itd. A gdy jadę, to zawsze – czego wcześniej nie miałem, bo nie było powodu – myślę o Pani, że Pani nie jeździ, a tak lubi czyli ma trudny okres. Ale i ja w przeszłości miewałem przerwy, raz po operacji zszycia ścięgna Achillesa i drugi raz też w wyniku jakiejś przerwy chorobowej. Jeżdżę, ale gdy przedzieram się przez szarówkę, deszczyk, mgłę – oblepłe, chłodne – to myślę, że prawdziwa radocha z roweru jest jednak wiosną i latem.
to moja najdłuższa przerwa od 15 lat..
Nastrój zły, który masz, jest zrozumiały, to – takie katastrofy i ich następstwa – też jest życie. I dzielne, godne znoszenie tego jest wyczynem trudniejszym od 300 km. Daje nam przy okazji zrozumienie np ciężkości życia całożyciowych kalek. Najprawdopodobniej wszystko będzie dobrze i wyleczona wrócisz do swej pasji albo prócz niej, też w wyniku przeżyć”katastrofy” (nazywajmy tak to za Tobą umownie), będziesz też miała nowe pasje czy sposoby życia. Natomiast rzeczywiście, ponieważ nie wiemy, co się stało, człowiek, w tym przypadku Ty czy Pani, traci tą wspaniałą pewność, ze jego ciało i umysł są niezawodnymi pewnymi maszynami. Trochę podobnie odczuwam starzenie, już kolano nie to, już ten organ słabuje, już tamten – najpierw wściekłość, poczucie krzywdy, a potem przyzwyczajam się, bo to przecież naturalne, choć niewesołe, bo to nie mój akurat pech, tylko dotyczy wszystkich. Proszę wybaczyć, jeśli się mądrzę, chcę tylko porozmawiać, bo inaczej pomóc nie mogę, a to nasze bardzo przypadkowe i nieco zabawne spotkanie w zaroślach okolic Kazunia wryło mi się jakoś w pamięć moich wycieczek rowerowych.
no to mnie ostatecznie rozbawiłeś Drogi Jerzy wspomnieniem i oceną spotkania, które – jakkolwiek zgadzam się co do jego przypadkowości- w moim odczuciu elementu humorystycznego było jednak pozbawione. Gdyby to na Ciebie szarżował z zarośli nieoczekiwany nieznajomy??? Natomiast że mnie rozpoznałeś po latach w pociągu po tym jednym jedynym kontakcie to zaiste niezwykła rzecz:)
Ależ ja nie szarżowałem. Już z daleka wołałem:” Proszę się nie przestraszyć, ja tu nadchodzę, bo tędy wiedzie moja droga!” itd (z Łąk Kazuńskich przebijałem się, prowadząc rower, do szosy i na końcu napotkałem zarośla, przez które się właśnie przedzierałem). Nadto Ty byłaś i jesteś młodą silną kobietą, a ja – prawie staruszkiem, jakie tu zagrożenie?
Dodam, że dlatego mam to zdarzenie-spotkanie za nieco zabawne, że prawdopodobieństwo spotkania się w gąszczu, w którym latami nikt prawie nie chodzi, jest bliskie zera i dlatego, że człowiek po prostu idący może być podejrzewany o “szarżowanie” tylko z racji kontekstu spotkania. Pamiętam, że tłumaczyłem Ci, że ja nie mogłem planować napadu czając się w tym gąszczu, bo w tym miejscu na ewentualną ofiarę musiałbym czekać latami, a może – do śmierci.
z mojej strony wyglądało to tak: “ale zdesperowany żeby tu tkwić na odludziu w tych chaszczach! I jaką cwaną ma gadkę!!”:)
To pokazuje – na naszym przykładzie, jak różne “prawdy” o jednym i tym samym mogą mieć ludzie, jak różnie można widzieć to samo.
hej! jak się czujesz? mam nadzieję, że już zaczynasz znów snuć rowerowe plany, niech to będą na początek parokilometrowe przejażdżki na rozruszanie 🙂
hej, jest lepiej w porównaniu z tym co było ale w kontekście ewentualnego roweru jest fatalnie. Na razie cieszę się, że odzyskałam samodzielność w codziennym funkcjonowaniu – przynajmniej w zakresie kluczowych czynności. O rowerze nawet nie myślę, nie miałabym jak trzymać kierownicy:(
Ja też biegam – głównie gdy leje i wieje i na rowerze nie da się pojeździć 🙂 Zachęcam Ciebie również, to świetny trening!
Pogodnych świąt, dużo zdrowia i szybkich postępów w rehabilitacji.
ja nie biegam. Ja człapię:( ale przynajmniej się nie poddaję! z najlepszymi życzeniami dedykuję Ci dzisiejszy wpis:))
Brawo! Początki są zawsze najtrudniejsze. Ja dziś przebieglem 10 km 🙂
no to brawa się Tobie należą! ja przepełzłam połowę:)
Pamiętaj, że jesteś po kilkutygodniowym bezruchu (leniwych spacerków nie liczę, bo ich znaczenie dla kondycji jest znikome:). Niedługo 10 km będzie dla Ciebie lajtowym dystansem 🙂
nie jestem w tym względzie aż taką optymistką, ale się staram. Dziś też człapałam:) moje miarowe żółwie tempo zostało zaburzone przez nieoczekiwane powitanie “witamy nową BIEGACZKĘ”. Niewygórowane standardy w tym lesie młocińskim widać mają:))
Nie liczy się tempo, liczą się chęci 🙂
ja już dziś jednak – wykorzystując chwilową przerwę w opadach – wróciłem na rower 😉
http://tomski.bikestats.pl/1262848,Gassy.html
🙂
dedykacja na poprawę humoru dla zawieszonego w czynnościach rowerowych rekonwalescenta? trochę mniej zazdrość zżera…:))
pamiętaj, każdy dzień przybliża Cię do powrotu na rower 🙂
dla pocieszenia, ja teraz też co najmniej 10 dni nie będę jeździł, bo jadę na narty 😉
masz już jakiś przybliżony termin powrotu na rower?
akurat dziś myślałam, że pewnie się do tradycyjnego wyjazdu szykujesz:) fajnej pogody i dobrej formy Ci zatem życzę – jakie rejony tym razem? mój rower ciągle pozostaje wielkim znakiem zapytania bo trudno jeździć z wyłączoną prawą ręką. A rzeczona ręka włączyć się nie chce…
Tradycyjnie – Tatry 🙂 śniegu na razie mało, ale dziś cały dzień intensywnie sypało.
Życzę Ci zatem szybkiego włączenia ręki prawej – bo rozumiem, że chęci do jazdy po tak długiej przerwie Ci nie brakuje. 🙂
przy temperaturze poniżej zera chęć trochę traci na intensywności:) duuużo śniegu i narciarskiej frajdy życzę!
Ja miałam wypadek tylko z autem pod koniec 2013r. Noga połamana w kilku miejscach, kolano rozwalone. Do tej pory sprawnej nogi nie mam 🙁 a czeka mnie jeszcze 1 operacja.
Na rower wsiadłam 5 miesięcy po wypadku, udało mi się bo bardzo uparta jestem – na moim blogu bikestats (nick Katana1978) możesz poczytać jak dochodziłam do siebie – od stycznia 2014. Było mi cholernie ciężko …ale się udało – myślę że tobie też się uda 🙂
Bądź dobrej myśli. Pozdrawiam
hej, ja też podczytuję czasem Twojego bloga:) upór i zawziętość to na pewno nie jest coś czego mi brakuje więc nawet przez chwilę nie myślę o tym, żeby się poddać. Na razie pogoda sprzyja rekonwalescencji, jest też o tyle łatwiej, że mogę biegać – więc jakaś forma treningu jest. Bardziej niż stroną fizyczną martwię się traumą jaka we mnie siedzi, niby tęsknię za rowerem ale w pewnym sensie cieszę się, że na razie nie mogę jeździć. Też tak miałaś?
Dasz radę! Zmierzysz się ze swoim lękiem i pokonasz go, nie widzę innej opcji 🙂
pozdrawiam serdecznie z Zakopanego – śniegu nie brakuje, w Tatrach jest cudownie!
dzięki, też się tak pozytywnie nakręcam, ale chwile zwątpienia się zdarzają. Jak na razie wszystkie Twoje “przepowiednie” się sprawdzały, więc mam nadzieję, że i ta…:) niech Ci tam nadal śnieży i nie wieje za bardzo, dobrej zabawy!
Brawo! 🙂 I pamiętaj, że pod kątem roweru Twój trening biegowy w żadnej mierze nie pójdzie na marne, albowiem bieganie jest bardzo dobrym treningiem uzupełniającym do roweru właśnie 🙂
mam nadzieję!!:)
Niech żyje Ross!
nie da się zginąć wśród TAKICH Przyjaciół:)
super:-) czekam na dalsze Twoje jazdy:-)
ja po powrocie z gór dziś rozpocząłem sezon rowerowy. Dziwnie jakoś. Szaro, ponuro, przez ostatnie 3 tygodnie przywykłem do śniegu i pięknych górskich widoków. Ale i tak jechało się całkiem fajnie:-)
super to może kiedyś będzie. Na razie płacę frycowe za długi rozbrat z siodełkiem. Wyjazd się udał jak rozumiem:)
udał się bardzo 🙂
a z rowerem będzie tylko lepiej – bo rozumiem, że nie zaprzestaniesz już 🙂
mam nadzieję! chyba, że śniegi, mrozy, huragany czy inne antyrowerowe żywioły złośliwie zaatakują
Brawo! 🙂
a ja wczoraj miałem mnóstwo szczęścia. Cudem się nie połamałem (opis zdarzenia na blogu). Uważaj na śliskiej nawierzchni…
popatrz na moje średnie. Ja nie jeżdżę. Ja pełznę!
oby szczęście nadal było z Tobą:)
Droga Elizko! Witam niebieskiego po kuracji. Mój rower też jest niebieski, ale aktualnie po zimie trochę zabłocony.
niebieski teraz niepewny swoich notowań gorąco wita sojuszników:)
Czemuż to Niebieski jest niepewny swej pozycji?
Niebieski fajny, wierny chłop! Proszę go, aby przy okazji pozdrowił Rossa, o ile Ross pamięta mnie jeszcze z pociągu (“Czy mnie jeszcze pamiętasz, i pamiętasz ten dzień…?” [ Niemen]).
Dziękuję, przekażę. Rossowi, i niebieskiemu też (niech ma:))
już on dobrze wie dlaczego!
W pięknym słońcu, piękna Wkra poznana dzięki Tobie Elizo.
cieszę się, że wycieczka się spodobała:)
bylo pod kazdym wzgledem super
szkoda ze niewiedzilam jestes w moich okolicach
odwiedzam czasem starą trasę, ze sto razy już nią zapewne jechałam – bez cienia przesady
W Tatrach pełnia zimy. 2 metry śniegu. Pogoda oszalała, wiosnę można spisać na straty… Jeszcze w kwietniu nawet na rower nie wsiadłem.
kwiecień bardzo słaby. Wieje bez przerwy. Już nawet nie chce się o tym pisać…
Gratuluje. Tak trenuje Mistrz Eliza Wielka.
dziękuję:)
Rower jako środek uspakająco-leczniczy – o ile zdrowszy od prochów (leków)…
..w dodatku działa niezawodnie!
Ja pamiętam sprzed lat, że na Suwalszczyźnie przejechaliśmy z towarzystwem jakieś 20 czy 30 km i wydawało się nam dużo, a pod koniec wakacji jeździliśmy po 80-100.
mnie ta “metamorfoza” zajęła trochę dłużej ale też pamiętam że 6000km rocznie było dla mnie nieosiągalnym celem. Jest połowa maja 2015, na liczniku 6400:)
Bardzo lubię wysoką skarpę w Jońcu. pod którą, hen w dole – płynie Wkra. Tam był czy może nadal jest jakiś bar i wypożyczanie kajaków – w sezonie. Czy posiedziałaś kiedyś tam pędziwiatrze? Czy tylko strasznym pędem zawsze przemykasz przez Joniec? Lubię tez drogę Joniec – Nowe Miasto nad Soną oraz dwie drogi w górę Wkry – jedna po jednej, a druga – po drugiej stronie rzeki, przy jednej jest stary młyn wodny, przy innej – w Królewie – drewniany kościół. Ta przy młynie chyba nie w Twoim guście – odcinkami szutrówka.
przemykam, ale pęd wyhamowuję z racji chybotliwej konstrukcji mostu;) drogą do Królewa jechałam ostatnio, jest w mapach. Mogliby zainwestować w nowy asfalcik
Na trasie koło mostu w Kazuniu się zagapiłem i nie zdążyłem pomachać, to macham teraz. Wracałem właśnie z testów nawierzchni między Nasielskiem, Krzyczkami, Błędowstwem i Powielinem. Jest ok, więc dołączyłem do swojego zestawu.
Pod dzisiejszą mapą otwiera się coś innego.
Pozdrawiam
Maciek
hej, to ja odmachuję:) dzięki za czujność, link do wczorajszej mapy już skorygowany. Polecam trasę dzisiejszą, zaraz będzie nowy wpis:)
Ładna wycieczka i ciekawy opis.
dziękuję, mam nadzieję, że będzie ich więcej (tych wycieczek:))
Bardzo dobry wynik. Mnie namawiają na wycieczkę rowerową nad morze, jednak obawiam się że bez przygotowania mogłabym jechać tam całe wieki. Pozdrawiam
ale…co jest tym dobrym wynikiem? bo chyba nie kaemki z komentowanego wpisu??
Ty, Eliza, jak jeździsz do Pagórów, to wdrap się raz przez Glaznoty i Zajączki do Pietrzwałdu, potem do Wysokiej Wsi (Wzgórza Dylewskie), a potem zjedź wspaniałym zjazdem w dół. Chyba, że to już robiłaś
a Ty to byś mnie od razu zamordował na samym początku lata:)
Górę Dylewską kilka lat temu zaliczyłam. Widziałam ostatnio, że chyba położyli wreszcie nowy asfalt od strony 537, bo tam były dziurska przekoszmarne i źle zapamiętałam tę wspinaczkę. Dostęp z drugiej strony jest według mnie słaby, bo wypada się na ostródzką “czerwonkę”, która jest napakowana TIRami i bez pobocza
U mnie ledwie pokropiło tego dnia. 20 km na południe od Warszawy… Taka ulewa przydałaby się bardzo, susza straszna. Rzęsistych krótkich opadów też praktycznie brak, czasem tylko pokropiło.
Gratulacje za 10000km :)) Życzę następnych 10000 do końca roku – co najmniej 🙂
dzięki. Przed wypadkiem pewnie bym napisała “taki mam plan”… Ale już teraz wiem jak to jest z tymi planami więc powiem tylko, że chciałabym mieć udaną końcówkę roku. A jeśli przy okazji wpadnie dwójka z przodu to przywitam z radością:))
Piękny dystans i piękny opis wycieczki. Żałuję, że mieszkam w zupełnie innej części Polski i nie mogę wykorzystać Twoich tras. Ale i tak motywujesz mnie bardzo pozytywnie. Uwielbiam Twoje wpisy. Pozdrawiam
hej, odpowiadam z opóźnieniem bo własnie zbierałam materiał do kolejnych wpisów:) w kontekście pracy, jaka mnie w związku z tym czeka takie miłe i motywujące słowa przyszły w najlepszym momencie:) a Ty gdzie jeździsz? pozdrawiam:))
Bielsko-Biała i okolice. Jest tu naprawdę pięknie i chociaż jeżdżę od wielu lat, wciąż odkrywam nowe trasy i ścieżki. Pozdrawiam serdecznie i czekam na nowe wpisy (może mnie zmotywujesz, żeby wstać bardzo wcześnie rano i pojeździć, bo upały są tak nieznośne, że nie daję rady w ciągu dnia).
o, to ja wcale nie znam Twoich rejonów. Zakochana jestem w północnej Polsce i z każdym rokiem moja miłość silniejsza:) Może się skusisz. Powinnam koło czwartku wrzucić już coś na zachętę:))
Dziękujemy za miłe słowa. Serdecznie zapraszamy.
Andrzeja znam osobiście, zjeżdżałem z nim kilka żlebów w Tatrach. Niesamowite narciarskie umiejętności. Skupiałem się głównie na tym, by nadążyć 😉
Olek niestety na zawsze został w Górach, akcja ratunkowa (wokół której nota bene też jest mnóstwo kontrowersji) zakończona 🙁
umiejętności i odwaga. Dla mnie – narciarskiego bojaźliwego beztalencia – totalny kosmos. Ty pewnie bardziej to rozumiesz…
Ciekawym do jakiej puszczy wybrałaś się w czas tych upałów. Ja planuję po 10 sierpnia na kilka dni do Puszczy Pyzdrskiej (tzw Bieszczady Wielkopolski),której jeszcze nie znam, a pod sam koniec sierpnia może jeszcze na trochę nad morze. Gdzie byłem wczoraj, zerknij, jeśli chcesz, na trammer.salon24.pl. Upał był wielki, ale schłodziłem się we Wiśle. Ciekawe to, co piszesz o nowym świetnym znajomym lat 94. Serdecznie Cię pozdrawiam.
wyruszałam przy stopniach OŚMIU i o upale mogłam tylko pomarzyć.Cały tour liczył 5 dni, 800 km i w pierwszym etapie wiódł przez Puszczę Piską. Od jutra zacznę wrzucać relację:) Twoja wyprawa ciekawa, nie znam tych terenów ale jak wiesz w piachy specjalnie mnie nie ciągnie:) Pan T istotnie niesamowity, bardzo dla mnie cenna znajomość. Pozdrawiam Cię i życzę realizacji rowerowych planów
Jasne – wiem, ze piachy i drogi gruntowe nie ciągną Cię. delikatnie mówiąc. Nasze rowerowania mają po części inne cele. Ja lubię wypatrzyć coś na uboczu, gdzie pusto i dawność przetrwała .
Oprócz niebieskiego jeszcze ktoś był dzielny.
:))))
Jesteś po prostu niesamowita. Pięknie! Te cudowne drogi, jeziora… Zazdroszczę. Ja na razie czekam na niewielkie ochłodzenie i chowam się w domu przed upałem – nie do wytrzymania.
🙂 będzie jeszcze kilka fajnych fotek. I zupełnie nowych tras. Dziś postanowiłam oszukać upał – startuję o 4.45. Może stówkę uda się wrzucić zanim termometr pokaże czterdziestkę…Pozdrowienia!
Podziwiam!! Ja też całe dnie siedzę w domu i dopiero wieczorami jeżdżę nad jezioro, popływać. Wracam znad wody już po zmroku i dopiero wówczas da się w miarę przyjemnie jechać… Akurat mam trochę wolnego to musiał przyjść tropikalny upał, najbardziej znienawidzony przeze mnie typ pogody 😉
absolutny pogodowy koszmar. W słońcu 44 stopnie. W cieniu 38. Bardzo rozczarowujące lato
W świetnejś formie! W Gołdapii byłem przez miesiąc w wojsku. Wtedy to nie było uzdrowisko, tylko miasto garnizonowe. Natomiast rowerem przejechałem pobliską Puszczę Romnicką i nieodległa Suwalszczyznę oraz Puszczę Augustowską.
a te tereny to zostawiam sobie jeszcze na bliżej nieokreśloną przyszłość. Chociaż nęcą i kuszą bardzo:)
Z Puszczy Romnickiej nie byłabyś zadowolona – tam było bardzo ładnie (np trafiliśmy na kamień z niemieckim napisem, że tu polował cesarz Wilhelm), ale ziemne drogi: zwykle twarde, ale i piaszczyste. W Puszczy Augustowskiej też w najciekawszych miejscach ziemne drogi, ale twarde. Też mnie niepokoi zapowiedź, ze upały do końca sierpnia.
żyć się nie daje. Poranny wyjazd został zablokowany przez burzę a teraz już gorąco jak w piecu – nie poszaleję:( Na puszczę jakiś sposób znajdę – znalazłam na piską, znajdę i na romnicką. Niebieski wyśmienicie tropi asfalciki:)
No i znowu skręca mnie z zazdrości i żałości, bo też bym tak chciała. Fantastyczne są te Twoje wycieczki. Przynajmniej czytając o nich i oglądając zdjęcia mam jakąś namiastkę wypraw rowerowych. Niestety boję się jeździć w tym upale. Zgadzam się z Tobą, to lato jest koszmarne. Ja chcę na rower!
A formę masz rzeczywiście wyśmienitą.
złapałam tę pięciodniówkę (bo będą jeszcze 2 relacje:)) rzutem na taśmę. Dzisiaj próbowałam zrobić setkę, wyjazd przed 5 czyli jeszcze przed wschodem słońca niewiele pomógł. Niby dystans się ukręcił ale końcówka to była męka. Już o 9 było mi za gorąco…Niestety już widzę, że duża część wyjazdowych planów przesunie się na kolejny rok, bo upały zapowiadają do końca sierpnia. A dzień coraz krótszy:(
A ja wciąż mam nadzieję, że te prognozy się zmienią. Urlop powoli się kończy, a ja zamiast pedałować, “larwię się i czytam”. Pozdrawiam serdecznie i czekam z niecierpliwością na kolejne odcinki.
wrzucę zatem wieczorem kolejny odcinek do czytania:) pozdrawiam!
Ja też czekam na kolejne relacje 🙂
Wczorajszy dzień rzeczywiście był koszmarny. Wyruszyłem o 18:30 – 34 stopnie w cieniu, za miastem! Ledwie dojechałem nad jezioro (20km). Po godzinie pływania wyruszyłem w drogę powrotną i co jakiś czas sprawdzałem temperaturę – godzinę po zachodzie słońca, koło 21:30 było jeszcze 29 stopni! :/
pisze się:) dziś już CHŁODNIEJ, czterdziestki na termometrze nie było, ledwie 38:))
WIEM, ŻE TRASY TEJ DŁUGOŚCI, I DŁUŻSZE ROBIŁAŚ NIE RAZ, NIE DWA, ALE PRAWDOPODOBNIE NIE W TAKIM UPALE/USTANAWIASZ WŁAŚNIE REKORDY DŁUGOŚCI TRAS W TAK WYSOKIEJ TEMPERATURZE.
zrobiłam już dwusetkę przy temperaturze przekraczającej 40 ale nie chciałabym powtórzyć tego doświadczenia
Gratuluję dystansu! Robi wrażenie. Kolejna fajna relacja.
kolejny motywujący komentarz:) teraz w trasach niestety przymusowa przerwa, ale nie powiedziałam jeszcze w tym sezonie ostatniego słowa (mam nadzieję:))
Elizko – “Kocham rower”! Cóż, czas na jazdy nocne, w ciemności. Innej rady obecnie nie ma, jeśli ktoś chce jeździć w przyzwoitej temperaturze. Natomiast u mnie dziwne doświadczenie, dziś po raz pierwszy od początku skwaru afrykańskiego dobrze mi się jeździło: owszem pot nieco zalewał oczy itd, ale nie czułem się źle, jechałem dość prędko. Czyżby organizm przyzwyczajał się?
zazdroszczę bo mój niestety wręcz przeciwnie – ma zdecydowanie dość:( biję się z myślami co z weekendem…
Wszystkiego najlepszego – spełnienia marzeń nie tylko rowerowych. Też lubię sobie sprawiać przyjemności w urodziny. Tym razem duże wrażenie zrobiło na mnie pierwsze zdjęcie. Cudna temperatura, u nas nawet o 5 rano temperatura ok. 23 stopni.
wielkie dzięki, mam istotnie kilka marzeń do spełnienia:) a urodziny właśnie po to są, żeby wymyślać sobie extra przyjemności. Bardzo lubię ten dzień
Pozwolę sobie nie komentować panującej aury, bo musiałbym sięgnąć do arsenału wyrażeń niekoniecznie cenzuralnych 😉
Ciekawa jestem, jaką niespodziankę szykujesz na 200. A u nas pogoda prawie optymalna – może tylko wiatr trochę za silny. Wreszcie ruszyłam rowerem po długiej przerwie i jestem przeszczęśliwa.
jeśli wszystko się uda zgodnie z planem to pierwsze raporty powinny się pojawić we czwartek:) miłego rowerowego weekendu!
Witam ipozdrawiam.
cześć:) jak miodobranie w Myszyńcu? Wracaliście przez Jednorożec?
Witam Eliza.
Dziękuję za wspomnienie o nas w opisie trasy, miodobranie przebiegło przyjemnie bez problemów 🙂 wracaliśmy przez Jednorożec, droga bardzo dobra i zachęcam do jazy tą trasą, uwaga na kamyki znajdujące się na ścieżce rowerowej, ja złapałem gumę 🙂 Eliza jeżeli masz profil na FB to odszukaj nas, zamieszczamy tam mapki naszych tras. Pomyślnych wiatrów, pozdrawiam Grzegorz Herner.
mmm, nie pamiętam tam żadnej ścieżki rowerowej. Ja je po prostu programowo omijam:) Cieszę się, że trasa się podobała, może skorzystacie jeszcze z innych moich przejazdowych propozycji. Pozdrowienia!
Bardzo malownicza trasa i imponująca ilość kilometrów 🙂
:))
Ta brukowana droga w lesie na Miłomłyn wnerwiła Cię, nie ma jazdy – tak, ale … jest piękna!
tak, NA ZDJĘCIU rzeczywiście ma dużo uroku:)))
Jest zdjęcie Niebieskiego opartego o drzewo. Dlaczego on ma takie wielkie sakwy? Przecież to tylko jednodniowa wycieczka.
pierwszy dzień trzydniówki:)
Nie wiedziałem, że jest w ogóle możliwe, ze Eliza przejedzie dystans 6,97 km – myślałem, ze zaczyna od 80-100 km.
A widzisz? Jeszcze nie raz Cie zaskocze!
Uff. Wreszcie jesień. Przetrwałem najgorszą porę roku. 😉 A wieczory/noce wcale nie są jeszcze zimne, zimne zaczną się, gdy zacznę marznąć wieczorem w krótkim rękawku i będę musiał przyodziać bluzę. Na razie dane mi było tak zmarznąć tylko raz, gdy temperatura spadła o 22 do 6 stopni. Oczywiście jechałem na krótko. 😉
Z zimnolubnym pozdrowieniem. :-))
a mówią, że YETI nie istnieje…:) lato górą, dziś znowu ponad 20 na termometrze. Ja też na krótko!:))
Dziś faktycznie bardzo przyjemnie. Takie umiarkowane ciepło koło 20 stopni też lubię 🙂
Ha! można się jednak dogadać:)
I będzie chłodno 🙂 Pojechałbym też na jakąś dalszą eskapadę. Jeziora na Mazurach pewnie już też odpowiednio lodowate się zrobią 😉
Zamiast tego – siedmiodniowy tydzień pracy już od dłuższego czasu. Wolny zawód nie zawsze jest wolny;)
..zawsze były lodowate. A tymczasem leje! Więc na pewno będzie chłodno. I am not happy!
Leje do teraz… Masakra.
Nie pozostaje nic innego jak życzyć wszystkim słońca nie tylko na ten weekend 😉
Ten bikemap jest naprawdę podły
A z Nowego Dworu a nawet z Tujska do Elbląga można dojechać naprawdę równiutkim asfaltem pomijając 7 i dąży bikemap. Fajny opis i wycieczka. Pozdrawiam
o, to bardzo fajna informacja! podasz szczegóły? Szukałam jakiegoś objazdu planując tę trasę, ale wszystko co widziałam na mapie wyglądało mało zachęcająco.
też pozdrawiam:)
Dwie wersje jadąc od Stegny:
http://www.bikemap.net/pl/route/3301411-tujsk-elblag-rubno/
Tą trasą wyjeżdża się za Elblągiem na trasę 503 na Suchacz
http://www.bikemap.net/pl/route/3301419-tujsk-elblag-centrum/
Ta druga pozwala zaliczyć Elbląg “po drodze”
Od Tujska do Marzęcina jest asfalt znośny, na pewno nie tak “dobry” jak do Dobry. Od Marzęcina równiutko. Natomiast z Fromborka bym proponował opuścić po 5km trasę 505 i pojechać prosto na Wielkie Wierzno i dalej na Młynary przynajmniej połowa drogi ma bdb nawierzchnię. Pozdrawiam i być może do zobaczenia na trasie 🙂
P.S. Mam nadzieję, że linki zadziałają
informacja od Ciebie stanowi przełom w mojej ocenie atrakcyjności tej trasy. Czyżby było jakieś połączenie stałe typu most w Bielniku??? Ominęłam tę opcję w rozważaniach bo na wszystkich dostępnych mi mapach (również AD 2015) w tym miejscu jest zaznaczona przeprawa promowa… To byłoby coś ominąć “siódemkę”:) Dzięki za podpowiedź o skręcie na Wierzno, chętnie skorzystam. Tylko czemu dopiero w przyszłym roku…:((
Most rzeczywiście tam jest od kilku lat. Nie chciałbym Ciebie martwić ale w tym roku rozpoczynają rozbudowę 7 i być może znowu trasa z Marzęcino do Elbląga będzie używana jako objazd. Mam nadzieję, że nie. Z Milejewa prawdopodobnie jest jeszcze jeden łącznik, jednak muszę go najpierw fizycznie sprawdzić. Pozdrawiam
jak rozbudują to będzie serwisówka, czyli przedłużenie mojej ulubionej autostrady rowerowej, która jest już od Miłomłyna:) jak sprawdzisz Milejewo daj znać, chętnie przetestuję w 2016:) pozdrowienia!
PS, a z mostem to świetna wiadomość, pytanie KTO AKCEPTUJE TE MAPY???
bikemap mnie wkurzył, gdyż znowu bez sensu zlicza przewyższenia. Natomiast w tych miejscach gdzie automatycznie nie rysuje śladu po szosie wybieram funkcję rysowania odręcznego, po lewej przycisk z podkówką(magnesem?), a potem powracam do poprzedniej funkcji. To działa akurat naprawdę fajnie. Można ślad wykreślić na totalnym bezdrożu i płynnie przejść do dalszej, normalnej trasy. No to tyle. Miłego kreślenia.
a na to nie wpadłam! masz dla mnie same dobre wiadomości:) jakbyś chciał podrzucić coś jeszcze – to śmiało …:)))
Pozdrawia się Elizę i życzy Jej wytrwałości w doczekaniu pór roku bardziej życzliwych rowerowaniu.
się dziękuje i w oczekiwaniu na wiosnę się nieustannie walczy:)
Trochę to trwało ale daję znać :). We wcześniejszym wpisie chodziło i oczywiście o Młynary i drogę na okolice Godkowa. (z telefonu czasami takie kwiatki mi wychodzą). No to znalazłem chwilę czasu i pojechałem aby sprawdzić naocznie tę trasę. Kiedyś znalazłem info o planach poprawy jakości tej drogi i pomimo szumnych zapowiedzi (dofinansowania z UE itp.) droga niestety jest kiepska. Za Młynarami skręca się w prawo na Godkowo-23km wg znaku. Przez prawie 5 km jest asfalt jakością porównywalny do tego na Dobry 🙁 Już miałem go nawet pochwalić jako lepszy ale niekonwencjonalny zaczep chińskiej czołówki(naj. strumień światła za 12 zeta) mi się urwał i ocena drogi jest niska. W miejscowości Słobity są ruiny pałacu (co Cię może zainteresować) tam kierujemy się na Burdajny i tam jest odcinek około 3km z nawierzchnią utwardzoną z wystającymi płatami asfaltu (groźnie to brzmi) ale przez połowę tegoż jedzie się całkiem dobrze, druga połowa jest kiepska.( Jechałem rowerem trekingowym). Ale w nocy trafia się we wszystkie dziury. Podsumowując kiepskiej drogi jest 8km Cała trasa jest na http://kgrzany.bikestats.pl/1396508,Burdajny.html
P.S. 1
Od Kadyn do Milejewa przez Łęcze i dalej do Młynar jest piękna asfaltowa droga
P.S. 2
Przeczytałem relację z Tour de Elbląg z 2014 i stwierdzam, że te Kadyny trochę przeoczyłaś. Być może Twoje oczekiwania były większe ale jest to dość urocza wioska z zabudowaniami neogotyckimi i innymi neo, z fajnie położonym klasztorem na wzgórzu – albo podjazd terenem albo pieszo (z 200 schodów przez rezerwat buków), dąb który jest przed a nie za wioską, ze dwa hotele w których można również coś zjeść i kilka stadnin koni, miejsc na chłonięcie przyrody dzikiej a i widok na Zalew Wiślany . Jak na wioskę “zapuszczoną” to chyba starczy :). Nie mniej zgadzam się że jest zapuszczona w porównaniu do możliwości np. Niemcy, ale to problem ogólnopolski
Pozdrawiam, miłej drogi i planowania.
hej, dzięki za wszystkie precyzyjne informacje. Doceniam poświęcenie:) do Godkowa postanowiłam nieodwołalnie jeździć naokoło przez Pasłęk, bo droga Pasłęk – Orneta jest świetna a wszystkie okoliczne “boczniaki” prezentują (jak potwierdza Twoja relacja) poziom nader żałosny. Kadyny rzeczywiście obejrzałam bardzo pobieżnie, ale tzw PIERWSZE WRAŻENIE było słabe. Niemniej planuję dać im DRUGĄ szansę:)) Przez Łęcze jechałam, przez Milejewo nie ale rekomendację zapamiętam i chętnie z niej skorzystam. Pozdrawiam życząc ciepłego i rowerowego listopada:)
Na grudzień trzymam kciuki za śnieg i siarczyste mrozy 🙂
ponegocjujmy. Może w lutym? w perspektywie marca łatwiej by było znieść syberyjskie klimaty:))
Ciekawe – w Warszawie na Mokotowie już przed 10 pełne słońce 🙂
Zgoda 🙂 w sumie w grudniu mogę jeszcze coś pokręcić na rowerze. A jak grudzień będzie ciepły, to może styczeń i luty okażą się odpowiednio śnieżne i mroźne 😉
uff, grudzień uratowany – jest szansa na roczne 20,000:) a w styczniu…SIĘ ZOBACZY!
W sumie… wystarczy, jak śnieg będzie w Tatrach. To założenie pozwala mi bez przeszkód życzyć Ci bardzo dobrych warunków do rowerowania przez całą (mazowiecką) zimę :))
świetnie! Tatry całe Twoje. Z dowolną ilością mrozu i śniegu:))
Gratuluje wygranej 🙂
I (jednak) czekam na wiatr. Stężenie rakotwórczych pyłów zawieszonych w powietrzu w Warszawie kilkakrotnie przekracza normy. Nawet kilkanaście minut na zewnątrz powoduje u mnie od razu ostre objawy astmy. Rakotwórczy benzopiren-jest tez np. w papierosach-i szereg innych substancji. Niech wiatr i deszcz wreszcie przegonią ten syf, bo muszę jeździć metrem do Kabat, by w ogóle moc pojeździć…
no to się doczekałeś:) dzisiejszy huragan powinien Cię usatysfakcjonować. Już nie wspomnę, że zgodnie z zamówieniem lało nocą bardzo konkretnie. Czy jest poprawa?
Poprawa jest znacząca 🙂 Do tego wczoraj przed huraganem uciekliśmy w słoneczne i ciepłe rejony – Jurę Krakowsko-Częstochowską. Czyste powietrze, 17 stopni, górzysta trasa i… kąpiel w jeziorze po drodze 😉
Brawo!! 🙂 Też bym z Tobą chętnie zagrał. Pewnie wynik byłby podobny. Nie grałem 5 lat 😉
do usług! jak tylko będziesz zainteresowany wycieczką na Bielany zapraszam na moje ulubione korty. Najlepsze w Wawie!
Moze dzisiaj wieczorem? 🙂 na przykład koło 18-19.
hej, odpisałam na priv:)
Motywowany pogodą i prognozami również poszedłem dziś na wagary i pojeździłem w ciągu dnia :))
Robisz postępy:))trzeba łapać każdą okazję, bo nie ma ich ostatnio dużo
Niesamowite pustki…
czasem pojawiał się śmieszny kudłaty pies. Czasem nawet przyprowadzał na plażę swojego równie śmiesznego(choć nie kudłatego) pana:))
19 lat wysługi i “już” emerytura? Mój rudy ma 16 i póki co mam zamiar wytrzymywać z nim dalej… no, tylko że mój nawet 5o.ooo jeszcze nie ukończył…
A jak Niebieski Stachanoviec? Ile zrobił kilometrów do emerytury? O ile pamiętam, rok temu było to 11o.ooo? To najlepszy czas na podsumowanie jego kariery.
Niebieski na emeryturę się nie wybiera mimo przejechanych 150,000 (około) km. Nadal będzie szalał na letnich dystansach. Ale słotną jesienną porą chętnie odda przywilej nabijania treningowych kilometrów:)
Powodzenia! 😉
Listopad to tylko stan umysłu. ;))
mhm. Tak samo jak lipiec i sierpień:)
Brawo 🙂
Meczbol (ale nie wiem, dla kogo;) by był, gdybyśmy zagrali trzeciego seta – tie breaki są tylko miłym dodatkiem 😉 fajnie się grało, dzięki 🙂
super TB coraz częściej występuje w roli pełnoprawnego 3 seta, zwłaszcza w rozgrywkach emeryckich:)))
No tak, racja :))
Nie uzywasz ogolnodostepnych srodkow przeciwbolowych?
raczej próbuję się zorientować o co chodzi i dojść do rozwiązania problemu, bo ten ząb jest leczony i nie powinien boleć. Ibuprom oczywiście jest moim dobrym znajomym, ale wlałabym się z nim nie zaprzyjaźnić za bardzo:)
Pozdrowienia! Czy z zębem już spokój?
ząb wkroczył w fazę przejściową. Boli już tylko czasem:) we wtorek ciąg dalszy leczenia. Też pozdrawiam:)
Ja jeździłem wieczorem, gdy było -6. Najbardziej zmarzły mi stopy, czyli standard 😉 Niedługo to będzie -6, ale w najcieplejszym momencie dnia, a nocami kilkanaście stopni mrozu…
Stawaj ZAWSZE na światłach na środku pasa a nie przy krawężniku. Wtedy pan autobus nie stanie obok Ciebie a za Tobą. Tak jak każdy inny blachosmród :-). Pozdrawiam.
to bardziej skomplikowana sytuacja drogowa była:) autobus z prawego pasa do skręcania mnie zaatakował, bo ja stałam na środkowym do jazdy prosto. Miałam go po swojej prawej stronie i dlatego taka konwersacja była możliwa
Zimne stopy to tylko stan umysłu. 😉
Tymczasem w Morsownii było dziś do +6*C i słonecznie! O_O
Aż musiałem odczekać z rowerem do zachodu słońca. 🙂
..i dlatego przejechałam 40km a nie 4:)
I stał się cud. 😉
Jedyne, co tym razem zrobiłem inaczej niż zawsze, to uzupełniłem “nieobowiązkowe” okienko z nazwą witryny internetowej…
“doznał cudu poprzez próbę dodania komentarza”. Chwytliwe!!:)
Nawet ta satelitarna pogoda się nie sprawdza. Testowałem już chyba wszystko co było godne uwagi na telefonie.
a ze mną zagrasz jeszcze kiedyś? 🙂
wróże zapowiadają piękny, deszczowy i chłodny maj. Okazji nie zabraknie…
jest niemała grupa takich co mówią że jeżdżą na rowerze a nie przejechali 1% z tych 2400
chyba dlatego że kwiecień jest tradycyjnie miesiącem jednego procenta
To mnie dziwi, że osoba prowadząca tak zdrowy tryb życia czyli Ty – tak dużo ruchu na powietrzu – ma łatwość łapania zapaleń górnych dróg oddechowych i nie nabywa odporności.
mnie też to dziwi. I mocno irytuje
Do każdego roweru trzeba się przyzwyczaić, dopasować aż stanie się on częścią nas. Gdybyś dłużej pojeździła na kolarzówce też byś z czasem przywykła
Bez przesady. Po jednej przejazdzce nie mozna ferowac takich opinii. Szosowka ma byc ustawiona pod konkretnego rowerzyste. Wysokosc siodla, pozycja siodla przod-tyl, wysokosc kierownicy i jej nachylenie, dlugosc mostka. Klamek w gornym chwycie na pewno siegasz (kciuk zawiniety na kierownicy, reszta palcow na klamce). W dolnym chwycie to moze byc problem, ale tak trzeba ustawic klamki na kierownicy, ze trzy pace srodkowe ich dosiegna. Dzwignia jest wieksza, niz w chwycie gornym, wiec nawet jeden palec wystarczy, aby hamulce zadzialaly. Rozwarcie spoczynkowe klamek tez sie reguluje, bo wiadomo, ze kobiece dlonie sa generalnie mniejsze. Do zmiany biegow trzeba sie przyzwyczaic, ale po kilku jazdach robi sie to instynktownie.
Wiadomo, ze po przesiadce z gorala albo trekkingu szosowka to szok. Cierpliwosci, a na pewno sie Tobie spodoba. Pisze z doswiadczenia, bo tez mnie poczatkowo od szosy odrzucalo, a teraz wrecz przeciwnie.
macie zapewne rację, tylko że ja wierzę w miłość od pierwszego wejrzenia. Nie dla mnie małżeństwo z rozsądku:))) a rower był przygotowany do testu specjalnie dla mnie
Elizko! Jesteś przedmiotem mego podziwu! Gratulacje! – wiem, ze jeździłaś więcej, np 300 km z Rossem – co u niego? Pytania – czy po takim dystansie śpisz jak kamień całą noc? Drugie – nie wiem czy o to wypada pytać, ale potraktujmy rowerowo, technicznie, czy tak intensywne jeżdżenie produkuje na nogach większe mięśnie czy pozostają one dziewczęce delikatno-opływowe?
po takiej wyprawie jestem przede wszystkim…zachwycona sobą (włączając w to kopytka niezależnie od ich opływowości:)) Bardzo ciężko znoszę brak snu, po 20godzinnej przerwie w spaniu jestem tak zmęczona, że…nie mogę zasnąć. A potem zaczynają mnie boleć stygnące mięśnie i ze snem jest słabo. Znam to wszystko na pamięć – wliczone w koszta:))
Czy mięśnie stygnące po 255 km wysiłku bolą długo, do rana i dłużej? Czy jest to silny ból? Od ilu km bolą stygnące mięśnie? – bo mnie np po 80 km nie bolą, już prędzej trochę tyłek. Ciekawe byłoby- przynajmniej dla mnie, gdybyś czasem napisała i o fizjologii – jak organizm reaguje na duży i długotrwały wysiłek.
napiszę:)
Tekst dla mnie bardzo ciekawy. Dzięki. Osobiście przyda mi się np zalecenie, żeby po jeździe robić ćwiczenia rozciągające na kolana. Myślałem, że sama jazda rowerowa jest już ćwiczeniem na kolana. I pewnie jest, ale nie gdy ktoś jedzie ostro pod górę.
Na uniknięcie kurczy polecam na 2-3 dni przed bardzo długą wyprawą odpuścić kawę, alhohol (piwko też się liczy) i wszelkie napoje gazowane. Pić przynajmniej jedną butelkę (1,5l) wody niegazowanej dziennie. Jak już kurcze się zdarzą po drodze to shot magnez + B6 jest dość skuteczny. Jak nie starcza mocy w drugiej części dystansu to polecam Nutrend Gutar w fiolce i napój izotoniczny triatlonistów. Czyli 2/3 w miarę odgazowanej coli/pepsi i 1/3 wody. Tylko nie light. Normalna cola zawiera dużo cukrów i kofeiny. Najsłynniejsza triatlonistka wszech czasów Paula Newby-Fraser, ksywka Queen of Kona, zawsze używała tego typu kombinacji podczas wielu wygranych Ironmanów w Kona na Hawajach. Są bidony, które odgazowują colę po drodze bo mają wbudowaną membranę która przepuszcza gazy. Np Specialized Purist WaterGate :http://www.bikeradar.com/gear/category/accessories/water-bottle/product/review-specialized-purist-watergate-bottle-22oz11-42784/
Gratuluję! May the force be with you!
Czy od dużego wysiłku zmniejsza się liczba krwinek czyli robi sie anemia? Nie słyszałem.
z braku żelaza w moim przypadku
Te domy z gankami fajne – wyglądaja na poniemieckie
Masz już 10000 km, a ja dopiero – z tym, że poza miasto jeżdżę tylko raz w tygodniu – 960 km – dla Ciebie śmiech na sali
w sumie to tylko jedno zero różnicy:)
Rzeczywiście – tylko zero różnicy, zero to nic, czyli różnicy nie ma.
Dziś 29 czerwca przejechałem 94 km w okolicach Łukowa (drogi asfaltowe oraz ziemne), ale odczułem – głównie z powodu upału – byłem bez czapki. a włosów już prawie nic, polewałem głowę wodą.
bez czapki nierozsądnie, ale dystans zacny jak na warunki cieplne:)
Z Sochaczewa do Wyszogrodu, N. Miasto, Joniec, to “moje” dość często odwiedzane miejsca. W Wyszogrodzie miło posiedzieć w kawiarni na wysokiej skarpie, tuz przy jej krawędzi i patrzeć na Wisłę.
dobra podpowiedź, jest powód żeby się do Wyszogrodu wybrać niebawem znowu:) Podobała mi się nowa “promenada” nad Wisłą ale tam trzeba z rowerem mordować się po schodkach
Pani Elizo, co ja słyszę, 2 dni bez roweru? Mi zdarza się i 4 dni bez, ale Pani? (A ze mną to zabawne, że i po okolicy przy domu też jeżdżę tu i tam na rowerze, a gdy idę czasem piechotą, to ludzie pytają się, co się stało, że ja nie na rowerze. Widocznie myślą,że tak jak w starożytności był taki stwór pół koń pół człowiek, to teraz jest stwór pół rower i pół człowiek, np my Pani Eliza i ja – Pan Jerzy).
mnie w okolicznych sklepikach bez roweru nie rozpoznają:) ale poprawiam się – dziś kolejny dzień “odrabiania”. Plan zakłada odwiedziny w polecanej przez Ciebie miejscówce w Wyszogrodzie:))
W roku 2014 trzykrotnie korzystałem z kawiarni na wysokim brzegu, ta kawiarnia była właściwie na rynku czy przy rynku, ale tuz przy krawędzi skarpy. Obok stała stara łódź drewniana. Była w takim budynku trochę pawilonowatym.
tak myślałam, że to miejsce wskażesz bo jako jedyne do kawiarni by pasowało. Pawilon piękny owszem stoi, nazywa się Szkutnia, ale zamknięty na głucho i bardziej na jakieś mini muzeum wygląda
Widocznie ludzie prowadzący w Szkutni kawiarnię i restaurację (byli oni z Warszawy) – dania obiadowe też były, przestali to prowadzić. Wielka szkoda. Może zysk był za mały – w wekendy gości było niemało, ale w dni powszednie pustawo.
Niedaleko Nasielnej jest też Naruszewka, nad nią możesz W Dobrej Woli koło Popielżyna- Zawad i niedaleko od Cieksyna zobaczyć młyn wodny (w przeciwieństwie do kawiarni on nadal jest – widziałem w tym roku). A czy jechałaś wzdłuż Raciążnicy koło Sarbiewa i Smardzewa? Ładnie tam. W ogóle w tamtej okolicy dość dużo rzek Wkra, Sona, Łydynia, Raciążnica, Naruszewka, Nasielna, Turka itd Raz jeszcze przepraszam, ze Cię zawiodłem z tą kawiarnią – ale nieświadomie.
zawód wyszogrodzki nie był duży bo dzięki Twojej zachęcie zajrzałam tam po kilku latach ponownie (czego w planach nie miałam pamiętając bylejakość tej okolicy) i odkryłam że to teraz całkiem miła miejscówka żeby złapać chwilę wytchnienia (i rzecznej kontemplacji:)). Ciasteczko zawsze w trasie jakieś mam a bez kawy mogę przeżyć przez kilometr jaki dzieli Wyszogród od Gościńca Legenda, gdzie takową serwują (choć nie nad rzeką). W Smardzewie byłam kilkakrotnie, jeżdżę czasem tamtędy do Ciechanowa chociaż zapewne innymi drogami i obce są mi Twoje ulubione ochaszczone szutry:)))
Wzdłuż Raciążnicy są asfalty.
A jaki jest czas brutto takiej wycieczki?
nie mam pojęcia. Do Sierakowa jeżdżę czasem po to, żeby sobie w lesie posiedzieć i poczytać…
Pozdrowienia z pociągu na trasie Olsztyn -> Działdowo 🙂
i nawzajem:) dalsza podróż też z przygodami, pociąg utknął w Olsztynku na ponad kwadrans ale w Działdowie poczekali:))
Jak z przewozem rowerów w pociągu wieczornym do Koszalina, którym jechałaś (ExpressIntercity)?
jechałam pociągiem EIP czyli Pendolino. I jak w każdym Pendolino z przewozem rowerów jest marnie, żeby nie powiedzieć żałośnie marnie. Na nic reklamy pokazujące stado zachwyconych kolarzy. Bo w składach EIP miejsca na rowery są 4. CZTERY. 2 w wagonie 5 i 2 w wagonie 6. Obowiązkowo należy wykupić dla siebie miejsce 11 albo 13. Przy czym są one niejednokrotnie zajęte przez osoby kupujące bilet w internecie, nie podróżujące wcale z rowerem. Więc szansa trafienia miejsca w wakacje jest naprawdę nie za duża. Bilet na rower kupuje się obowiązkowo przed wejściem do pociągu (9.10 PLN, taryfa stała) tak jak i bilet dla siebie. W przypadku braku biletu kara 600PLN.
Dzięki. Pozdro.
Gratulacje!
Byłaś w “moich” regionach, gdzie robiłem wiele wycieczek. mnie mniej szkodzi brak asfaltów i pociągi truchła. Natomiast strasznie niskie perony to dla mnie też problem.
Niedaleko Sadownego do Starych Lipek lubiła jeździć Maria Dąbrowska. Niedaleko Sadownego jest reż Brok fajne miasteczko. Kiedyś z Broku jechałem wzdłuż Bugu do Wyszkowa. Ciekawa droga, ale asfaltów raczej brak.
Ty jesteś bardziej jak Majka – szosowa, ja – jak Włoszczowska – terenowy.
Z opisanych okolic lubię Wzgórza Dylewskie, dolinę rzeki Wel w okolicach Lidzbarka (głęboko wcięta dolina), okolice między Lidzbarkiem a Rybnem (jeziora) oraz dolinę Brynicy w lidzbarsko-górzniańskim parku krajobrazowym – wspaniałe krajobrazy
No niestety są to pewnie ostatnie dni takich temperatur 🙁 Już czuć w powietrzu jesień i będzie pewnie coraz zimniej…
póki co wróże szaleją i na weekend zapowiadają znowu trzydziestkę!
A jakieś mapy trasy ?
Link na dole wpisu albo w zakladce mapy
“miłe ciepłe chwile”? 🙂 Mam zupełnie inny pogląd na panującą aurę 🙂
http://tomski.bikestats.pl/1513306,Rokola.html
Elizko! Na czym polega program regeneracyjny? Co trzeba robić?
Z wyrazami szacunku
Jurek Trammer
trzeba dużo spać i dużo jeść za to mało jeździć. Preferowanie byłoby również mało pracować, ale nie wymagajmy za wiele:) również załączam stosowne wyrazy:))))
Czy ta rzeka to Bzura? Koło Piasecznicy krajobraz taki sobie – zgoda – ale dużo ciekawostek, np pałace w Skotnikach czy w Guzowie, kościół w Mikołajewie (z cmentarzem, gdzie groby ziemian) itd itd
nie, to Utrata
Kiepski czas dla nas rowerzystów – te ciągłe deszcze, listopadowe szarugi jesienne przyszły za wcześnie, do tego trzy ostatnie październiki były słoneczno-prześliczne, co mnie rozpieściło.
po intensywnym sezonie czekałam na deszcz i tydzień odpoczynku był bardzo fajny – ale zanosi się na znacznie dłużej a to już fajne nie jest. Też jestem rozczarowana bo ostatnie lata oferowały piękną pogodę jesienią. Przynajmniej wrzesień był fajny
Jeździć, nie narzekać :-). Warmia jest piękna w deszczu … http://marecky.bikestats.pl/1523454,WARMIA-CIEKAWA-i-NIEZNANA.html
de gustibus…etc. Czyli co kto lubi. Z ponad 18000km w tym roku mogę sobie trochę ponarzekać. A nawet O ZGROZO czasem odpuścić!!!:)
Czy te obie biografie Pilcha to autobiografie? (dziś rozmawiamy nie o rowerze)
otóż
biografia pierwsza powstała wedle wszystkich zasad sztuki, spisana sumiennie przez panią Katarzynę. Biografia konkurencyjna zaś ma formę wywiadu rzeki popełnionego przez panią Ewelinę, związana kiedyś z panem P. Obie książki ukazują się niemal równocześnie. I z fragmentów sądząc nie są spójne. Autobiografii Pilchowi nie życzę, bo o ile Dzienników t.1 wielce był zabawny, żwawy i rześki to przez drugi ledwie przebrnęłam – tendencja zatem mocno spadkowa…
Też miałem wysokie oczekiwania…Cóż, jutro będę dopingował Polkę w barwach Niemiec – mówi się trudno :-). Pozdrawiam.
lubię grę Kerber ale jutro będę trzymać za Dominikę:) spodziewam się fajnego meczu
też pozdrawiam!
Ostatni gem był EPICKI! Przypomniały mi się dawne ,,wojny” Seles-Graf :-).
mecz był świetny jak i cały tegoroczny turniej. Jeden z ciekawszych w ostatnich latach w mojej opinii. Czekam już na listopadową wersję ATP:)
Imponujące, gratuluję :-). Ja jeszcze muszę poczekać do przyszłego roku.
no to też długo czekać nie musisz:) rowerowe cyferki dają mi trochę nadprogramowej frajdy, zwłaszcza w zestawieniu z przebiegiem samochodowym, który last year wyniósł 4000 a w 2016 też większy nie będzie bo na razie mam 2200:))
Spokojnie. Śnieg się nie utrzyma, będzie jazda. A od 15.11 bardzo duże ocieplenie 🙂
może się i nie utrzyma ale błoto dzisiaj masakryczne a wcale tak znowu mocno nie sypie. Godzina jazdy, pół dnia suszenia. W ocieplenie uwierzę jak już przyjdzie:)))
Lekko przekopałem się do 11.11.2014 :-). Twój wypadek był bardzo tajemniczy -podejrzewam, że na coś najechałaś i to było przyczyną upadku. Wystarczy większy kamień i rower leci. Cieszę się, że szybko doszłaś do siebie. Ja akurat kończę miesięczny przymusowy post rowerowy i wracam w siodło, bo siedzenie w domu to nie dla mnie. Zwłaszcza, że przyszły rok zapowiada się pasjonująco. Rowerowej szerokości i równości życzę. Pozdrawiam.
o przyczynach wypadku już nie myślę – no dobra, przynajmniej próbuję nie myśleć. Bo jednak to pytanie DLACZEGO tkwi uparcie z tyłu głowy. Twoja hipoteza może być słuszna, przez wypadkowe miejsce przejeżdżałam w tym roku kilkunastokrotnie i nie ma tam nic podejrzanego…
MRDP – będę trzymać kciuki. 300km dziennie przez 10 dni to poza moją percepcją. MOŻE uda mi się JEDNĄ trzysetkę w 2017 złapać:) Wracaj na rower i szlifuj formę. Pozostało 279 dni!
PS a skąd taka długa przerwa?
U mnie -0,8 to było w najcieplejszym momencie. 🙂
i dlatego Ty jesteś MORS a ja nie:)
Już dziękuję za kciuki. Na MRDP na pewno się przydadzą. A co do jesiennych wakacji to dwóch chirurgów wzięło się za mnie działając jednocześnie i w porozumieniu. Zalecili tydzień przerwy po operacji i spokojną jazdę, ale że ja spokojnie już chyba nie potrafię, to wydłużyłem sobie ten czas do miesiąca :-).
ja co prawda na MRDP się nie nadaję, za to w spokojnej emeryckiej jeździe sprawdzam się niezawodnie, szczególnie zimą osiągam prawdziwe mistrzostwo w tej dziedzinie:) Jak spróbujesz też się nauczysz:))) 2 chirurgów brzmi groźnie, ale tydzień odpoczynku to mało, jakoś bardzo życzliwie Cię potraktowali. Byle kontuzja miesiąca odstawki w opinii spotykanych przeze mnie lekarzy wymaga…
Pamiętam ten wypadek, bardzo to wtedy przeżywałem – szczególnie tajemniczość, brak wiedzy o przyczynie.
Elizko, to Ty, gdy jest na dworze około zera masz otwarte okno?
Ano. Ale nie otwarte jeno uchylone. Głównie w nocy bo za dnia to tylko wtedy kiedy jestem na rowerze:)
Cieplej może i będzie ale zdaje się, że w pakiecie z ulewami. Nie do końca o to i chodziło:(
To cieplej od środy-czwartku chyba rzeczywiście będzie.
Nie wiem po co się szyje te ochraniacze… może żeby jeździć na trenażerze w domu. Jedyne jakie znalazłem z wzmocnieniem to Rogelli… ale też zaraz rozwaliły się od uderzenia o pedał SPD… potem już było z górki, bo wszystkie wzmocnione wstawki od spodu odpruwały się bez problemu:(
zdjęcia http://dabek5.bikestats.pl/842551,Rogelli-Ochraniacze-na-buty-rowerowe-pierwsze-wrazenia.html
z domem to może być trop. Założone bezpośrednio na skarpety zapewne niejedną zimę by wytrzymały. Tylko już bym nie ryzykowała trenażera. Siedzenie przed telewizorem na pewno zwiększyłoby wytrzymałość:)
A propos Nowy Modlin – niedawno jechałem tamtędy do leśniczówki Tustań, która jest tuż za Strzembowem.
oj Jerzyk, Ty to zawsze takimi chaszczami jakimiś pomykasz co to oko ludzkie nie widziało ani ucho nie słyszało:)
Ale tam są piękne i ciekawe zakamarki i krajobrazy, a mnie o to chodzi, jazda kawałek ziemną drogą czy ścieżką, to radość, a potem – powrót na asfalt – to druga radość. Wtedy jechałem i przez las, i przez dawne lotnisko – przed Złotopolicami – w Strzembowie minąłem pałac w stylu mauretańskim, a las wokół polany i leśniczówki Tustań był przed wojna własnością hrabiego, a gajowy w Tustanie – pracownikiem hrabiego, a nie jak dziś leśniczy – pracownikiem lasów państwowych. Tego wszystkiego, Szanowna I Droga i Dzielna Rowerowa Koleżanko (SDDRK), dowie się człowiek, gdy “pomyka chaszczami”
Być w Pasłęku i nie zajrzeć do Elbląga? I to z wiatrem 🙂
idąc dalej tym tropem: być w Elblągu i nie zajrzeć do Fromborka?? to myślenie jest mi bliskie, dokładnie według tego schematu znalazłam się w Pasłęku (“być w Małdytach i nie zajrzeć…etc”). Co przekłada się w większej skali na te 200,000km właśnie:)))
A do Fromborka to już wiatr byłby mniej sprzyjający 🙂
Gratuluję. Bardzo okrągła kilometrówka 🙂
Gratuluję i życzę kolejnych ciekawych wypadów
dziękuję. Wypady zawsze ekscytujące, nawet te jednodniowe. Trudniej znaleźć motywację do codziennego kręcenia, bo bywa czasem żmudne. Zwłaszcza przy takiej listopadowej aurze. Ale listopad tylko raz w roku. I właśnie się kończy!!!
Bałtyk zimą – coś pięknego. Uwielbiam wracać tam co roku o tej porze roku. Turystów brak, klimat cudowny. 🙂
Fajny wyjazd. Okolice dobrze mi znane, ale zawsze ciekawie spojrzeć na nie z perspektywy innego aparatu :-). Pozdrawiam.
Wzorem, o ile można tak napisać, do naśladowania w liczbie przejechanych kilometrów byli do tej pory dla mnie faceci. Chyba czas zacząć wzorować się na płci pięknej :-). Wielkie gratulacje.
w roli ww wzoru czuję się doskonale:) mam nadzieję, że w kolejnym roku też “zasłużę” na gratulacje:)))
Czy te Twoje Continentale takie mocniejsze, z warstwa antyprzebiciową? Ja mam takie firmy Schwalbe, przebicia się zdarzają, ale o wiele rzadziej. Bardzom ciekawy czy sprawdza się te dętki! Czy sa z wentylem samochodowym czy z rowerowym. Wesołych Świąt!
Continental Race King, miękka ale bardzo lekka opona. Podatna na przebicia, zbiera cały żwir z drogi – nie polecam. Schwalbe Marathon z wkładą antyprzebiciową mam w srebrnym i jestem z nich mega zadowolona. W nowych dętkach wentyle są samochodowe bo to do szerokich (2.0) opon. Ale są też takie dętki w rozmiarze odpowiednim do opon szosowych i w nich zapewne wentyle są rowerowe. Dobrych Świąt!
Jakby było nieco więcej czasu to pisałbym o celu na poziomie 30.000 km albo przynajmniej 25.000 km. Że czasu jest mało sugeruję 23.000 km 🙂 Race Kingi i w Elblągu zbierają obfite żniwo dętkowe i z tego co wiem ludzie z nich rezygnują. Mój CUBE pomyka od początku na Mountain Kingach 2,2 (drut), co na Żuławach Wiślanych brzmi zabawnie ale opony te są trudno przebijalne i mają wysoką dzielność terenową (gubią się dopiero przy nadmiarze błota), no i pięknie huczą na asfalcie 😉
Życzę spokojnych i rodzinnych Świąt.
zaproponowane cele bardzo atrakcyjne, pozostawię je pod rozwagę Tobie jako target na 2017. Daj znać, który wybrałeś:))) ja postanowiłam celować w trudne do zrealizowania założenie DNIA BEZ ROWERU. Gdyby tak prognoza deszczowych Świąt się spełniła miałabym szansę odnieść sukces:))) Bardzo dziękuję za życzenia i wzajemnie – udanych Świąt!
Władcom szos mówimy: “Pocałujta nas w d…”.
my im mówimy TEŻ PANU ŻYCZĘ MIŁEGO DNIA:)))
W Sylwestra odbyłem leśną jazdę rowerową w okolicach Międzylesia, Radości, Falenicy – było fajniasto.
Nowy (New) Rok szykuje dla Ciebie należne Ci przyjemności!
ooo! wiesz coś czego ja nie wiem??? życzę, żeby i dla Ciebie coś miłego się znalazło!
Kochasz rower, ale też słoneczną pogodę.
Have a good rowerowy urlop, ale jeszcze nie jutro – większy mróz dopiero od czwartku
jutro dalsze dostawy błota i huraganiszcze. Nie podejmuję wyzwania
To Wy jesteście nadzwyczajnie miła i uprzejma dzioucha, Hej!
skądże, to z wyrachowania. Lubię jak ich zatyka i rezon opuszcza:))
To Wy jesteście wyrachowana dzioucha.
Skoro Ci tal lekko idzie przekroczyć plan, to teraz staraj się nie wykonywać planu. To dopiero będzie w Twym przypadku osiągnięcie i siła woli, Pani Elizo.
Ja nie jeżdzę już od ponad miesiąca. 😉 Dasz radę! 😉
a dlaczego? zdrowie przecież dopisuje? dziś był mój DZIEWIĄTY dzień bez jazdy. Trudne doświadczenie. Ale z nogą jakby lepiej…:)
Od 13 grudnia jestem w Zakopanem 😉 wracam w niedzielę, ale z racji tego, ze ponoc w Wawie jest sporo śniegu, przerwa sie jeszcze wydłuży. Czas na narty biegowe 😉
Znam ten ból rowerowej przerwy. Trzymam kciuki, żeby to nie było 30 dni. A tenisowo sądzę, że czas najwyższy na Radwańską.
przerwa jest już (niemiłym) wspomnieniem, znowu (a jednak!) się kręci:) co do Agn – życzę jej serdecznie ale wiary jakoś brak…
I tenisowo pozamiatane … Szkoda, może w lipcu się uda.
w tej kwestii jakoś wiary nie ma we mnie…
Marecki jest nadczłowiekiem!
o 2.56 po 36 godzinach w drodze dotarł do Ostródy. Zastanawiam się, czy jest coś, co mogłoby mnie skłonić do tego żeby się tak męczyć. Nic nie przychodzi mi do głowy… Ale podziw jest:)
Ale On – nadczłowiek czy człowiek – przy takim wysiłku musi jeść. Gdzie odżywiał się po nocy? Jakim cudem nie zasnął jadąc na rowerze dwie prawie doby? Do tego, jak widzę ze zdjęcia, wcale nie wygląda na nadczłowieka, tylko na miłego i nieherkulesowatego człowieka…. Bajkoż ty moja, weź tu zrozum świat i człowieka. Hey!
Gdzie pożywiał się nocą? Jak robił, by nie zasnąć nocą ze zmęczenia?
nie umiem odpowiedzieć na te pytania, ale MARECKY to wymiatacz, który szykuje się do MRDP… Jak dojdzie nieco do siebie może zechce podzielić się informacjami jak to możliwe, żeby takie przebiegi robić? Na moje pytania odpowiadał dość ogólnikowo i po rowerowej dobie stwierdził, że nie jest specjalnie śpiący i że “pierwsza doba to jeszcze nic”. Widać w bojach zahartowany:)))
Szczegółowa relacja powstanie niebawem, tak na szybko zapraszam do lektury mojej www marecki.home.pl w dziale DŁUGIE DYSTANSE.
W takiej sytacji jesteś w prawie, aby jechać po jezdni! Co prawda nie ma w PoRD nic o oblodzonych DDR, ale w tym przypadku nalezy powolac sie na artykul 3:
“Uczestnik ruchu i inna osoba znajdująca się na drodze są obowiązani zachować ostrożność albo gdy ustawa tego wymaga — szczególną ostrożność, unikać wszelkiego działania, które mogłoby spowodować zagrożenie bezpieczeństwa lub porządku ruchu drogowego, ruch ten utrudnić albo w związku z ruchem zakłócić spokój lub porządek publiczny oraz narazić kogokolwiek na szkodę. Przez działanie rozumie się również zaniechanie.”
Jazda po lodzie naraza rowerzyste na glebe, czyli szkode w rozumieniu tego artykulu. Zatem JADAC po takiej DDR lamie on przepisy.
wydawało mi się, że w takiej sytuacji zdrowy rozsądek jest wystarczającym paragrafem… Ale dpp byli odporni na argumenty i bardzo potrzebowali zademonstrować pełnię swojej policyjnej przewagi
A mnie dodatkowo wkurwia, ze ci policjanci zachowali się tak wobec kobiety. Gdzie ich opiekuńczość męska? Te obecne lody, jeśli nie posypane piaskiem, sa skrajnie śliskie. Myślałem, ze potrafię po nich jeździć – bez przyśpieszania, bez hamowania, bez ruszania kierownicą – ale i tak raz ostatnio wyrżnąłem w glebę. Mój kolega ma kolce w oponach, ale mi się nie chce specjalnie kupować, m. innymi dlatego, bo na odcinkach bez lodu znowu utrudniają jazdę.
Też się martwię, zwłaszcza, iż nie wiadomo czy mróz będzie przez tydzień czy dłużej. Z drugiej strony w lutym zima ma prawo być.
Nie narzekać :-). Syberyjskie mrozy które nadchodzą zmrożą Zegrze i już jest pomysł na bezsmogową jazdę po lodzie. Pozdrawiam.
pomysł na syberyjskie mrozy mam inny, jedynie słuszny – przeczekać. Ale intryguje mnie jaka jest zależność smogu/lodu/Zegrza? Jest jakaś?
Syberyjski mróz posłuży tylko do zamiany wody w lód w Zalewie Zegrzyńskim. Jazda rowerem możliwa tuż po zelżeniu syberyjskich mrozów, ale przed odwilżą :-). A podczas jazdy na tak otwartej przestrzeni smog nie występuje. Taką widzę zależność na podstawie doświadczeń z Zalewu Wiślanego – http://marecky.bikestats.pl/index.php?did=435788 🙂
Ja po Zalewie jeździłem zimą na łyżwach. Rowerem bałem się, że się będę ciągle przewracał.
Trochę śniegu nad lodem na pewno jest potrzebne, bo jazda tylko po lodowej tafli to raczej tylko na tyłku 🙂
Dziwiłem się właśnie, skąd ten brak wpisów u Ciebie. Wszakże asfalty suche, a mróz niewielki 🙂
NIEWIELKI to pojęcie względne. Podyskutujemy jak będziesz latem narzekał nazywając upałami NIEWIELKIE i jakże przyjemne ciepełko:))
Po 22.000 km w zeszłym roku doprawdy ciężko będzie Ci zardzewieć :-). Pozdrawiam i byle do wiosny.
wróże mamią, że ocieplenie tuż tuż. Może tym razem się nie mylą
Taki ładny, słoneczny tydzień, a Ty dalej pauzujesz?
Widzę największy kryzys rowerowy u Ciebie od… od zawsze 😉
Mam nadzieję, że nie jesteś chora!
ja kryzysu nie zauważam, chyba że masz na myśli kryzys pogodowy:) Niestety czasem sprawy zawodowe i wszelkie inne mają termin realizacji akurat wtedy, kiedy świeci słońce – tak jak wczoraj
Widzę wczorajszy wpis – wszystko jasne 🙂
Mój rowerowy urlop trwa w dalszym ciągu – jak już wczoraj zrobiło się ładnie, to znów smog potworny i ostrzeżenia, by nie wychodzić na zewnątrz, których to (mając astmę, która jest zapewne skutkiem mieszkania w warszawskim “uzdrowisku”) nie mogę już ignorować…
A ja dziś (18-ty lutego) trochę pojeździłem po lesie – we mgle i w oblepłej wilgoci, ale zimno nie było.
jak Ty dałeś radę po tym lodzie się turlać? asfalciki już bardzo przyjazne, ale ścieżki leśne straszą bagnistym grzęzawiskiem zamiennie z resztkami lodowej ślizgawki. Ja bym się nie odważyła:)))
Troszkę męczyłem się, jechałem powoli, uważnie, ale bywały miejsca na szerszych drogach (tam, gdzie dociera słońce, południowe strony dróg) bez śniegu i lodo-śniegu.
Smog niestety 🙁 ale dziś wreszcie dobre powietrze 🙂
Fajnie, że uporałaś się remontem i znowu masz dom – i to jaki czyściutki, świeżutki! Ja jeździłem w sobotę, był bardzo zimny wiatr, ale słońce i kryształowe powietrze.
bardzo fajnie:) remontowa mordęga należy do najcięższej kategorii – ale warto było!
Ciekawa pętla. Większość tych terenów jest mi znana, oprócz powiatu pułtuskiego. Nawet planuję przejechać swoje pierwsze 170 km całkiem podobną trasą, ale jeszcze zahaczając o Płońsk i kończąc w Nowym Dworze Mazowieckim. Grr, będę musiał się przemóc w tym roku.
a dlaczego akurat 170? a nie 200?:))
Co dokładnie znaczy “pętelka sierakowska” oraz “pętelka sierakowska przedłużona” – jest gdzieś mapa?
proszę bardzo:
https://www.bikemap.net/pl/route/2396689-mariew-sierakow-dabrowa-lomianki-80km/?newly_saved=true
do znalezienia mapy/kampinoski park narodowy – pierwsza pozycja
Thank you very much, Madam.
U nas zaczęło kropić trochę później, gdzieś o 12.30 mnie złapało.
“Mrozowate” – dobrze powiedziane – o powietrzu. Ciekawe – czasem też jest np +7, ale powietrze nie jest mrozowate. To, co Ty, Madam, nazywasz “mrozowate”, ja nazywam “oblepłe zimno”. See you later.
Nie obrażać Grubasa, który poczciwy i pracowity.
Grubas ma poparcie i podziw opinii publicznej
Grubas poparciem zachwycony ale lekko zmieszany tą nagłą popularnością:)
Zmieszany, bo skromny – znowu plus dla niego.
Hej, Grubasie! Tego się nie spodziewałem. Jak mogłeś swej najlepszej koleżance robić takie figielki z przerzutką?????!
widać był juz w zupełnej desperacji…
Co czuje się czy co Ty czujesz, mając takie platformiaste pedaliska? Jaka zaleta w stosunku do przeciętnych pedałów?
przede wszystkim kolce robią róznicę – “chwyt” jest bardzo stabilny, zadnych uślizgów
PS z blizej nieznanego powodu wordpress przestał od wczoraj akceptować literę “z z kropką” w komentarzach, więc niechlujstwo w pisowni wymuszone
A ja byłem tam, gdzie Ty byś nie lubiła – na bagnach z…rowerem. Możesz zobaczyć pod : Wiosna na bagnach trammer salon24.
Twoja ulubiona zabawa – czajenie się w krzakach!
Drugiego i piątego kwietnia przejeżdżałem przez Szczytno, kierując się od pociągu w Piasecznicy ku Puszczy Kampinoskiej
A dziwisz się? Skoro można tam spotkać bardzo interesujące i ładne osoby.
Heh, byłem nad tą rzeką na pierwszym zdjęciu przy Zawadach 24 marca :D. Wracałem pociągiem do domu z Niepokalanowa.
No to Ross nie będzie zachwycony tymi drogowymi ulepszeniami… Już nie będzie miał dżentelmeńskiej przyjemności przenoszenia Ciebie. Ta odnowiona droga grobla jest z Dziekanowa dokąd? Mogłabyś mi to tak przybliżyć, bym trafił?
oj, w tych leśnych gąszczach to ja nie jestem biegła… Z Dziekanowa jedzie się kilometr na Szczukówek (chyba), i tam na polanie z budką (ławeczki) skręca się w lewo. To jest ta grobla. Jedzie się nią ok 1,5km do kolejnej budki i na rozwidleniu w prawo – w ten sposób po kolejnych 1300m dojezdza się do polany z kolejnymi budkami i pięknym starym dębem (ochrzczonym przeze mnie Ludwik). I to juz prawie Sieraków jest:)))
Dzięki – to już wiem
ufff:)))
Elizko!To nie wiesz? Bo ja już słyszałem, że takie huraganowe zimne wichrzysko będzie już zawsze. trzeba więc nam zamienić rowery na bojery na kółkach (nie na płozach) – są takie.
Tytuły wpisów mogą traktować o celach wycieczek. Wszak nie ma złej pogody na rower, a są tylko źle ubrani rowerzyści ;-). Pozdrawiam!
Tytuły wpisów mogą traktować o celach wycieczek. Wszak nie ma złej pogody na rower, a są tylko źle ubrani rowerzyści ;-). Pozdrawiam!
Jeździmy w te same miejsca. Byłem tu 30 kwietnia – dzień przed Tobą, patrz w googlu “Nasza ojczyzna: Nad Bzurą”.
będę uważać mijając chaszcze, krzaczory i wszelkie bujne zarośla!
Brawo! 🙂 Cieszę się, że zaczyna Cię wciągać jazda terenowa.
eeee tam. Pogodowa konieczność i tyle:((
Most Kutrzeby jakby skądś znany ;-). Tylko rzepaku wtedy nie było.
Pozdrawiam.
na pewno był, tylko nie widziałeś bo był schowany. Pod śniegiem:))))
Przy moście im. generała Kutrzeby byłem w tym roku już trzy razy. Jest jego fragment tu u Ciebie na zdjęciu i ten sam fragment jest u mnie też na zdjęciu w Salonie 24 – notatka “Nad Bzurą”.
przy nieustannym wietrze wschodnim Sochaczew wielce popularny:)
Rozpędzasz się! Trasa już długawa i średnia bardzo dobra. Gratulacje.
średnia wykręcona w drodze powrotnej, 2 godziny 33-37km/h, wiało iście DIABELSKO:)
Pozdrowienia od kolegi z krzaczorów – jak nazywasz zarośla i krzaki…
jadąc przez Dębinę zawsze bacznie się rozglądam…:)) za pozdrowienia dziękuję – i wzajemnie!
A w Starym Bógpomoż byłaś kiedyś? 🙂
nie, ale słyszałam. Gdzieś w okolicach Płocka? Dobrze pamiętam?
Z powodu dychy, gratulacje Dziewczyno o niespożytych siłach!
:)))
Elizko! W “Legendzie’ byłem w tym roku dwa razy na obiedzie, gdym jeździł do Czerwińska i okolic – w tym roku bylem tam (w Czerwińsku) pierwszy raz w życiu 6 i 27 maja. Od Czerwińska jechałem wzdłuż Wisły ku Zakroczymiowi gruntową drogą – pięknie tam.
piękna gruntowej drogi nie zaznam więc polegam w całości na Twojej opinii w tej kwestii:)))
Ale powiedz jak wrażenia z Legendy? Skoro obiadowałeś dwukrotnie to wnioskuję, że nie najgorsze?
Obiady w “Legendzie” smakowały. Porcje aż dla mnie za obfite, mimo tego, że brałem jedynie 2-ie danie ( i kawę), wychodziłem obżarty. Chcesz zobaczyć wygląd krajobrazu koło gruntówki Czerwińsk- Wychodźc, to zerknij do Salonu24 do mojej notatki o wsi Ździarka.
Ty narzekasz na upał?? Niebywałe 🙂 byłem przekonany, że jesteś zachwycona 😉
45,75 km i czyn heroiczny?! Dla Ciebie taki dystans, to jak dla mnie pójść do toalety i z powrotem…
no proszę, jaka tu się zawiązała spontaniczna loza szyderców! a Wy Chłopaki ile dziś przejechaliście??
Przejechałem około 50. Dębe Wielkie Nowe PKP – Pustelnik – Krubki Górki (niebywały hotel Witolda Modzelewskiego typu pałac, w restauracji dla Ciebie szarlotka na gorąco)) – Wołomin Słoneczna PKP oraz wypady na boki. To nie było szyderstwo, ale wiara w Twoje siły, Pani (Madam).
PS Ja nie chłopak, ja staruszek – niestety, ale nic nie poradzę.
rzeczywiście – sądząc ze zdjęć. Fajnie tam jest?
Hotel – Pałac warty rzucenia okiem, w środku też basen. Okolice średnie. Może ładne rozległe łąki w okolicy Krubek na rzeką Czarną. Ja spenetrowałem je drogami ziemnymi, Ty możesz widzieć je z asfaltu między Krubkami i Wolą Ręczajską albo z drogi Trzcinka – Kolno (ta droga częściowo ziemna, ale twarda, niezła, a widok łąk warty grzechu).
40 km + ponad godzina pływania w jeziorze. Część pływacka wypadu była zdecydowanie najprzyjemniejsza :)) nad wodę ledwie dojechałem, powrót po zachodzie słońca już znośniejszy 😉
a dziś??? 🙂
Prawie tyle co wczoraj. 39,87 km 😉 Jak dla mnie ciagle jest (za) gorąco 😉
Widziałem, ile zrobiłaś dzisiaj. Jesteś WIELKA 🙂
A w “Legendzie” się było, miód i colę piło?
Było się:) niezły pałac to Alexandrinum. Tam jest jakiś ogród, mozna zjeść na powietrzu?
Można na tarasie, a może i całkiem na powietrzu. Teren wokół pałacu dość rozległy, przyjemny. Od Wołomina niedaleko, od Dębego Wielkiego też, od Wołomina niezła szosa jak lubisz, od Dębego odcinkami słaba.
Troszkę zdjęć z tej okolicy u mnie w Salonie 24: notatka “Miejsce związane z Majorem Dobrzańskim Hubalem”.
Najlepszego rowerowego 🙂
dzięki. Powodzenia w DNIU ZERO!!
Że nadchodzi słońce, to zapowiadają od tygodni, a ono nie nadchodzi. Od dawna planuję wycieczkę moim niebieskim (mój też jest niebieski) Urle – Mrozy, ale odkładam, czekając na ładny dzień. Strasznie ten wrzesień nietypowy, w Polsce rzadko jest tak deszczowy. Pamiętam, że kiedyś się w Tatry jeździło właśnie we wrześniu, jeśli się chciało uniknąć typowej dla tych gór deszczowości lipca i sierpnia.
Nie powinno być tak, że ponieważ istnieją pijacy siadający na ławkach, to się likwiduje ławki dla wszystkich, w tym dla niepijajków, których jest większość. Podobnie można by likwidować szosy i samochody, bo istnieją piraci drogowi.
Lekko może nie być. W Elblągu lekko nie było od razu i to co udało mi się wynegocjować u naszego zarządcy zbiorkomem wygląda następująco:
6. Przewóz rowerów z zastrzeżeniem ust. 5. dopuszcza się w przypadku nagłego załamania pogody lub awarii roweru:
1) w niedziele i święta,
2) w soboty od godz. 11:00,
3) w dni robocze od godz.17:00
pod warunkiem, że:
1) jest wolne miejsce w pojeździe na jego przewóz,
2) istnieje możliwość takiego umieszczenia roweru w pojeździe, by nie utrudniał przejścia, nie zagrażał bezpieczeństwu ruchu, nie powodował uszkodzenia pojazdu
i nie był zagrożeniem dla innych pasażerów.
Tak więc widzisz, że lekko może nie być :-). Pozdrawiam.
w obecnym regulaminie żadnych zastrzeżeń nie ma – oprócz standardowego “żeby nie utrudniał innym pasażerom…etc”. Wspomniany nowy regulamin ma być dla rowerzystów gorszy i właśnie wprowadzać ograniczenia w godzinach szczytu etc. Moja propozycja była taka, żeby jednak wprowadzić rozróżnienie na linie miejskie i podmiejskie, kursujące co godzinę albo i rzadziej. No ale jak widać w mentalności powszechnej nic się nie zmienia – ROWER NIEBEZPIECZNY. GRYZIE??!!
Ciekawe, że taka zwykła wirusówka tyle kondycji odbiera. To było z gorączką czy nie? A jeśli po wirusówce (a może jeszcze trwa?) czujesz się słabo, to nie szarżuj – nawet tych 54.85 km – idź na mały spacerek, bo 100 razy sie uda, a sto pierwszy może osłabić serce. Nie gniewaj się, że się mądrzę.
Niesamowite, a ja tego samego dnia w Tatrach na nartach przy sporym mrozie 🙂
Wysłałem Ci zdjęcia na telefon. Mam nadzieje ze doszły.
Ha, uwielbiam krótkie spodenki – nogi i tak z jakichś nie do końca jasnych dla mnie względów nie marzną mi wcale, a ‘goła łydka’ to prawdziwa wolność:) Pozdrawiam!
