Kaszuby 2018 cz.1

wyjazdy w trakcie tzw “długich weekendów” to nie jest moja ulubiona zabawa. Robię to niezwykle rzadko ale tym razem dałam się skusić – pogodę wróże zapowiadali piękną a na eskapadę kilkudniową miałam już tak wielką ochotę, że postanowiłam nie marudzić tylko brać co dają. W pakiecie z potencjalnym tłumem:))
Pomysłów na trasę było jak zawsze sporo, ostateczny plan to wypadkowa zapowiadanych kierunków wiatru (oczywiście:))), dogodnego połączenia kolejowego (cel: zminimalizować czas w pociągu) i – jak się wkrótce okazało – dostępnych miejsc noclegowych. Ostatni wymieniony faktor wydawał mi się mniej istotny – jakże niesłusznie. Jako że noclegi pod chmurką zarzuciłam w czasach nastoletnich jeszcze (a też nigdy nie byłam ich fanką) zarezerwowanie fajnego miejsca gwarantującego zacny popas staram się załatwić zawczasu. Tym razem zajmuje mi to wiele czwartkowych godzin i gdy po kolejnym komunikacie “wszystko zajęte” zaczynam myśleć o tym, żeby się poddać wreszcie dopisuje mi szczęście. Jadę!!!
“Słoneczny” znowu nie mieści się na peronie w NDM i drzwi do tylnego przedziału rowerowego wystają poza peron. Nie bardzo rozumiem ten system – pociąg jest cały czas tej samej długości a czasem się na tym peronie mieści a czasem nie. Dziś nie, więc znowu przepychanka przez przedział z fotelami ku wielkiej niewiadomej. Składowisko rowerów okazuje się być umiarkowane i bez większego kłopotu znajduje się dla niebieskiego miejsce. Wolny fotelik też jest:)))
Prabuty cieszą się ostatnio powodzeniem, dziś też będą początkiem mojej przygody. 

Przy czym oczekuję, że będzie to tym razem PRZYGODA PRZEZ DUŻE PE, prawdziwa wyprawa – w tereny w dużej mierze dziewicze. Na Kaszuby!
Do wyprawy w nieznane trzeba się przygotować. Najlepiej ją zaczynać w miejscu, gdzie znajduje się stacja na “O”. W Prabutach jest:)))

Początek trasy wyznacza droga 521 Prabuty-Kwidzyn. Jechałam tędy kilka lat temu polując na kwidzynski zamek. Drogi nie zapamiętałam, co oznacza, że nie była za specjalna. Najwyraźniej jeszcze się ostatnio posunęła, bo jak raz doczekała się remontu. I to na co trafiam teraz to absolutna nóweczka, jeszcze miejscami nie oznakowana. Bardzo udany początek!!!

W przeciwieństwie do drogi 521 zamek w Kwidzynie zapamiętałam doskonale. To jeden z najpiękniejszych okazów w mojej zamkowej kolekcji.

Dziś jednak jego atrakcyjność przyćmiewa perspektywa zdobycia całkiem nowego zamkowego łupu. W tym celu jadę przez Korzeniewo,

wdrapuję się na most, przeprawiam przez Wisłę, 

skręcam w prawo w uroczy boczny asfalcik wzdłuż Wisły gdzie spotyka mnie miejscowość Nicponia i już. Jest. 

Zamek Gniew. Długo na niego czekałam! 
(zrobiłam kiedyś nieudane podejście do Gniewu jadąc prawym brzegiem Wisły i licząc na prom. Promu nie było, więc zamek pozostał nie zdobyty).
Wraz z zamkiem w pakiecie dostaje się pełen zestaw komercyjny – hotel czterogwiazdkowy, restauracje, grill, lody – co tylko chcecie. Jak również scena przygotowana na występ braci Golców:))

W dalszą drogę ruszam przez Morzeszczyn na Skórcz. To wojewódzka 234, ale wygląda bardziej na mocno lokalną drogę powiatową.