Pamiętam, jak przeżywałem Twój wypadek i dręczyła mnie tajemnica, bo tam nie wszystko było jasne, co do przyczyny. Ale zregenerowałaś się i jesteś mocniejsza niż kiedykolwiek. Niech żyje Elizka “Kocham Rower”!
zdarzenie tajemnicą pozostanie. A wsparcie zawsze w cenie. Dzięki za miłe słowa!
Smolej Kawiarnia ; W Łukcie na Panią
Czekamy ; szarlotka z lodami;
Pozdrawiam
Smolej Kawiarnia ; W Łukcie na Panią
Czekamy ; szarlotka z lodami;
Pozdrawiam
to już chyba w przyszłym roku, ale przyjadę na pewno!
Szkoda ogromna, że nie mogłem oglądać Twego striptisa.
zawsze wiedziałam, że Twoje czajenie się w dębińskich chaszczorach nie było przypadkowe!
Przypadkowe, nie przypadkowe, niemniej zobaczenie striptisa koleżanki chyba należy się koledze po tylu latach znajomości
stwierdzenie tyle śmiałe co nieprawdziwe:)))
To, że pozwala się obywatelowi na jazdę rowerem też jest przywilejem?
cieszmy się, póki mozna!
Dziękuję, że mi pozwoliłaś taką być
Zima
Udanych Świąt!
rowerowo się nie zapowiadają, leje jak z cebra… niemniej tez zyczę udanych!
Święta i świat nie są tylko rowerowe.( Wczoraj na rowerze będąc na zakupach złapałem gumę i natychmiast ją łatką samoprzylepną załatałem – jest więc gotowy).
To zupełnie jak ja nigdy – do zeszłego roku – nie byłem zimą w Kampinoskim Parku Narodowym 🙂
mój lajtowy emerycki wyjazd ma się nijak do Twojego kampinoskiego wyczynu. Ten to był prawdziwie zimowy!
nad morzem bywałam do tej pory w listopadzie i grudniu, co jednak było jesienią. Więc zimą to pierwszy raz ale pogoda szczęśliwie mimo kalendarza pozostała jesienna:))
Witaj zatem w klubie śnieżnych hardkorów 🙂
nie jest to moje naturalne środowisko niemniej członkostwo w tym ekskluzywnym klubie uwazam za nobilitujące. A ze dziś znowu sypało całą noc i sypie nadal to będzie szansa ponownie zaistnieć w nowej roli:)))
Park na Młocinach?
tak. Chwilowo nie polecam
Dla hardkora śnieżno-błotnego 1000 km w styczniu to norma ;-). Gratulacje 🙂
no właśnie, zostałam członkiem odpowiedniego klubu i od razu wynik skoczył:)
W tym roku zgłosiłem się do jedzenia (łykania) na czas, ale w dobrym towarzystwie 😉 Niemniej, w pamięci mam pączki od Ciebie w zeszłym roku. Świetnie się na nich jechało 🙂
widziałam, widziałam. Niezły uzyskaliście wynik:))) Robert nie tylko rekordy kilometrowe bije :)) cieszę się, ze dobrze wspominasz warszawskie pączki!
Gratuluję! 🙂 kilometraż jak na połowę lutego świetny.
U mnie póki co okrągłe zero 😉
dzięki! mój najlepszy rowerowy początek roku ever:))) narciarskie wyczyny nie tłumaczą w pełni Twojego zera. Do roboty!
No właśnie z tym może być problem 😉
Czasowo (na zimę) wyprowadziłem się z Warszawy do Zakopanego. W mieście 30 cm, wyżej w górach nawet 2,5 metra. Zima stulecia 😉 wyglada na to, ze w tym roku wsiądę na rower dopiero w kwietniu. Ale kibicuję Tobie 🙂
taka ilość śniegu to brzmi jak absolutny koszmar:))))) a za kibicowanie dziękuję i polecam się!
Możesz w tej materii na mnie liczyć:) zaglądam na Twojego bloga regularnie, również zimową porą:))
ach, jak takie słowa podrywają do boju blogera!!!
Brawo!! 🙂
Ja też. 🙂
a tu proszę niespodzianka. Nie zgadli:)))
A jak można dostać się do fanklubu?
OD RAZU DO FANKLUBU?? a staż jako kandydat na kandydata został już zaliczony? :)))
Gratuluję bardzo!
dzięki. Należy mi się! 🙂
Smacznego! 🙂
wczoraj okazuje się, ze tylko przygrywka do dzisiejszego koncertu była:))
Brawo 🙂 ja dzis działałem ponad 4h (na nartach) przy temperaturze w przedziale -15/-20. Gdy na grani po podejściu zaczął wiać wiatr, pobiłem chyba rekord prędkości w przepięciu się do zjazdu 😉 najbardziej marzły mi palce u rąk. Buty narciarskie na szczęście są ciepłe:)
latem przy 35 plus pogadamy:))
Podejrzewam, że jak się już dobrze wkręcisz w zimową jazdę to za rok, może dwa zrobisz zimową rewizytę w elbląskich okolicach. Ugościmy Ciebie po królewsku – pączkami 😉
to nie jest wykluczone, jako ze wg wstępnych szacunków rzeczona wyprawa w PRZETRENOWANYCH czternastu kaemach miałaby szansę się zamknąć. Z domu na dworzec mam 12. W Olsztynie przesiadka na czerwone truchło do Elbląga – 300m. A z elbląskiego dworca do tej miejscówki zachwalanej przez Ciebie jako rokująca pączkarnia to pewnie więcej niz 2 nie będzie. Chociaz bardziej niz pączki rajcują mnie te okonki u okonka o których wszyscy ciągle przy kazdej okazji wspominacie. Myślę, ze to będzie jeden z moich targetów. Na lato:)))
Tak to się zaczyna 🙂
mój licznik ma skalę do -10, producent aktywności ponizej dychy nie przewidział. Za to w górę kończy się chyba na 50, bo mocno powyzej 40 zanotował a na Saharze jeszcze z niebieskim nie byliśmy. Pasuje mi:)
Piękny. I jak blisko. Zupełnie nie mam szczęścia do zobaczenia tych zwierząt. Czy to Biebrza, czy Kampinos, czy Wysoczyzna Elbląska.
troszkę zzoomikowany:) Ty tez trafisz w końcu na SWOJEGO łosia. Tylko nie mozesz jezdzic tak szybko, bo przegapisz:))))
Żadnych dworców, co najwyżej wiatr z południa 😉
Stare Sigmy pokazywały do oporu – tj. moja najniższa to -23,4 w styczniu 2006 r. Teraz mam przygotowany taki nierowerowy, którego użyję jak zaokienny pokaże coś w tych granicach :-). Na razie ciepło …
100 lat!
kusisz!:))
Tobie 100 lat, blogowi tak z 70 😉
poprzeczka zawieszona wysoko. Biorę rozbieg!
Gratulacje
No ładnie… zostałem szpiegiem:)
taki trend:)
tiiia… to co tygrysy lubią najbardziej… dobry DDR nie jest zły… szczególnie w Polskim wykonaniu:)
wychodzisz na rower a zaliczasz all inclusive fitness po całości:)
No więc dokąd pojedziesz? Uchyl rąbka tajemnicy…
decyzja jeszcze nie zapadła, jeszcze dla mnie trochę za wcześnie na poważną dużą wyprawę. Na razie czas na marzenia. Miły czas:))
A ja wlasnie ostatnio patrzyłem na prognozy dla Warszawy i stwierdziłem, ze przed majem to chyba na rower nie wsiądę 😉 wynikało z nich, ze zimno nie ma końca. A tu prosze, jeździsz i to duzo 🙂
przy takiej temperaturze jak wczoraj spodziewałabym się juz Ciebie w krótkim rękawku…:)
Wczoraj miałem temperaturę -7 🙂
U nas dzisiaj kilka widziałem. Cierpliwości 🙂
a tu proszę Ciebie NIKOGO. Najbardziej pewne corocznie zasiedlane miejscówki póki co bez lokatorów. Dmuchało wczoraj z południa i najwyraźniej wywiało wszystkich podrózników na daleką północ, na Mazowszu nie zdązyły wylądować:(
Dwa bociany niebawem odwiedzą Sochaczew ;-). Mam nadzieję …
Tak dokładnych zdjęć sarenki gratuluję
mój nowy aparat ma chyba wbudowany jakiś magnes na zwierzaki:)
Tak, kwiecień 2018 pogodowo nadzwyczajnie udany. Odbyłem 6 podmiejskich przejażdzek rowerowych, normalnie robię mniej. Oczywiście, jak Ty to nazywasz, po krzaczorach. Ale jakie to były krzaczory – zobacz w google “Ostatnie chwile cudnego zakątka”. Pozdrowienia.
obejrzałam. Bardzo zacne krzaczory:)
O której docierają do Tułowic turyści z wąskotorówki, pytam, by wiedzieć, do której można być tam bez tłoku?
ciuchcia parkuje ok 12.30. Kwadrans mona doliczyć zanim towarzystwo do osady dojdzie
PS. nader akuratne nowe Twoje pseudo:))
Ta moja nowa krzywka czy nowe pseudo jest tylko w kontaktach z Tobą, pozostali znajomi tego nie znają i o tym – nie wiedzą.
o, to szkoda ze się tak marnuje w ukryciu!
Oni, ci pozostali znajomi, nie zrozumieliby sensu i znaczenia pseudonimu “Krzaczor”. To, co dla Ciebie krzaczorami, to dla nich piękne zakątki i krajobrazy. Nadto nie znają pewnego spotkania w krzaczorach przed kilku laty.
Uwielbiam ten kawałek asfaltu od Osady Puszczańskiej do Przesławic (ktoś nazwał to: Urokliwy Zakątek). Jest to bardzo piękne miejsce (zarówno latem jak i jesienią). Jeżdżę tamtędy kiedy tylko mogę. Nie podoba mi się tylko nowy (stalowy) mostek. Zbudowano go w ubiegłym roku. Stary drewniany miał swój urok. Pzdr…
nazwa nieco pretensjonalna, ale rzeczywiście urok zakątka oddaje:)
Miło się czyta Twoje wpisy. Fajnie piszesz 🙂
taaakie komentarze tez miłe. Dzięki:)
Zdjęcie, przepraszam, bardzo (rowerowo) sexy…
W zeszłym roku dwa razy tym motorakiem “truchłem” jeździłem do stacji Przetycz, skąd rozpoczynałem wycieczki: raz w lewo od stacji, drugim razem – w prawo
tez uwazam, ze zielone truchło bardzo atrakcyjnie się prezentuje:)
Nie miałem na myśli pociągu, proszę Pani.
W kwestii ścieżek rowerowych w pełni się z Tobą zgadzam. To jest jakiś koszmar. Dodatkowo mam wrażenie, że ludzie którzy je tworzą w życiu nie posadzili tyłka na siodelko rowerowe!
Gdy będziesz lecieć jeszcze kiedyś drogą 575 w stronę Płocka to polecam (jeśli jeszcze nie byłaś) w Słubicach skręć w lewo i pojedź kilkanaście kilometrów do m. Sanniki. Jest tam piękny pałac z olbrzymim ogrodem.
Lubię czytać Twojego bloga…
Pozdrawiam…
temat sciezek doprowadza mnie do rozpaczy – właśnie piszę komentarz do artykułu w GW – pani radna z Ursynowa zaproponowała, zeby celem uspokojenia ruchu rowerowego na ściezkach i w trosce o pieszych zamontować na tychze ściezkach progi zwalniające…
W Siennicy byłam ale gnałam na pociąg do Łowicza, co zresztą źle wspominam (ściezka…) i pałacu nie zaliczyłam.
A za miłe słowa w imieniu bloga dziękuję:)))
Całą trylogię “Bałtycki spontan” przeczytałem z ogromną przyjemnością. Świetnie (i dowcipnie) napisane. Pozdrawiam…
było o czym pisać, grunt to dobry materiał. Świetny wyjazd i rewelacyjna pogoda. Też pozdrawiam