Jadąc myślę,  jak bardzo różnią się jakością i “ruchliwością” drogi wojewódzkie. Nigdy nie wiadomo na co się trafi. Bywają bardzo niemiłe zaskoczenia. Oj przekonam się o tym podczas kaszubskiej wyprawy!
Skórcz okazuje się całkiem przyjemną mieścinką, nieco może przykurzoną nie na tyle jednak, żeby miejscówki oferującej Lavazzę z ekspresu nie zauważyć:)))
Za Skórczem zaczyna się najmniej przyjemna część dzisiejszego etapu. Właściwie to w ogóle przyjemna nie jest. Jest fatalna! Raz jeden jechałam drogą 214 (wojewódzką, a jakże!) Skórcz-Kościerzyna. Zapamiętałam ją jako absolutny koszmar, wąską i zatłoczoną dramatycznie. Dziś czeka mnie powtórka – zaplanowana z premedytacją, żeby te wcześniejsze doświadczenia zweryfikować. Nie zamierzam też jechać tędy prosto 60km do Kościerzyny, plan zakłada odbijanie w bok na lokalne leśne dukty i zakosami 214 omijać. Na początek – Wda i Ocypel.

Wiadomo, jak to jest z leśnymi duktami. Nigdy nie wiadomo na co się trafi. Ocypel bardzo przyjemnie zaskakuje. 10km zupełnie nowego asfaltu, później już nieco starszy ale też nie najgorszy. Plus dwie miłe leśne popasowe miejscówki – jedna przed Ocyplem, druga za. Nad jezioro trzeba natomiast w boczny garbaty asfalt skręcić – odpuściłam.
Po relaksacyjnej ocyplowskiej podkówce wracam na 214. Niestety jest beznadziejnie. Ruch dramatycznie duży, szczęśliwie głównie osobówki ale suną sznurem z obu kierunków i przestaję słyszeć własne myśli. Odliczam kilometry to Starej Kiszewy, gdzie liczę na kolejny zjazd w bok – na Olpuch przez Konarzyny. Nic z tego. Asfalt do Olpucha prowadzi jedynie z NOWYCH Kiszew. Co oznacza kolejne długie kilometry na 214. Przez ten nieustany szum i hałas mam totalny kryzys i już jestem gotowa wybrać opcję enduro kiedy przygodny język informuje, że żadnego szuterku tam nie spotkam, kopne jeno piachy… Na taką propozycję nie jestem jednak gotowa, brnę dalej 214 i wreszcie doczekuję właściwego skrętu. Ufff!

Na 214 już nie wracam. Asfalt do Olpucha i za nim rewelacyjny nie jest, ale biorę wszystko bez marudzenia:)) 

Wiatrak i skansen to znak, że jestem już we Wdzydzach

i bardzo zaczynam być zainteresowana jakością kilkunastokilometrowego odcinka Wdzydze-Kościerzyna, który będzie ostatnim etapem dzisiejszej wyprawy. I otóż… klamra. Był nowiutki asfalcik na początku wyprawy, jest i na końcu. Absolutna, tygodniowa może nówka. Cudownie!
Tuż przed Kościerzyną zaglądam jeszcze do hotelu Szarlota, którego usytuowanie nad samym jeziorem nęci potencjalnie klimatyczną kolacyjką. Miałam nadzieję tam zamieszkać, ale miejsc nie ma. Może chociaż jedzonko? 
Miejsce jest rzeczywiście piękne, ale wita mnie tak koszmarny hałas, istna kakofonia dobiegających z kilku źródeł ryków już nie muzyki tylko jakiegoś pandemonium, że uciekam czym prędzej. Nawiguję do sprawdzonego podczas wcześniejszego wypadu hotelu Bazuny w Kościerzynie, gdzie czeka zarezerwowany wcześniej pokój. Cóż to za dobry wybór był. Cisza, cisza, cisza. Kolacja w ogrodzie nie ma może tego uroku co nad jeziorem, ale jest bardzo miło. I smacznie:))

do tej wycieczki jest mapa

  • DST 167.50km
  • Czas 08:12
  • VAVG 20.43km/h

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *